Podobne
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Wojciech Markert Generał brygady Stanisław Sosabowski
- Pagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (4)
- brzozowski stanisław legenda młodej polski
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (2)
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- (App Tutorial) Microsoft Office Excel 2003 Inside Out
- Biala Roza
- Silva Daniel Ostatni szpieg Hitlera
- Nik Pierumow Ostrze Elfow (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodzi o to, że kompetencja na nic się nie przyda, bo to są zagadnienia sporne.Muszę to wyjaśnić dokładniej.Książki popularyzujące aktualny stan wiedzy — dajmy na to fizycznej — i to popularyzujące dobrze, przedstawiają rzecz tak, jak gdyby istniały dwie, wyraźnie od siebie odgraniczone dziedziny: tego, co nauka ustanowiła już raz na zawsze, i tego, co nie zostało jeszcze wyświetlone do końca.Jest to więc wizyta we wspaniałym, od podstaw do szczytu doskonale urządzonym gmachu, w jego poszczególnych apartamentach, przy czym tu i ówdzie leżą na stołach nie rozwiązane łamigłówki.Opuszczamy ten przybytek z przeświadczeniem, że owe zagadki rozwiąże się prędzej czy później, w czym utwierdza nas wspaniałość całej budowli.Nie przychodzi nam nawet na myśl, że rozwiązanie owych łamigłówek może pociągnąć za sobą zburzenie połowy gmachu.I podobnie mają się rzeczy, gdy czyta się podręczniki traktujące o matematyce, fizyce czy teorii informacji.Imponująca konstrukcja występuje na plan pierwszy.Zagadnienia niejasne ukryte są przed naszym okiem lepiej jeszcze, aniżeli w popularnym wykładzie.Popularyzator bowiem (a mam tu na myśli popularyzatora–uczonego) zdaje sobie sprawę z tego, jak świetny efekt wywołuje wprowadzenie w światło wykładu Tajemnicy.Autor natomiast podręcznika (uniwersyteckiego na przykład) dba przede wszystkim o spoistość prezentowanej konstrukcji, o jej jednolitość, za nic ma więc wszelkie efekty, a nie poczuwając się do obowiązku przekładania piętrowych formuł na język potoczny, tym łatwiej unika interpretacji spornych.Zapewne, ten, kto zna się na rzeczy, zorientuje się, na jak wiele rozmaitych sposobów można interpretować fizyczne, materialne znaczenie całej symboliki kwantowych równań, jakie otchłanie ścierających się poglądów ukrywa ta czy inna formuła.Zdaje też sobie sprawę z tego, że inny teoretyk napisałby książkę, w wielu miejscach odbiegającą od tej, którą ma przed sobą.Wszystko to jest zarówno zrozumiałe, jak i konieczne, ponieważ nie można ani popularyzować, ani uczyć, wprowadzając od razu w centrum aktualnych sporów.Czytelnik książki popularyzującej i tak nie weźmie sam udziału w ich rozstrzyganiu, adept zaś teoretycznej dyscypliny musi pierwej poznać jej broń i konfigurację bitewnego pola, zanim, opanowawszy podstawy musztry i taktyki, będzie mógł uczestniczyć w strategicznych naradach nauki.Celem naszym nie jest jednak ani popularyzacja tego, co już zostało dokonane, ani osiągnięcie wiedzy jako tako fachowej, lecz spojrzenie w przyszłość.Gdybyśmy rozdęli w niesamowity sposób nasze uroszczenia i zapragnęli znaleźć się za jednym zamachem na najwyższych kondygnacjach nauki, tam, gdzie dyskutują nie autorzy popularyzacji lub podręczników, ale sami twórcy tego, co potem wykłada się i upowszechnia, gdybyśmy ośmielili się wziąć udział w ich dysputach, byłoby to czymś gorszym od śmieszności.Byłby to błąd.Mniejsza o śmieszność — ale co właściwie mielibyśmy uczynić? Powiedzmy, że pojmujemy wszystko, co mówią informacjoniści, matematycy, fizycy, opowiadający się za tym czy innym poglądem.Są to poglądy sprzeczne.Koncepcja kwantowania przestrzeni jest nie do pogodzenia z klasyczną mechaniką kwantową.„Skryte parametry” cząstek elementarnych istnieją albo nie istnieją.Przyjęcie nieskończonej szybkości rozchodzenia się procesów w mikroświecie sprzecza się ze skończoną szybkością światła.„Intelektronicy” powiadają, że można zbudować z elementów dwójkowych (dyskretnych) model mózgu.„Fungoidyści” twierdzą, że to nie jest możliwe.Po obu stronach znajdują się znakomici fachowcy, współtwórcy kolejnych przewrotów naukowych.Czy mamy próbować eklektycznego godzenia ich przypuszczeń? To daremne: postęp nauki nie rodzi się z kompromisów.Czy mamy uznać słuszność argumentów jednej strony — przeciwko drugiej? Jak jednak znaleźć kryteria wyboru, jeśli Bohr sprzecza się z Einsteinem albo Brouwer z Hilbertem? Czy mamy może zwrócić się po nowe kryteria do filozofów? Ale nie tylko wiele jest ich szkół: w obrębie jednej interpretacje podstaw fizyki czy matematyki są przedmiotem sporów!A przy tym wszystko to nie są problemy akademickie, kłótnie o znaczenie szczegółów, ale o najbardziej fundamentalne założenia wiedzy.Zagadnienia nieskończoności, pomiaru, związku cząstek atomowych ze strukturą Kosmosu, odwracalności lub nieodwracalności zjawisk, upływu czasu, żeby nawet nie wspomnieć o problemach kosmologii czy kosmogonii.Tak zatem przedstawia się nasza Scylla: otchłań, ku której brzegom podążaliśmy lekkomyślnie, mając na oku oddaloną o tysiąclecia przyszłość.Czy elementarne cząstki są odróżnialne, czy nie? Czy można postulować realne istnienie „antyświata”? Czy istnieje pułap złożoności systemowej? Czy jest kres pochodu w dół, ku rozmiarom nieskończenie małym, i w górę, ku bezgranicznym wielkościom, czy też może się w niepojęty sposób zamykają na kształt koła? Czy można nadawać cząstkom energię dowolnie wielką? Co nas obchodzą te sprawy? Czym dla nas są? Ależ wszystkim, jeśli tak zwana „pantokreatyka” nie ma pozostać pustosłowiem, czczą przechwałką, godną głupca lub dziecka.Gdybyśmy uosobili w sobie, jakimś cudem, wiedzę najtęższych specjalistów Ziemi, nie dałoby to nam nic: nie o to przecież chodzi, że dzisiaj nie można być uniwersalnym mędrcem, ale o to, że taki mędrzec, gdyby nawet możliwy, winien się zdecydować na przynależność do któregoś z obozów.Natura falowa i korpuskularna materii przejawia się w zależności od tego, co badamy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]