Podobne
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- Sarah Masters Voices 1 Sugar Strands
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- Mastering Delphi 6
- Mastering Delphi 6 (2)
- Carolyn Hart Morderstwo wedlug Agathy Christ (2)
- SE[db] P.G.Zimbardo Niesmialosc
- The Lord Of The Rings (Collection)
- Eddings Dav
- dołęga mostowicz tadeusz kariera nikodema dyzmy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kasyx uniósł głowę, mrużąc oczy przed wiatrem.- Nie sądzę, bym miał cokolwiek przeciwko temu.Położył jednak dłonie na ich ramionach, przekazując im tyle energii, ile uważał za wskazane.Prąd przemknął zygzakami przez jego pierś, trzaskając w ulewnym deszczu.Tebulot sprawdził jarzącą się skalę załadowania broni - wskazywała na sto procent.Samena odpięła od pasa grot strzały, proste, trójkątne ostrze i nasadziła je na koniec wskazującego palca prawej dłoni.- No dobrze.Prowadź, Sameno - rzekł Kasyx.Podnieśli się z ukrycia za skałami i ruszyli przez dolinę do dziwacznie zawieszonego mostu.Biegli szybko, z pochylonymi głowami - było to wszystko, co mogli zrobić, by zmniejszyć szansę wykrycia.Kasyx wdzięczny był deszczowi, który rozpadał się jeszcze silniej i spływał teraz kaskadami.Nie zmienił tego zdania nawet wtedy, gdy pośliznął się parokrotnie na skałach.Do mostu dotarli nie zauważeni, przynajmniej tak im się wydawało.Przebiegli go bez wahania, z klaskaniem podeszew o wilgotny kamień.Most przerzucono ponad głęboką, sztucznie stworzoną fosą, w której stała poczerniała od szlamu woda.Jej powierzchnię znaczyły koliste ślady padających kropel, od czasu do czasu wzburzała się, jakby coś przepływało głęboko pod nią.Wojownicy Nocy znaleźli się przed wąską, łukowatą bramą.Kasyx znający freudowską symbolikę snów zauważył, że przypominała kształtem kobiecy srom.Nie powiedział jednak nic.Przeprowadził towarzyszy na drugą stronę, do długiego, mrocznego korytarza.W oddali, u wylotu przejścia widać było brukowany, zalany kałużami wewnętrzny dziedziniec.Stało na nim kilka zakapturzonych postaci, najwyraźniej strażników.- Co teraz robimy? - spytał Tebulot unosząc nerwowo broń.- Podejdziemy do nich.I tyle.Będziemy tylko musieli zachować ostrożność i być gotowi na wszystko.Jeden nieprzyjazny gest i na nich.- Dobry, prosty jak drut, amerykański sposób myślenia - skomentowała uszczypliwie Samena.- Więc co proponujesz? Podejść i uścisnąć im dłonie? Z tego, co wiemy, te przyjemniaczki ukrzyżowały człowieka, który śni ten sen, i mogą mieć ochotę zrobić to samo z nami.Przeszli ostrożnie ostatni jard tunelu i wkroczyli na deszczowy podwórzec.Tebulot spojrzał w górę.Mury otaczające dziedziniec wieńczyło kilkadziesiąt małych balkonów.Na każdym z nich stała zakapturzona postać z czymś podobnym do kuszy w ręku.- Mam wrażenie, że to jest właśnie to, co niektórzy zwą pułapką.Tebulot trącił nałokietnik Kasyxa.- Chyba masz rację.Teraz jednak od zakapturzonych postaci na środku dziedzińca dzieliło ich mniej niż dziesięć stóp i próba wycofania się zakrawała na bardziej niebezpieczną niż marsz naprzód.Kasyx przystanął i uniósł dłoń.- To nie są czerwonoskórzy - zauważył Tebulot.- Na miłość boską, to jest uniwersalny gest powitania - warknął Kasyx nie odwracając głowy.Zakapturzeni spojrzeli na Wojowników Nocy pustką spod swych kapturów.Nie odsłonili twarzy, nie odezwali się.Wiatr wpadał w zawirowania w studni podwórca, unosząc liście i śmieci, targając skraje pielgrzymich szat.- Chcemy zobaczyć się ze śniącym - powiedział Kasyx.- Chcemy upewnić się, że jest bezpieczny.Strażnicy milczeli.Jeden z nich uniósł jednak rękaw i uczynił zapraszający gest, dwaj pozostali odwrócili się i ruszyli ku przeciwległej ścianie, w której otwierał się następny tunel.- Idziemy za nimi? - spytał Kasyx.Samena spojrzała na otaczające ich postaci w kapturach i z kuszami.- Chyba powinniśmy.- Springer wspominał o zdobywaniu doświadczenia, no nie? - przytaknął Tebulot.- To jest chyba to, o co mu chodziło.- Uważaj na tyły - powiedział Kasyx.- Nie chciałbym, by nas tu zapuszkowali.Strażnicy poruszali się coraz szybciej, aż zniknęli w tunelu.Kasyx dotknął ramienia Tebulota.- Trzymaj broń w gotowości.To może być pułapka.Zawahali się jeszcze u wejścia.A potem, już bez dalszych dyskusji, zagłębili się w tunel wiedząc, że jakiekolwiek było ich przeznaczenie, leżało ono gdzieś przed nimi i jedyne, co im pozostało, to podążać ku niemu w pogardzie dla strachu.11Wewnętrzne ściany tunelu, miękkie i gładkie, wydzielały wyraźny zapach, który nasuwał Kasyxowi nieodparte skojarzenie z wnętrzem kobiecego ciała.Jakiekolwiek były obsesje śpiącego, skupiały się wyraźnie wokół seksu i finansów.Im głębiej penetrowali sen, tym silniejsza stawała się w nim atmosfera erotyzmu.Gdzieś w głębi budowli rozlegał się rytmiczny łomot, przypominający raczej bicie ludzkiego serca niż mechanizm.Kasyx obawiał się, że cały budynek może zacząć stopniowo przekształcać się w gigantyczne ciało.Wyszli z tunelu na rozległą, otwartą galerię ze sklepionym dachem, pod którym przebiegały liczne przewody i rury, żyły i tętnice.Górowała nad nią skomplikowana maszyna z drewna i metalu, wysoka na jakieś pięćdziesiąt, sześćdziesiąt stóp.Zębatki, przekładnie, koła napędowe, wyciągi, czarne masywne tłoki, poruszające się w tę i z powrotem na mimośrodowych kołach - cała ta maszyneria wydawała niski, grzmiący odgłos, zdominowany piskiem ślizgającej się po sobie, pokrytej smarami stali.- Gdzie się podziali ci dwaj dowcipnisie w kapturkach? - spytał Tebulot, od dłuższej już chwili nie opuszczając broni.- Tam - Samena wskazała na drugą stronę galerii.Na balkonie, wspartym pajęczymi schodkami z żelaza i mosiądzu, stały dwie zakapturzone postaci, obserwując ich z uwagą.- Chciałbym wiedzieć, gdzie jest śniący - Tebulot rozejrzał się szybko dookoła.Kasyx uniósł głowę i zlustrował maszynę.- Widzę go - oznajmił w końcu.Podążali za jego spojrzeniem.Na samym szczycie maszyny przebiegał drewniany przenośnik, taśma z terkotem przesuwała się po rolkach.Przyczepiony był do niej krzyż śpiącego.Zupełnie jak oś samochodu na linii produkcyjnej.Mężczyzna nadal tkwił na krzyżu, tak im się przynajmniej wydawało, gdy patrzyli z dołu.Obciążone ludzkim ciężarem belki dotarły do końca taśmy, gdzie zostały uniesione do pionu.Zębaty pas poniósł teraz mężczyznę w dół, ku sercu maszynerii.Przeciągany był przez potężne przekładnie kół zębatych, wyciągów, przez kolejne taśmociągi.Przebył tunel uderzających skórzanych batów i wyjechał z niego na nieprzerwanie obracające się koła.Potem dostał się pod niestrudzenie opadające ramiona, których zakończenia przypominały szczotki do włosów, tyle tylko, że wyposażone w ostrza.Krzyż mijał kolejne piętra machiny.Kasyx przyglądał się temu, aż w końcu zwrócił się do Sameny i Tebulota.- Starczy.Ten gość nie potrzebuje pomocy.Przynajmniej nie z naszej strony.Może dobrze by mu zrobiło, gdyby pozbył się wstydu i nieśmiałości.- To co, spływamy? - spytał Tebulot.Był niemal załamany tym, że sen, do którego trafili, nie zamienił się w misję ratunkową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]