Podobne
- Strona startowa
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- John Grisham Firma
- Stuart Anne Czarny lod 03 Blekit zimny jak lod
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- starereklamy.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Toteż zawiózł dowody do Sajgonu, prosto na biurko naczelnego dowództwa.I co zrobiono? Podziękowano mu i powiedziano, że sprawa zostanie zbadana.A co tu było badać? Dowody, których im dostarczył, wystarczały, żeby wytoczyć co najmniej kilkanaście procesów.A jakiś generał zaprosił go na drinka.— Posłuchajcie, Fontine.Lepiej przymknąć oko na odrobinę korupcji, niż wysadzać w powietrze cały skład amunicji.Ci ludzie są złodziejami z natury, nam nie uda się tego zmienić.— Można byłoby ukarać kilku dla przykładu, panie generale.— Na miłość boską! I tak mamy już dość problemów w samych Stanach.Rozgłos, jakiego by to nabrało, byłby wodą na młyn antymilitarystów.Ma pan taką świetną opinię; niech jej pan sobie nie zaszarga.Właśnie wtedy się zaczęło — narodził się Korpus Oko.Jego nazwa mówiła sama za siebie — był to oddział obserwujących i notujących.Z biegiem miesięcy ich czwórka rozrosła się do piątki, a potem siódemki.Ostatnio dodali do swego grona ósmego — kapitana Martina Greene'a z Pentagonu.Koprus Oko zrodził się z oburzenia i odrazy.Armią dowodziły zwykłe skurwiele, trzęsące portkami, żeby przypadkiem kogoś nie urazić.Czyż dowódcami wojskowymi najpotężniejszego mocarstwa na ziemi powinni być ludzie takiego kalibru?Gdzieś po drodze nastąpiło coś jeszcze.W miarę tego, jak przybywało akt i wewnętrznych wrogów opatrzonych etykietką, jaka im się należała, członkowie Korpusu Oko uzmysłowili sobie rzecz oczywistą: to oni byli prawowitymi dziedzicami! Oni byli nieprzekupni, oni stanowili elitę.Skoro drogą służbową się nie dało, załatwią to po swojemu.Rozbudują archiwum, założą kartotekę każdemu nie nadającemu się na swoje stanowisko, każdemu, kto nie wypełnia obowiązków służbowych, wszystkim łapownikom — wielkim i małym.Siła była po stronie tych, którzy mogli stawić czoło tym wykolejeńcom i zmusić ich do czołgania się u swych stóp.Zmusić ich, by robili dokładnie to, czego silni i nieprzekupni sobie życzyli.Korpus Oko był już o krok od osiągnięcia swego celu.Niemal trzy lata strawione na notowaniu brudów.Chryste! Połudftiowo--wschodnia Azja była pod tym względem niezrównana.Już wkrótce dokonają przewrotu — wmaszerują wprost do Pentagonu i przejmą go w swoje ręce.To właśnie ludzie tacy jak oni posiadali odpowied- nie zdolności, wykształcenie i zaangażowanie, by kierować niezwykle złożonym kompleksem stanowiącym o wojskowej potędze kraju.To nie było złudzenie — naprawdę stanowili elitę.Było to dla niego zupełnie logiczne.Ojciec na pewno potrafiłby to zrozumieć, gdyby kiedyś mógł z nim porozmawiać na ten temat.I pewnego dnia może to zrobi.Od kiedy sięgał pamięcią, miał poczucie znaczenia, wpływów, doniosłości swej pozycji.I władzy — tak, właśnie władzy.To nie jest hańbiące słowo! Władza należała się tym, którzy potrafili ją sprawować; należała się im z urodzenia.A teraz Adrian chciał to wszystko zniszczyć! Och nie, ten rozrabiaka niczego nie zniszczy.Nie uda mu się rozgromić Korpusu Oko.“.można to załatwić na różne sposoby".Tak powiedział Adrian w hangarze!Słusznie! Można to załatwić, ale na pewno nie w taki sposób, jaki miał na myśli Adrian i jego zaniepokojeni obywatele.Przedtem mnóstwo jeszcze się wydarzy.Pięć dni.Adriana wyszkolono w rozważaniu wariantów, praktycznych, fizycznie istniejących alternatyw, a nie słów, abstrakcyjnych pojęć i “stanowisk".Armia nieźle się namorduje, próbując dopaść go za pięć dni od dzisiaj, jeśli znajdzie się szesnaście tysięcy kilometrów stąd w strefie działań wojennych, biorąc udział w operacjach okrytych parasolem ścisłej tajemnicy.Miał dość kontaktów, żeby tego dokonać — dostać się tam i zbudować ten parasol.W Sajgonie był jakiś mięczak, który ich zdradził.Zdradził Korpus Oko.Już tylko to — dowiedzieć się, kto to był, a mógł nim być któryś z tamtej szóstki — stanowiło wystarczający powód, żeby wyjechać.I znaleźć go.A potem podjąć odpowiednią decyzję.Kiedy już go odszuka — i podejmie decyzję — reszta będzie niezwykle prosta.Powiadomi o wszystkim pozostałych członków Koprusu Oko.Ustalą wersję wydarzeń, dokładnie wszystko uzgodnią.Nawet w wojsku trzeba mieć dowody.A nie było sposobu, żeby ktoś mógł te dowody zdobyć.Tu, w Waszyngtonie, ósmy członek Korpusu Oko sam da sobie radę.Kapitan Martin Greene był twardszy niż hartowana stal.I bardzo sprytny.Odeprze każdy atak.W jego rodzinie wszyscy należeli do Irgun, organizacji najtwardszych bojowników w całej żydowskiej historii.Jeśli szychy z Waszyngtonu zaczną robić wokół niego raban, kapitan Greene w jednej chwili pryśnie do Izraela, a żydowska armia tylko na tym zyska.Andrew spojrzał na zegarek.Kilka minut po ósmej, pora skontaktować się z Martinem Greene'em.Minionej nocy nie mógł ryzykować.Adrian i jego cywile próbowali znaleźć nieznanego oficera pracującego w Pentagonie.Miejskim telefonom nie można było ufać.A z Martym musiał się porozumieć, i to natychmiast; nie mógł czekać do wyznaczonego wcześniej spotkania.Wszak jeszcze przed wieczorem znajdzie się na pokładzie samolotu do Sajgonu.Uzgodnili, że nikt nigdy nie może ich widzieć razem.Gdyby spotkali się przypadkiem na jakiejś naradzie czy koktajlu, obaj mieli udawać, że widzą się po raz pierwszy.Było niesłychanie ważne, żeby nikt w żaden sposób nie mógł ich ze sobą łączyć.Kiedy już się spotykali, to zawsze w ustronnych miejscach i według ustalonego z góry harmonogramu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]