Podobne
- Strona startowa
- Andrzej Mencwel Wiedza o kulturze Cz. I Antropologia kultury
- Wierciński Andrzej Magia i religia. Szkice z antropologii religii
- Andrzej Ziemiański Pomnik Cesarzowej Achai t2
- Drzewinski Andrzej Stalo sie ju Zbior 29
- Bednarz Andrzej Medytacja teoria i praktyka
- Borun Krzysztof , Andrzej Trepk Proxima
- Andrzejewski Jerzy Ciemnosci kryja ziemie
- Krzysztof Borun, Andrzej Trepka Proxima
- Andrzej Pilipiuk Kroniki Jakuba Wedrowycza
- Eddings Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam0012.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Hmm.- powiedział, przesuwając kołpak w stronę lewego ucha.- Dobrze.Ale jeśliście zaprawdę ci, zaktórych się podajecie, nie będziecie, tuszę, mieć nic przeciw, jeśli spojrzę, cóż to na wozach wieziecie.- Będziemy - zmarszczył brwi Wenck.- I to nawet bardzo.Nic ci do naszego ładunku, dziesiętniku.Niepojmuję zresztą, czego chciałbyś w nim szukać.- Nie pojmujecie - pokiwał głową żołnierz, opuszczając rękę w stronę rękojeści miecza.- Tedy powiemwam, panie.Handel ludzmi zakazany jest, a nie brakuje łotrów, co sprzedają niewolnych Nilfgaardowi.Jeśliludzi w dybach na wozach znajdę, nie wmówicie mi, żeście u króla w służbie.Choćbyście i tuzin pierścienipokazali.- Dobrze - rzekł sucho Wenck.- Jeśli o niewolników chodzi, szukaj.Na to pozwalam.%7łołdak podjechał stępa do środkowego furgonu, przechylił się na kulbace, uniósł płachtę.- Co jest w tych beczkach?- A co ma być? Niewolnicy? - zadrwił Yannick Brass, rozparty na kozle.- Pytam, co? Odpowiedzcie tedy!- Solone ryby.- A w skrzyniach owych? - wojak podjechał do następnego wozu, kopnął w burtę.- Podkowy - odburknął Paulie Dahlberg.- A tam, w tyle, to są bawole skóry.- Widzę - machnął ręką dziesiętnik, cmoknął na konia, podjechał na czoło, zajrzał do wozu Yarpena.- A co to za niewiasta tam leży?Triss Merigold uśmiechnęła się słabo, uniosła na łokciu, wykonując dłonią krótki, zawiły gest.- Kto, ja? - spytała cichutko.- Przecież ty mnie wcale nie widzisz.%7łołnierz zamrugał nerwowo, wzdrygnął się lekko.- Solone ryby - powiedział z przekonaniem, opuszczając płachtę.- W porządku.A ten dzieciak?- Suszone grzyby - powiedziała Ciri, patrząc na niego bezczelnie.%7łołnierz zamilkł, zamarł z otwartymiustami.- %7łe jak? - spytał po chwili, marszcząc czoło.- Co?- Zakończyłeś kontrolę, wojaku? - zainteresował się chłodno Wenck, podjeżdżając z drugiej strony furgonu.%7łołnierz z wysiłkiem oderwał wzrok od zielonych oczu Ciri.- Zakończyłem.Jedzcie, niech bogowie prowadzą.Ale miejcie baczenie.Dwa dni temu nazad Scoia'taelwyrżnęli w pień patrol konny przy Borsuczym Jarze.To było silne, liczne komando.Prawda, Borsuczy Jardaleko stąd, ale elf idzie lasem szybciej od wiatru.Dano nam rozkaz obławę zamykać, ale złowisz to elfa?To właśnie jakby wiatr chcieć łowić.- Dobrze już, nie ciekawiśmy - przerwał opryskliwie komisarz.- Czas nagli, przed nami droga daleka.- Bywajcie tedy.Hej, za mną!- Słyszałeś, Geralt? - warknął Yarpen Zigrin, patrząc w ślad za odjeżdżającym patrolem.- Są cholerneWiewióry w okolicy.Czułem to.Cały czas mam mrówki na plecach, jakby mi już ktoś z łuku prosto wkrzyże mierzył.Nie, psiakrew, nie możemy tak jak do tej pory jechać na oślep, pogwizdując, drzemiąc ipopierdując sennie.Musimy wiedzieć, co przed nami.Posłuchaj, mam pomysł.Ciri ostro poderwała kasztana, poszła od razu w galop, nisko pochylając się w siodle.Geralt, pogrążony wrozmowie z Wenckiem, wyprostował się nagle.- Nie wariuj! - zawołał.- Bez szaleństw, dziewczyno! Chcesz kark skręcić? I nie odjeżdżaj za daleko.Więcej nie usłyszała, zbyt ostro wyrywała do przodu.Robiła to celowo, nie miała ochoty wysłuchiwaćcodziennych pouczeń.Nie za szybko, nie za ostro, Ciri! Pah-pah.Nie oddalaj się! Pah-pah-pah.Bądzostrożna! Pah-pah! Zupełnie jakbym była dzieckiem, pomyślała.A ja mam prawie trzynaście lat, szybkiegokasztanka i ostry miecz na plecach.I nie boję się niczego! I jest wiosna!- Hej, uważaj, tyłek sobie odparzysz! Yarpen Zigrin.Jeszcze jeden mądrala.Pah-pah! Dalej, dalej, w galop,po wyboistej drodze, przez Zieloniutkie trawy i krzaczki, przez srebrne kałuże, przez złoty wilgotny piach,przez pierzaste paprocie.Spłoszony daniel zmyka w las, świeci w podskokach czarno-białą latarnią zadu.Zdrzew wzbijają się ptaki - kolorowe sójki i żołny, czarne wrzaskliwe sroki o śmiesznych ogonach.Pryska spod kopyt woda w kałużach i rozpadlinach.Dalej, jeszcze dalej! Koń, który zbyt długo dreptał niemrawo za wozem, niesie radośnie i szybko, szczęśliwypędem, biegnie płynnie, mięśnie grają między udami, wilgotna grzywa chlaszcze po twarzy.Koń wyciągaszyję, Ciri oddaje wodze.Dalej, koniku, nie czuj wędzidła ni munsztuka, dalej, w cwał, w cwał, ostro, ostro!Wiosna!Zwolniła, obejrzała się.No, nareszcie sama.Nareszcie daleko.Nikt już nie skarci, nie upomni, nie zwróciuwagi, nie zagrozi, że skończą się te przejażdżki.Nareszcie sama, wolna, swobodna i niezależna.Wolniej.Lekki kłus.W końcu to nie przejażdżka dla samej rozrywki, ma się też pewne obowiązki.W końcu49jest się teraz konnym podjazdem, patrolem, strażą przednią.Ha, myśli Ciri, rozglądając się, bezpieczeństwocałego konwoju zależy teraz ode mnie.Wszyscy niecierpliwie czekają, aż wrócę i zamelduję: droga wolna iprzejezdna, nikogo nie widziałam, nie ma śladów ani kół, ani kopyt.Zamelduję, a wówczas chudy pan Wenck o zimnych błękitnych oczach kiwnie poważnie głową, YarpenZigrin wyszczerzy żółte końskie zęby, Paulie Dahlberg krzyknie: "Dobra jest, mała!", a Geralt uśmiechniesię leciutko.Uśmiechnie się, chociaż ostatnio uśmiecha się tak rzadko.Ciri rozgląda się, notuje w pamięci.Dwie powalone brzózki - żaden problem.Kupa gałęzi - nic, wozyprzejdą.Wymyta deszczem rozpadlina - mała przeszkoda, koła pierwszego wozu rozjadą ją, następne pójdąkoleinami.Wielka polana - dobre miejsce na popas.Zlady? Jakie tu mogą być ślady.Nikogo tu nie ma.Jest las.Są ptaki wrzeszczące wśród świeżych zielonychlistków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]