Podobne
- Strona startowa
- Norton Andre Lackey Mercedes Zguba elfow
- Andrzej Sapkowski 1. Krew Elfow
- Krew Elfow
- Pierumow Nik Adamant Henny 3
- Nik Pierumow Czarna w3ocznia
- Nik Pierumow Czarna Wlocznia
- Agatha Christie Uspione morderstwo (3)
- Dukaj Jacek Czarne oceany
- Żądło Leszek Tajemne Moce Umyslu
- Ziemkiewicz Rafał Wybrańcy Bogów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- zabełkotał Dron.- Siedzieliśmy po domach, a kiedy było trzeba, powiadamiano nas.- No to skąd się tu wziąłeś, pięćdziesiąt mil od domu? - zapytał Rogwold, uśmiechając się okrutnie.- Zebrali nas.miesiąc temu - odpowiedział Dron.- Powiedzieli, że na południu będą duże zdobycze.Wszyscy poszli, a kto nie chciał, dostał kije.Przebyliśmy Zapomniane Pasmo, chodziliśmy sobie wzdłuż Traktu.- Kto był waszym dowódcą? Kto wymyślił, żeby iść na południe?- No ci, ludzie z północy Arra, niech ich licho.- Oblicze Drona wyrażało ostatni stopień rozpaczy.- Kierowali wszystkim, o wszystkim decydowali.Wielu, być może, by i uciekło, jak ja, ale oni pilnowali uważnie.Dostawali rozkazy i wiadomości.Rozkazy przynosiły gołębie.- Komu podlegali ci z północy? - wypytywał dalej Rogwold.- Co to znaczy „z północy”? Z Angmaru?Szeroko otwarte oczy więźnia stały się podobne do dużych miedzianych monet; drżał, jakby siedział goły na mrozie, zająkując się odpowiedział, że owszem, rzeczywiście są z Angmaru i podlegali, jak zrozumiał z ich rozmów, jakiemuś wielkiemu wodzowi, którego imienia nigdy nie wymieniali; czasem mówili o nim „on”.Torin i Folko popatrzyli na siebie.- A kim jest Grubas? - zapytał Rogwold.- Nie wiem, nigdy o nim nie słyszałem - jęknął Dron.- Wiem tylko, że jest jednym z tych, którzy żyją na Trakcie i przysyłają nam wieści.A jak się naprawdę nazywa, zabijcie mnie, nie wiem!- Dobra, nie wie, to niech nie wie.Co z nim robimy? - zwrócił się łowczy do towarzyszy.- Wiadomo co: pętla przez gałąź i sznur na szyję! - burknął Grimnir.- Nie ma co żałować tego gada.Ilu ma na sumieniu, bydlak!- To nieuczciwe zabijać bezbronnego! - zakrzyknął Dorin.- To nie jest twój jeniec, tylko Malca, a poza tym Annuminas i sąd królewski są daleko stąd!- No to jak, proponujesz go wypuścić, żeby dalej grabił i mordował? - aż pisnął oburzony Grimnir.- Och, jak miło i szlachetnie! A gdyby tak tobie.Nagle zamilkł i odwrócił się.Wtedy odezwał się Rogwold; mówił wolno, ważąc każde słowo:- Dorin ma rację, to nie Annuminas, nie mamy sędziego i świadków, nie możemy decydować o życiu tego człowieka.Do wsi jest niedaleko, doprowadzimy go tam i oddamy w ręce strażników.Niech wszystko będzie zgodnie z prawem.- Poczekajcie! - wtrącił się nagle Folko.- Według mnie, on już ukarał się sam, i to surowo.Uczciwie nam wszystko opowiedział.Puśćmy go! Przecież strażnicy mogą nie doczekać się królewskiej sprawiedliwości.- Wypuścić?! - popatrzył ze zdziwieniem na hobbita Rogwold.- Możemy puścić.Kto jeszcze tak sądzi?!Grimnir nadal milczał, odwrócił się, pognał konia, wymijając pozostałych; Dorin wzruszył ramionami, Reswald rozłożył ręce, jednocześnie skinęli głowami Gimli, Grani i Tror.Torin ściągnął lejce, furgon zatrzymał się, a Malec szybko przeciął krępujące Drona kawałki jego własnego pasa.- Idź, dokąd chcesz, Dronie - powiedział do jeńca Rogwold.- Jak już powiedziałem, nie jesteśmy katami ani sędziami.Jeśli chcesz, wracaj do domu i postaraj się odkupić swoją winę.Jeśli nie, zmiataj, dokąd chcesz.Oszołomiony wieśniak mrugał oczami i usiłował coś powiedzieć.Potem zeskoczył na ziemię, jak błyskawica pomknął przez pobocze drogi i natychmiast zniknął w ciemnościach.- Żeby przynajmniej podziękował, prostak - westchnął Malec.Księżyc zalał już zimnym światłem wszystko dokoła, gdy na Trakcie zamigotały słabe światełka.Zbliżali się do wsi, co łączyło się z noclegiem i kolacją; wierzchowce również poczuły kwaterę - zmęczone całodniową drogą podniosły głowy i przyspieszyły.Wkrótce wędrowcy zauważyli belkę przegradzającą drogę i drewnianą wieżę na poboczu - kolejny posterunek strażników.Tabor zatrzymał się przed zaporą; z góry władczy głos polecił podać swoje imiona i oświetlić siebie.Torin i krasnoludy, pomrukując z niezadowoleniem, zaczęli krzesać ogień i rozpalać smoliste pochodnie.Rogwold usiłował przekonać strażników, żeby przepuścili zmęczonych podróżnych i nie robili ceregieli, jednakże z wieży rozległ się tylko śmiech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]