Podobne
- Strona startowa
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Michael Barrier The Animated Man, A Life of Walt Disney (2007)(2)
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Moorcock Michael Zwiastun Burzy Sagi o Elryku Tom VIII
- Michael Barrier Animated Man. A Life of Walt Disney (2007)
- Dick Philip K Paszcza Wieloryba (4)
- Eddings Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Panował tam zgiełk, trwała bezładna bieganina.W górnym oknie kamiennej budowli pojawił się nagle mnich w białym habicie, w którym od razu rozpoznał Marka.Przyjaciel przez chwilę parował mieczem ciosy kogoś atakującego z wewnątrz, wreszcie zsunął się po winorośli i skoczył do rzeki.Chrisa przeszył dreszcz, pod mostem było bardzo płytko.Wytężał wzrok, ale nigdzie na powierzchni nie zauważył głowy kolegi.W tej samej chwili sąsiedni młyn eksplodował.Buchnęły płomienie, deski poleciały na wszystkie strony.Strażnicy wyrzuceni w górę impetem wybuchu stoczyli się po umocnieniach jak szmaciane lalki.Kiedy rozwiała się chmura białawego dymu, ujrzał, że po wielkiej budowli pozostała tylko sterta płonących belek.Na wodzie między potrzaskanymi kawałkami desek unosiły się ciała zabitych strażników, nadal jednak nigdzie nie było widać płynącego Marka.Nigdzie nie widział też Kate.Nurt przyniósł w pobliże jego kryjówki biały habit.Chrisa ogarnęło bolesne przeczucie, że Marek zginął.Bał się zostać tu sam.Postanowił zaryzykować łączność radiową.Stuknął się palcem w ucho i powiedział cicho:- Kate? Andre? Nie było odpowiedzi.- Kate, słyszysz mnie? Andre?Znowu cisza.Na wodzie dryfowały zwłoki mężczyzny.Był podobny do Marka, równie wysoki i barczysty, ciemnowłosy, w białej lnianej koszuli.Chris jęknął.To na pewno Andre.Wśród żołnierzy obozujących pod dębowym zagajnikiem rozległy się krzyki.Obejrzał się szybko, żeby sprawdzić, czy nie biegną w jego stronę.Kiedy znów przeniósł wzrok na rzekę, zwłoki były już kilkadziesiąt metrów dalej.Dał nura w zarośla i zaczął się zastanawiać, co robić.* * *Kate wynurzyła się na powierzchnię.Była całkiem Zesztywniała, bezwolnie dała się ponieść prądowi.Wszędzie dokoła niczym pociski spadały kawałki roztrzaskanych desek.Chciała zaczerpnąć oddechu, lecz przeszył ją silny ból w karku.Jego echa jak ukłucia wstrząsów elektrycznych rozpłynęły się po całym ciele.W ogóle nie mogła się poruszyć.Uderzyła ją myśl, że doznała urazu kręgosłupa i jest sparaliżowana.Dopiero po chwili uprzytomniła sobie, że ma władzę w palcach rąk i nóg.Ból zanikał stopniowo, jak gdyby cofał się do szyi, gdzie był szczególnie dotkliwy, wręcz nie do zniesienia.Ale już łatwiej było oddychać, a chwilę później mogła też poruszyć rękoma i nogami.Sprawdziła raz i drugi.Tak, mogła nimi poruszać.Nie była sparaliżowana.Tylko ten ból szyi.Ostrożnie obróciła głowę najpierw w lewo, potem w prawo.Ból był nieznośny, ale nie skręciła karku.Dryfowała w spokojnym nurcie.W kąciku oka zebrała jej się kropelka wody.Kate powoli uniosła rękę i starła kroplę z powieki.To była krew.Ściekała z jej czoła.Dotknęła rany palcami.Bardzo krwawiła.Wciąż leżała w wodzie na wznak.Czuła tak silny ból, że nie miała odwagi przekręcić się na brzuch i popłynąć.Zresztą prąd znosił ją w dół rzeki.Ciekawe, dlaczego do tej pory nikt jej nie zauważył.Usłyszała okrzyki na brzegu.Właśnie została dostrzeżona.* * *Chris wyglądał spomiędzy zarośli.Zobaczył Kate unoszącą się na wodzie.Była ranna, całą lewą stronę twarzy miała zakrwawioną.W dodatku wcale się nie ruszała.Może była sparaliżowana?Kiedy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się blado.Wiedział, że jeśli ujawni swoją kryjówkę, na pewno zostanie pojmany, nie wahał się jednak ani przez chwilę.Teraz, po śmierci Marka, nie mieli już nic do stracenia, najlepiej więc było trzymać się razem do końca.Wskoczył do wody i zaczął brodzić w kierunku Kate.Za późno spostrzegł swój błąd.Był w zasięgu rażenia łuczników czuwających na wieży przy moście.Zaczęli do niego strzelać.Niemal natychmiast z francuskiego brzegu ruszył konny rycerz w kompletnej zbroi.Na głowie miał hełm, nie sposób było go rozpoznać.Najwyraźniej nie bał się niczego.Śmiało zasłonił sobą cel łucznikom i skręcił za oddalającą się powoli Kate.Jego koń zaczął płynąć, rycerz znalazł się w wodzie po pas.Dopędził dryfującą Erickson i bez trudu wciągnął ją na siodło.Chwycił Chrisa pod rękę i rzucił krótko:- Allons!Skierował konia do brzegu.* * *Kate zsunęła się na ziemię.Rycerz wydał jakiś rozkaz i po chwili z obozu nadbiegł medyk z chorągwią w ukośne biało-czerwone pasy.Obejrzał jej ranę, oczyścił z krwi i zabandażował skrawkiem lnianego płótna.Rycerz zsiadł z konia, odpiął rzemienie i zdjął hełm.Był wysoki i potężnie zbudowany, a do tego nadzwyczaj urodziwy, ciemnooki, z czarnymi kręconymi włosami i pełnymi zmysłowymi wargami.W jego spojrzeniu igrały wesołe błyski.Był smagły jak Hiszpan.Medyk skończył opatrywać Kate.Rycerz uśmiechnął się do niej szeroko, ukazując równe białe zęby.- Uczynicie mi wielki zaszczyt, jeśli pójdziecie ze mną.Poprowadził oboje w kierunku klasztoru.Przy bocznej furcie obozowała gromada zbrojnych, wśród których byli także rycerze na koniach.Jeden z nich trzymał zielono-czarną chorągiew wojsk Arnauta de Cervole.Skręcili w stronę kościoła.Mijani żołnierze kłaniali się nisko rycerzowi, powtarzając:- Mój panie.mój panie.Chris trącił Kate i szepnął:- To on.- Kto?- Arnaut.- Ten rycerz? Chyba żartujesz.- Tylko spójrz, jak mu się wszyscy kłaniają.- Arnaut ocalił nam życie - mruknęła Kate.Chris uświadomił sobie ironię tej sytuacji.Wśród historyków średniowiecza sir Oliver uchodził za symbol szlachetności i odwagi, Arnauta zaś uważano za wichrzyciela.„Był jednym z największych złoczyńców swojej epoki”, napisał jeden z mediewistów.Tymczasem wyglądało na to, że prawda jest całkiem inna.Oliver był wybuchowym gburem, natomiast Arnaut dał dowód rycerskości, ratując ich oboje z opresji.- Co z Andre? - spytała cicho Erickson.Hughes pokręcił głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]