Podobne
- Strona startowa
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Anne McCaffrey Planeta Dinozaurow
- Lem Stanislaw Summa Technologiae
- Protokoly routingu dynamicznego akademia cisco
- Ks. Adam Skwarczyński  PORADY DUSZPASTERZA (Niezbędnik w trudnych sytuacjach)
- A.Sapkowski Bozy Bojownicy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trudno było ocenić, jakdaleko ciągnął się na boki, bo jego brzegi zarastały zasłaniające widok wysokietrzciny.Noah odwrócił się do mnie.– Umiesz pływać? – Skinęłam głową.– Dobra, w takim razie popłyń za mną, aledopiero jak będę po drugiej stronie.I nie rób gwałtownych ruchów.Zsunął się po stromym brzegu i usłyszałam, jak cicho wchodzi do wody.W prawejręce trzymał latarkę.Przeszedł kilkanaście kroków, zanim zaczął płynąć.Był dużowyższy ode mnie.Ja tak daleko nie zajdę.Żołądek ścisnął mi się ze strachu o nasoboje.W gardle pulsował niepokój.Kiedy usłyszałam, że wychodzi z wody, kolana mi się ugięły.Poczułam ulgę.Mignął latarką i błysk światła upiornie wydobył z mroku jego twarz.Kiwnął głową,więc ruszyłam przed siebie.Stopy zsunęły mi się pomiędzy wodorosty, aż dotknęły mulistego dna.Przezkontrast z gorącym powietrzem woda wydawała się dziwnie chłodna.Teraz sięgała mido kolan.Ostrożnie ruszyłam przed siebie.Teraz do ud.Dalej.Do pasa.Dalej.Wodazaczęła mi się wlewać pod stanik.Brnęłam ostrożnie przez kanał, uważając, żeby noginie zaplątały mi się w wodorosty.Noah oświetlał mi drogę latarką, uważając, żebynie świecić po oczach.W brunatnej głębi wirowały drobiny glonów i osadu.Mimoobrzydzenia parłam dalej, czekając, aż stracę grunt pod nogami.– Nie ruszaj się – powiedział Noah.Zamarłam.Krąg światła omiótł wodę wokół mnie.Aligatory pojawiły się nie wiadomo skąd.Puls zadudnił mi w uszach, kiedy zobaczyłam kilkanaście świetlnych punktów,które zmaterializowały się nagle w mroku po obu moich stronach.Jedna para oczu.Trzy.Siedem.Straciłam rachunek.Byłam jak sparaliżowana.Nie mogłam się ruszyć ani do przodu, ani do tyłu.Spojrzałam na Noaha.Był jakieś pięć metrów przede mną, ale dzielił nas przestwóroceanu.– Wejdę do wody – powiedział.– Spróbuję je odstraszyć.– Nie! – szepnęłam przeraźliwie.Miałam dziwną pewność, że muszę dalej stać bez ruchu.– Muszę.Jest ich zbyt wiele i mamy za mało czasu.Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale oderwałam spojrzenie od postaciNoaha, majaczącej na brzegu, i rozejrzałam się wokół siebie.Były wszędzie.– Musisz iść po Josepha – powiedziałam z desperacją.Noah dał krok przed siebie.– Proszę, nie.Zsunął się po brzegu.Promień latarki zatoczył się i usłyszałam, jak Noah plusnąłnogami w wodę.Kiedy znów ją oświetlił, ślepia przygasły, aby za moment pojawić sięponownie.Tyle że dużo bliżej.– Noah, wyłaź!– Mara, uciekaj! – Noah młócił rękami wodę, oddalając się wzdłuż brzegu.Część krokodyli popłynęła do niego, ale inne zostały.Idiota, tylko pogorszyłsprawę! Za chwilę oboje znajdziemy się w potrzasku, a mój brat zostanie sam.Poczułam, że jeden z drapieżników sunie do mnie, zanim go zauważyłam.Koszmarna, prehistoryczna paszcza pojawiła się metr przed moją twarzą.Widziałamkażdy szczegół pokrytej guzami skóry.Byłam osaczona, spanikowana, ale niezamierzałam się poddać.Gdzieś tu był mój brat, samotny i jeszcze bardziej przerażony ode mnie.Tylko mymogliśmy mu pomóc, nikt inny.Tymczasem sami rozpaczliwie potrzebowaliśmypomocy.Jedynie Noah wiedział, gdzie szukać Josepha, ale zaraz miał zginąć.Coś zadrgało we mnie dziko pod spojrzeniem okrutnych ślepi.Wielkich, czarnychjak oczy lalki z horroru.Nienawidziłam tych gadów.Zabiłabym je wszystkie.Nie zdążyłam do końca zarejestrować tej myśli, bo nagle coś się zmieniło.Niska,ledwie słyszalna wibracja poruszyła wodę i usłyszałam głośny plusk z lewej strony.Odwróciłam się w panice, myśląc, że bestia atakuje, ale nic nie zobaczyłam.Spojrzałam przed siebie, tam, gdzie przed chwilą był gad.Zniknął.Przyjrzałam siępowierzchni kanału, którą Noah omiatał światłem latarki.Zobaczyłam ślepia, aletylko kilka par.Mogłam je teraz policzyć.Pięć.Cztery.Jedna.Znikły gdzieśw ciemności.– Wychodź! – krzyknęłam do Noaha i odepchnęłam się nogami od dna, żebydopłynąć do brzegu.Słyszałam, jak wychodzi z wody.Młóciłam nogami, nie zważając na wodorostyplączące się wokół stóp
[ Pobierz całość w formacie PDF ]