Podobne
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Mastering Delphi 6
- Mastering Delphi 6 (2)
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.1 (SCAN dal 90
- Masterton Graham Manitou (SCAN dal 826)
- Wilbur Smith Gdy Poluje Lew
- Antoni Macierewicz Raport o dzialaniach WSI
- McCaffrey Anne Smocze oko (SCAN dal 1041)
- Andrzej.Sapkowski. .Ostatnie.Zyczenie.[www.osiolek.com].1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O nie, Mol Besa - wykrzywiła się w uśmiechu Isabel Gowdie.- Zbyt długo tkwiłam w kredzie.Kasyks postąpił do przodu i położył dłoń na ramieniuMol Besy.- Chodź, Mol Besa - powiedział.- Zostaw to na jutrzejszą noc.Tym razem rozsądek jest największym męstwem.Mol Besa wiedział, że tamten ma rację.Wahał się ze łzami w oczach.- Jeśli odważy się dotknąć chłopca.- zaczął i wtedy ujrzał Eve, która szła w ich kierunku, z rękami opuszczonymi wzdłuż boków, z twarzą dziwnie rozświetloną.Przeszła między Wojownikami Nocy i podeszła prosto do Kaptura.Stanęła przed nim.Deszcz przemoczył jej lniany czepek i ramiona jej brązowej sukni.Odezwała się cicho, ale wyraźnie:- Puść go.Isabel Gowdie rzuciła jej wściekłe spojrzenie.- Puścić go? Ty wstrętna świnio! Z jakiej racji rozkazujesz mojemu Nosicielowi?Eve odwróciła się do Isabel Gowdie i powiedziała:- Ponieważ ja jestem Ewą.Ponieważ zawsze będę Ewą.Ponieważ od czasów Ewy wszystkie matki kochały i broniły swoich synów bez względu na cenę, jaką musiały płacić.Czasami musiałyśmy opłakiwać naszych synów, czasami ich chować, ale ja nie będę go ani opłakiwać, ani grzebać.Bo ty go puścisz.Kaptur spojrzał na Eve, po czym złapał Zastę za kark i ścisnął.Zasta kopał, wierzgał i krzyczał.Eve bez wahania postąpiła naprzód i wymierzyła w twarz Kaptura wyciągnięty palec.- Puść go.Nastąpiła chwila całkowitego milczenia.Słychać było tylko plusk deszczu.Po czym palce Kaptura stopniowo się rozwarły i Zasta upadł na ziemię.Ułamek sekundy później szary kaptur, który nadawał mu imię, cicho opadł.Jego głowa eksplodowała.Na wpół przegniły mózg wybuchnął obfitym, trującym strumieniem w niebo.Zawartość jego ciała na ich oczach trysnęła w górę przez kark - płuca, śledziona, pęcherz, kłębowisko jelit.W końcu szary gabardynowy prochowiec upadł pusty przed nimi, a Kaptur zniknął w burzowym niebie.Eve chwyciła Zastę za rękę i cofnęła się od Isabel Gowdie.- Teraz - powiedziała - zrobicie to, co trzeba, aby uwolnić mojego męża z Nocnej Plagi i wszystkich tych, którzy przez niego się zarazili.- Ty świętoszkowata suko! Ty psia córo! A jeśli tego nie zrobię?- Nie mogę ci nic zrobić.Nie mam takiej mocy.Ale mam moc ochraniania dziecka, które jest w tobie.- O czym ty mówisz, suko? - nadęła się.- Twoje dziecko jest bratem mojego syna.A ja przysięgłam ochraniać braci przez wszystkie wieki trwania ludzkości, jak wszystkie matki, aby odpokutować za grzech Kaina, który zabił swego brata Abla.- Ugotuję to dziecko, ty suko!- Nie ugotujesz, nie możesz.Jeśli choć jeden włos spadnie mu z głowy, wtedy będę miała moc, aby cię ukarać - karą, jakiej nawet sobie nie wyobrażasz.Lepiej uwolnij mojego męża z Nocnej Plagi i pozostaw dziecko jego przeznaczeniu.Oczy Isabel Gowdie zwęziły się.- Kłamiesz.Ale Eve zrobiła krok do przodu i wycelowała swój palec prosto w czoło Isabel Gowdie, po czym dotknęła go lekko.Nagle z ran po śrubach ze skroni trysnęła krew.Wiedźmą wstrząsnął dreszcz.- Kłamiesz!- Jeszcze ci mało? - spytała Eve.- Chcesz, żeby twój mózg wytrysnął w niebo, jak to się stało z twoim Nosicielem?Isabel Gowdie zadrżała.Z jej włosów posypały się iskry.A oczy błysnęły białkami.- Zemszczę się za to, Ewo, psia córo, żono Adama.- Rób, co masz robić - ponagliła Eve.Iskrzenie z jej włosów ustało.Isabel Gowdie obnażyła swoje lewe ramię i przez moment Mol Besa ujrzał w niej szczupłą, piękną szkocką dziewczynę, którą musiała być wiele wieków temu, nim oddała się szatanowi.- Zatem zróbmy to, Mol Besa - powiedziała, patrząc na niego dumnie i wyzywająco.Uniosła swój kaftan, odsłaniając biodra i uklękła na ziemi, czoło zanurzając w błocie.Deszcz padał na jej nagie, białe pośladki.Mol Besa zerknął na Kasyksa, a ten skinął przyzwalająco.Powoli Mol Besa ukląkł za Isabel Gowdie i uwolnił się ze zbroi.Eve odwróciła się, a Effis patrzyła z twarzą dziwnie smutną.Jedno pchnięcie wystarczyło, by w nią wejść.Była zimna, ale w środku gorąca.Posuwał ją niepewnymi, gwałtownymi ruchami.W ustach mu zaschło i nie mógł opanować drżenia.Najgorsze było to, że kiedy z nią spółkował, przedziałek w jej włosach zaczął się poszerzać, rządek po rządku wypadły jej z głowy wszystkie włosy, aż w końcu ukazała się druga twarz.Jedna twarz wciśnięta w błoto, dysząca w ekstazie.Druga - wystawiona na deszcz, płacząca z bólu.Mol Besa widział, jak chuda klatka piersiowa Isabel Gowdie spazmatycznie unosi się i opada.Coś białego wyślizgnęło się z ust jej wierzchniej twarzy, a ona schwyciła to w ręce.W tym momencie z bólem i bez przyjemności Mol Besa trysnął spermą.Wstał, doprowadzając do porządku zbroję.Isabel Gowdie przez chwilę leżała bez ruchu, podczas gdy jej włosy zamknęły się nad wierzchnią twarzą.- Dokonało się - powiedziała cicho.- Plaga wróciła do mnie.Możesz mieć swoje niebo bez względu na to, ile ono jest warte.Wstała ubłocona i mokra, a jej zmierzwione białe włosy sypały iskrami.Trzymała coś w zagłębieniu swoich dłoni.- A to - powiedziała - stworzyli razem służebnica szatana i Wojownik Nocy, kiedy dobro i zło pojednało się w swych różnicach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]