Podobne
- Strona startowa
- Gajusz Juliusz Cezar O Wojnie Galicyjskiej
- Juliusz Cezar O Wwojnie Domowej
- Herrmann Hors Jan Pawel II zlapany za slowo
- Paweł Szlachetko Adwokat spraw ostatnich. Kontrakt
- Gajusz Juliusz Cezar O Wojnie Domowej (2)
- Pawee Jasienica Rozwazania o wojnie domowej
- Sławomir Nowakowski Uroda i Zdrowie
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Montero Rosa Łzy w deszczu
- Grisham John Obronca ulicy (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To miło pisać na kopercie: Finistčre, Var, Landes, zwłaszcza zaś Calvados.Imię własne odróżnia, przez samo swe istnienie wytwarza między mieszkańcami subtelną tkankę łączącą.Byli w Konstytuancie zwolennicy całkowitej racjonalizacji.Pragnęli oni ponumerować departamenty.Gdyby przemogli, czytalibyśmy dziś w gazetach, że w Pałacu Burbońskim doszło do żywej wymiany zdań pomiędzy deputowanymi z okręgu na przykład dwadzieścia sześć i siedemdziesiąt trzy.Tak właśnie, bo miłośnicy wygód administracyjnych lubią racjonalizować także gramatykę i język.Miewa się czasem szczęście autorskie.Podczas pisania poprzedniego rozdziału znalazłem w dzienniku “Le Monde” (z dnia 31 stycznia 1969 roku) artykuł zatytułowany L’opinion française et l’!me bretonne.Napisał go p.E.Ollivro, mer z Guingamp w departamencie Ctes-du-Nord.Czytamy:“Bretania to nie tylko inwestycje i praca, to ponadto jeszcze osobowość, odrębność, szczególnego rodzaju wrażliwość wobec życia.Żadnego zamiaru rozrywania tkaniny narodowej.Lecz trzeba zrozumieć jedno: Bretania ma duszę.Problem bre-toński to także problem szacunku”.Czego jak czego, ale szacunku dla ludzkich umiłowań władze rewolucyjne wykazywały bardzo mało.Zatem “Bretania ma dusze”.Jedną i niepodzielną, aczkolwiek od opisywanych tu czasów podzielona jest na departamenty: Finistčre, Ctes-du-Nord, Morbihan, Ille-et-Vilaine, Loire-Inférieure.Można sobie tylko wyobrażać, jak tę swoją odrębność odczuwali ludzie, którym żyć przyszło u schyłku dni Ludwika XVI.Hipolit Taine musiał się chyba pomylić, kiedy utrzymywał, że we Francji tuż przed rewolucją nie istniał ani municypalny, ani prowincjonalny patriotyzm.Ale i on napisał: “Z wyjątkiem Wandei, nie znajduję ani jednego miejsca, ani jednej klasy, gdzie by masa ludności w godzinie niebezpieczeństwa mogła się zgromadzić wokoło zaufanych jednostek i tworzyć oddziały”.Osobowość wandejska została więc uznana przez badacza, do przesady może sceptycznego.Bretończycy też zdolni byli do tworzenia oddziałów, stosowali jedynie taktykę partyzanckiego rozdrabniania sił.Wandea wyłoniła wielotysięczną armię “katolicką i królewską”.Zadziwiająco szybko przyjęła się, zakotwiczyła w duszach nazwa świeżo nadana szmalowi królewskiego Poitou.Generałowi d’Elbée proponowano, w zamian za zeznania, łaskę dla jego żony.“Ona potrafi umrzeć jak Wandejka” — odpowiedział.“Biali” zdobywcy Machecoul krzyczeli podobno “ŕ bas la nation!” Czy dlatego wolno ich odsądzać od wszelkiego patriotyzmu?Patriotyzm to uczucie zrodzone z konkretu i polegające na konkrecie.Kochać można tylko istniejący kraj i naród, całą jego skomplikowaną teraźniejszość i przeszłość.W wyobraźni żołnierza na froncie rzekoma abstrakcja doznaje znamiennej materializacji — ojczyzna utożsamia się z jednym wspomnieniem.U wieśniaka może to być obraz drzew przy ojcowskiej zagrodzie, u mieszkańca miasta — stara uliczka.W obliczu śmierci uczucie wraca do swego praźródła.Były przecież takie czasy, gdy ludzie gotowi byli umierać za ten skrawek ziemi tylko, który się oglądało z drewnianych wałów ich plemiennego osiedla.Za najbliższym widnokręgiem leżały kraje obce, wroga i niebezpieczna zagranica.Do pojęcia i do miłości ojczyzny droga wiodła przez ojcowiznę, innej nigdzie w Europie nie było.“Dziewięćdziesiąt dwa ogniska domowe składają się na całą naszą parafię, nie mającą więcej niż dwie mile obwodu; siedemset osób różnej płci i różnego wieku: oto cała prawie liczba mieszkańców, którzy wszyscy bez wyjątku związani są z rolą.Zamieszkali o siedem mil od rzeki, oddaleni od wielkich gościńców i od miasta więcej niż o trzy mile, nie mając do rozporządzenia innych dróg, jak bardzo złe, nie mogą stworzyć żadnego dochodowego przedsięwzięcia, nic nie może pobudzić ich wytwórczości ; nie mają nic nadającego się na handel, żadnego u nich wywozu ani przywozu” — uskarżano się z początkiem roku 1789 w Soulangis koło Bourges.Przychodzi w tym miejscu na pamięć tekst stary, słowa napisane w wieku XV, lecz i w XVIII dla wielu jeszcze Francuzów pełne prawdy—wiersz Franciszka Villona, poświecony matce: Prostaczka iestem stara y uboga, Nic nie znam — liter czytać nie znam zgoła — Oprócz parafii mey niskiego proga, Gdzie ray oglądam y harfy dokoła, Y piekło, w którym potępieńców prażą[1].Tak zwana konstytucja cywilna kleru skasowała pięćdziesiąt i jedno biskupstwo oraz jedną czwartą ogólnej liczby parafii.Zastosowano kryterium arytmetyczne, nie zwracając uwagi na historię, tradycję i temu podobne przesądy.Na każdy departament przypadać miał od tej pory jeden biskup, przestawały istnieć parafie niedostatecznie liczne lub — jeśli chodzi o wieś — położone w nieprzepisowej, zbyt małej odległości od miast.W roku 1790 deputowani nie osiągnęli jeszcze szczytów administratorskiej romantyki, nie pozwolili Maksymilianowi de Robespierre dokończyć mowy uzasadniającej potrzebę, przymusowego żenienia księży.Wystarczyło jednak i to, czego dokonali.Biskupi i proboszczowie mieli pochodzić z wyboru, dokonywanego jednak wcale nie przez wiernych, lecz przez wszystkich obywateli “czynnych”, zamieszkałych w danym departamencie czy też dystrykcie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]