Podobne
- Strona startowa
- ÂŚw. Jan od Krzyża  DZIEŁA WSZYSTKIE
- Grisham John Wspolnik (2)
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika.[osiolek.pl] (2)
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna (1)
- Jordan Robert Wschodzacy Cien
- Eddings Dav
- Card Orson Scott Zadomowienie
- Card Orson Scott Glizdawce
- Chmielewska Joanna Slepe szczescie (2)
- Bielajew Aleksander Ariel
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Późnym popołudniem następnego dnia, kiedy większość escobarskich więźniarek odleciała już na statek przysłany, aby przewieźć je do domu, w wejściu namiotu pojawił się wymuskany barrayarski strażnik, prosząc o widzenie z kapitan Naismith.- Pozdrowienia od admirała, proszę pani.Admirał chciałby wiedzieć, czy pragnie pani sprawdzić dane na nagrobku, przygotowanym dla pani oficera.Znajdzie go pani w biurze.- Tak.Oczywiście.- Cordelio, na miłość boską - syknęła porucznik Alfredi.- Nie idź tam sama.- Nic mi nie będzie - mruknęła niecierpliwie Cordelia.- Vorkosigan jest w porządku.- Ach, tak? To czego chciał od ciebie wczoraj?- Mówiłam ci już.Załatwić sprawę nagrobka.- I trwało to dwie pełne godziny? Zdajesz sobie chyba sprawę, jak długo cię nie było.Widziałam, jak na ciebie patrzył, a ty, kiedy wróciłaś, wyglądałaś jak śmierć.Cordelia, lekko poirytowana, puszczając mimo uszu protesty swej towarzyszki, ruszyła w ślad za niezwykle uprzejmym strażnikiem, kierując się do jaskiń.Planetarne dowództwo sił barrayarskich urządziło sobie biura w jednej z bocznych sal.Panowała w nich atmosfera wytężonej pracy sugerująca, że w pobliżu znajdują się oficerowie sztabowi.I rzeczywiście, kiedy oboje weszli do biura Vorkosigana - na plamie, która niegdyś była wizytówką poprzedniego komendanta, starannie wypisano jego nazwisko i stopień - zastali go tam.Stał właśnie przy komputerze w otoczeniu Illyana, jakiegoś kapitana i komodora.Najwyraźniej wydawał im właśnie polecenia.Urwał, aby powitać ją ostrożnym skinieniem głowy.Cordelia odpowiedziała tym samym.Ciekawe, czy w moich oczach widać podobny głód, pomyślała.Cały kontredans manier, za którym skrywamy swą prywatność przed wzrokiem wścibskich, nie zda się na nic, jeśli nie nauczymy się kontrolować naszych oczu.- Nagrobek leży na biurku, Cor.pani kapitan Naismith - Vorkosigan wskazał kierunek machnięciem ręki.- Proszę go obejrzeć.- Po tych słowach odwrócił się z powrotem do wyczekujących oficerów.To była prosta stalowa płyta, standardowy barrayarski model wojskowy.Nazwisko, daty - wszystko w idealnym porządku.Cordelia przesunęła palcem po napisach.Bez wątpienia trwała robota.Vorkosigan wydał ostatnie rozkazy i dołączył do niej.- Zgadza się?- Owszem - uśmiechnęła się.- Zdołałeś znaleźć grób?- Tak.Wasz obóz jest nadal widoczny z powietrza, jeśli leci się na dość niskim pułapie, choć kolejna pora deszczowa z pewnością zatrze wszystkie ślady.Przy drzwiach biura wybuchło nagle zamieszanie.Oboje usłyszeli głos strażnika.- To pan tak mówi.Równie dobrze mogą tu być bomby.Nie może pan tego tu wnieść.Odpowiedział mu drugi głos.- Musi osobiście potwierdzić ich odbiór.Takie mam rozkazy.Zachowujecie się, jakbyście to wy wygrali tę przeklętą wojnę.Drugi mówca, mężczyzna w ciemnoczerwonym mundurze escobarskiego technika medycznego, wszedł do biura, odwrócony plecami do zebranych, prowadząc za sobą na kablu kontrolnym unoszącą się w powietrzu paletę, przypominającą niesamowity balon.Na paletę załadowano wielkie kanistry, każdy z nich wysoki na około pół metra, upstrzony kontrolkami, przełącznikami i otworami pozwalającymi na dostęp do środka.Cordelia natychmiast poznała owe urządzenia i zesztywniała, czując gwałtowny przypływ mdłości.Vorkosigan patrzył na nie obojętnie.Technik obejrzał się przez ramię.- Mam tu kwit odbioru, wymagający osobistego podpisu admirała Vorkosigana.Czy admirał tu jest?Vorkosigan podszedł ku niemu.- To ja jestem Vorkosigan.Co to za urządzenia, hmm.- Medtechniku - podpowiedziała szeptem Cordelia.-.medtechniku? - dokończył gładko Vorkosigan, choć zdesperowane spojrzenie, jakie jej posłał, świadczyło wyraźnie, że nie miał pojęcia, o co tu chodzi.Medtechnik uśmiechnął się kwaśno.- Zwracamy przesyłki do nadawców.Vorkosigan obszedł paletę.- Rozumiem, ale co to właściwie jest?- Wszystkie wasze bękarty - odparł tamten.Cordelia, widząc że Vorkosigan jest autentycznie zdumiony, dodała:- Te urządzenia to symulatory maciczne, hmm, admirale.Samowystarczalne, z niezależnym zasilaniem, choć wymagają przeglądu.- Co tydzień - przytaknął medtechnik z zabójczą uprzejmością.Uniósł w dłoni dysk.- Oto odpowiednie instrukcje.Twarz Vorkosigana zdradzała odrazę.- Co, do diabła, mam z nimi zrobić?- Myśleliście, że to nasze kobiety będą musiały rozwiązać ten problem? - odparł medtechnik z wyniosłym sarkazmem.- Osobiście sugeruję, aby powiesił je pan na szyjach ojców.Każdy pojemnik jest oznaczony ojcowskim kodem genetycznym, więc bez problemów powinniście stwierdzić, do kogo należą.Proszę tu podpisać.Vorkosigan wziął do ręki terminal i przeczytał dwukrotnie pokwitowanie.Ponownie obszedł paletę licząc urządzenia.Sprawiał wrażenie głęboko poruszonego.W końcu zatrzymał się obok Cordelii i mruknął:- Nie miałem pojęcia, że potrafią robić podobne rzeczy.- Używa się ich w razie problemów z ciążą.- Muszą być fantastycznie skomplikowane.- Oraz bardzo kosztowne.Jestem zdumiona - może po prostu nie życzyli sobie żadnych dyskusji z matkami.Parę z nich miało mocno mieszane uczucia co do aborcji.W ten sposób cała wina spadnie na was - Jej słowa uderzyły go niczym pociski.Cordelia pożałowała, że nie wyraziła się oględniej.- Więc w środku są żywe dzieci?- Jasne.Widzisz te zielone światełka? Łożyska i tak dalej.Unoszą się swobodnie w płynie owodniowym, zupełnie jak w domu.Vorkosigan potarł dłonią twarz, wpatrując się w kanistry niczym zahipnotyzowany.- Siedemnaście.Mój Boże, Cordelio, co mam z nimi począć? Oczywiście trzeba wezwać lekarza, ale.- odwrócił się do zafascynowanego urzędnika.- Sprowadź tu naczelnego lekarza.I to migiem.- Zniżając głos, dodał z powrotem zwracając się do Cordelii.- Ile czasu będą działały?- Jeśli trzeba, cale dziewięć miesięcy.- Czy mogę dostać mój kwit, admirale? - wtrącił głośno medtechnik.- Czekają na mnie jeszcze inne obowiązki.- Spojrzał z ciekawością na odzianą w pomarańczową piżamę Cordelię.Vorkosigan z roztargnieniem nabazgrał świetlnym piórem swe nazwisko na ekranie terminalu, przycisnął do niego swój kciuk i oddał technikowi, ani na moment nie spuszczając wzroku z kanistrów.Cordelia, czując niezdrową ciekawość, także obeszła paletę, sprawdzając odczyty.- Najmłodszy ma jakieś siedem tygodni, najstarszy ponad cztery miesiące.To musiało się stać tuż po wybuchu wojny.- Ale co ja z nimi zrobię? - powtórzył cicho.Nigdy nie widziała go tak zagubionego.- Co zazwyczaj robicie z owocami zabaw żołnierzy? Z pewnością miewaliście już podobne problemy, choć może nie na taką skalę.- Zazwyczaj dokonujemy aborcji wszystkich bękartów.W tym przypadku wygląda na to, że w pewnym sensie już to zrobiono.Zadali sobie tak wiele trudu - czy spodziewają się, że zachowamy je przy życiu? Żyjące płody - dzieci w puszkach.- Nie wiem - Cordelia westchnęła z namysłem.- Cóż za kompletnie odrzucona grupa ludzkich istot.Tyle że gdyby nie łaska opatrzności i sierżanta Bothariego, jedno z tych dzieci w puszkach mogłoby być moje i Vorrutyera.Albo nawet moje i Bothariego.Na samo wspomnienie Vorkosigan śmiertelnie zbladł.Zniżając głos niemal do szeptu powtórzył raz jeszcze.- Ale co według ciebie powinienem z nimi zrobić?- Prosisz mnie o rozkazy?- Jeszcze nigdy.Cordelio, proszę.Jakie jest honorowe.To musi być niezły wstrząs: odkryć nagle, że jesteś po siedemnastokroć w ciąży - i to w twoim wieku, pomyślała, po czym skarciła się w duchu za ów przejaw czarnego humoru - Vorkosigan był najwyraźniej zagubiony jak dziecko.Pożałowała go.- Przypuszczam, że musisz się nimi zająć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]