Podobne
- Strona startowa
- § Saylor Steven Roma sub rosa 05 Ostatnie sprawy Gordianusa
- Andrzej.Sapkowski. .Ostatnie.Zyczenie.[www.osiolek.com].1
- Paweł Szlachetko Adwokat spraw ostatnich. Kontrakt
- Kazantzakis Nikos Ostatnie kuszenie Chrystusa (SC
- Homa Jan Antoni Ostatni koncert
- Suzanne Young Kuracja samobojcow (2)
- Lumley Brian Nekroskop II
- Gaiman Neil Amerykanscy Bogowie
- Jacqueline R. Kanovitz Constitutional Law, Twelfth Edition (2010)
- Zientarowa Maria Drobne ustroje (SCAN dal 1028)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Możesz go wziąć.Tylko się w nim nie zakochuj.Wszyscy się w nim zakochują.Emilio znowu coś mówi.— Chciałbym, żebyś się z kimś spotkała, kiedy za miesiąc wrócisz do Paryża.Zrobisz to dla mnie?— Zależy.— Od czego?— Od tego, kto to jest.— Sam się z tobą skontaktuje.Będzie ogromnie zainteresowany, gdy mu o tobie opowiem.— Nie będę z nim spać.— Jemu nie będzie chodziło o to, żeby z tobą spać.To rodzinny człowiek.Tak samo jak ja — dorzuca i znowu śmieje się cicho.— Jak się nazywa?— Nazwiska się dla niego nie liczą.— Ale powiedz, jak on się nazywa.— Nie wiem, jakie imię ostatnio przybrał.— A co robi twój przyjaciel?— Handluje informacjami.Emilio wraca do łóżka.Rozmowa go podnieciła.Ptaszek mu już stoi i chce wziąć Annę natychmiast.Rozsuwa jej nogi i próbuje się dostać do środka.Ona bierze w ręce jego członek, by go poprowadzić, i w tej samej chwili wbija w niego paznokcie.— Aaaau! Anno, na Boga! Nie tak mocno!— Jak on się nazywa?— To wbrew uzgodnieniom.Nie mogę!— Powiedz — nalega i jeszcze mocniej ściska mu członek.— Vogel — mamrocze.— Nazywa się Kurt Vogel.Chryste Panie.Berlin; styczeń 1944Szpiegów Abwehry, działających w Anglii, dzielono na dwie podstawowe grupy: Łańcuch S, na którą składali się agenci mieszkający w Wielkiej Brytanii pod przybranymi nazwiskami i zdobywający informacje, oraz Łańcuch R, czyli najczęściej osoby innych narodowości, które od czasu do czasu legalnie przekraczały granicę, odbierały raporty i przekazywały swoim mocodawcom w Berlinie.Do tego należy dodać też trzecią, mniejszą i bardzo zakonspirowaną siatkę szpiegowską, określaną mianem Łańcucha V — garstkę doskonale wyszkolonych agentów, którzy wniknęli głęboko w społeczność Anglików i czekali, nieraz latami, na wezwanie do akcji.Nazywano ją tak od nazwiska jej twórcy i jedynego zwierzchnika, Kurta Vogla.Skromne imperium Vogla składało się z dwóch pomieszczeń na czwartym piętrze siedziby Abwehry mieszczącej się w ponurych kamienicach pod numerami 74—76 przy Tirpitz Ufer.Okna wychodziły na Tiergarten, dwustupięćdziesięciohektarowy park w sercu Berlina.Dawniej był to cudowny widok, ale po wielomiesięcznych bombardowaniach aliantów zostały olbrzymie leje na środku ścieżek, a większość kasztanowców i lip bomby zmieniły w osmalone kikuty.Prawie całą powierzchnię gabinetu Vogla pochłaniał rząd zamykanych na klucz stalowych szafek oraz masywny sejf.Vogel podejrzewał, że urzędnicy w centralnym rejestrze Abwehry pracują dla gestapo, dlatego nie chciał tam trzymać swoich akt.Jego jedyny asystent, odznaczony za odwagę porucznik Wehrmachtu niejaki Werner Ulbricht, trwale okaleczony w walkach z Rosjanami, pracował w przyległym pokoiku.W górnej szufladzie biurka trzymał parę lugerów, a Vogel nakazał mu strzelać do każdego, kto wchodzi bez pozwolenia.Ulbrichta po nocach dręczyły koszmary, że przypadkowo zabija Wilhelma Canarisa.Vogel miał rangę kapitana marynarki wojennej, lecz była to wyłącznie formalność; ta ranga zapewniała odpowiednio wysoką pozycję, umożliwiającą działanie na pewnych odcinkach.Podobnie jak jego mistrz, Canaris, rzadko nosił mundur.Ubierał się stale tak samo: grafitowy garnitur kojarzący się z przedsiębiorcą pogrzebowym, biała koszula, ciemny krawat.Miał szpakowate włosy, które wyglądały, jakby sam się strzygł, oraz przenikliwe spojrzenie kawiarnianego rewolucjonisty.Jego głos przywodził na myśl skrzypiące zawiasy, a po dziesiątkach lat, które Vogel spędził na potajemnych rozmowach w kawiarniach, pokojach hotelowych i gabinetach z podsłuchem, rzadko brzmiał głośniej niż kościelny szmer.Głuchy na jedno ucho Ulbricht wiecznie miał problemy z dosłyszeniem, co mówi jego szef.Vogel do granic absurdu posuwał swoje dążenie do anonimowości.W gabinecie trzymał tylko jeden osobisty drobiazg: fotografię żony Gertrudy i córek bliźniaczek.Od kiedy zaczęły się naloty, kazał im się przenieść do domu teściowej w Bawarii i rzadko je widywał.Ilekroć wychodził z gabinetu, choćby na chwilę, chował zdjęcie w zamykanej na klucz szufladzie.Nawet jego identyfikator stanowił podróbkę.Nie widniało na nim zdjęcie — Vogel od lat nie pozwalał się fotografować — a i nazwisko było fałszywe.Vogel zajmował niewielkie mieszkanie w pobliżu siedziby Abwehry i w te rzadkie wieczory, kiedy pozwalał sobie na odpoczynek, szedł do niego pieszo, wzdłuż porośniętych krzewami brzegów kanału Landwehr.Właścicielka kamienicy sądziła, że jej lokator jest profesorem, a z liczby odwiedzających go pań wywnioskowała, że to kobieciarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]