Podobne
- Strona startowa
- Eddings Dav
- Brzezinska Anna, WiÂśniewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garÂść złota
- Księga tysiąca i jednej nocy
- Prawo przyciagania Simone Elkeles (2)
- Jeffrey Archer Synowie fortuny
- DreamWeaver 3 Manual
- 2874
- Jan Chryzostom Pasek Pamietniki (2)
- Le Guin Ursula K Opowiadanie swiata
- Dzieła ÂŚw. Jan od Krzyża
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Diederich, który już był podniósł się, usłyszawszy te słowa, Przychylił się znów nad Jurandem.Po niejakim czasie stary komtur i Diederich znalezli się znów na owym dziedzińcu, zalanym światłemmiesięcznym.Przeszedłszy korytarz, Zygfryd wziął z rąk kata latarnię i jakiś ciemny przedmiot owiniętyw szmatę i rzekł do siebie głośno:- Teraz do kaplicy z powrotem, a potem do wieży.Diederich spojrzał na niego bystro, lecz komtur kazałmu iść spać, sam zaś powlókł się, kołysząc latarnią w stronę oświeconych kaplicznych okien.Po drodzerozmyślał o tym, co się stało.Czuł jakąś pewność, że i na niego przychodzi już kres i że to są jegoostatnie uczynki na ziemi; a jednak jego dusza krzyżacka, chociaż z natury więcej okrutna niżkłamliwa, tak już pod wpływem nieubłaganej konieczności wzwyczaiła się do wykrętów, matactw iosłaniania krwawych zakonnych postępków, że i teraz mimo woli myślał, iż mógłby zrzucić hańbę iodpowiedzialność za Jurandową mękę zarówno z siebie, jak i z Zakonu.Diederich przecie niemowa, nicnie wyzna, a chociaż umie porozumieć się z kapelanem, nie porozumie się z samego strachu.Więc co?Więc któż dowiedzie, że Jurand nie otrzymał tych wszystkich ran w bitwie? Aatwo mógł stracić język odpchnięcia włócznią między zęby, łatwo miecz albo topór mógł mu odrąbać prawicę, a oko miał tylkojedno, więc cóż dziwnego, że mu je wybito, gdy sam jeden rzucił się w szaleństwie na całą załogęszczytnieńską? Ach, Jurand! Ostatnia w życiu radość wstrząsnęła na chwilę sercem starego Krzyżaka.Tak, Jurand, jeśli wyżyje, powinien być wypuszczon wolno! Tu Zygfryd przypomniał sobie, jak niegdyśradzili o tym z Rotgierem i jak młody brat, śmiejąc się, mówił: "Niech wówczas pójdzie, gdzie go oczyponiosą, a jeśli nie będzie mógł trafić do Spychowa, to niech się rozpyta o drogę".Bo to, co się stało,było już w części postanowione między nimi.A teraz, gdy Zygfryd znów wszedł do kaplicy i klęknąwszyprzy trumnie, złożył u nóg Rotgiera krwawą dłoń Jurandową, ta ostatnia radość, która przed chwilą wnim zadrgała, odbiła się również po raz ostatni na jego twarzy.- Widzisz - rzekł - uczyniłem więcej, niżeśmy uradzili: bo król Jan Luksemburski, chociaż był ślepy,stanął jeszcze do walki i zginął z chwałą, a Jurand nie stanie już i zginie jak pies pod płotem.Tu znów uczuł brak oddechu, taki jak poprzednio, gdy szedł do Juranda, a na głowie ciężar jakbyżelaznego hełmu, lecz trwało to jedno mgnienie oka.Odetchnął głęboko i rzekł:- Hej, czas i na mnie.Miałem cię jednego, a teraz nie mam nikogo.Ale jeśli mi przeznaczono żyćjeszcze, to ci ślubuję, synaczku, że ci i tamtą rękę, która cię zabiła, na grobie położę albo sam zginę.%7ływ jeszcze twój zabójca.Tu zęby ścisnęły mu się, chwycił go kurcz tak silny, iż słowa urwały mu się w ustach, i dopiero poniejakim czasie począł znów mówić przerywanym głosem:- Tak.żyw jeszcze twój zabójca, ale ja go dosięgnę.a nim dosięgnę, inną, gorszą od samej śmiercimękę mu zadam.I umilkł.Po chwili wstał i zbliżywszy się do trumny, jął mówić spokojnym głosem:- Ot, pożegnam cię.Spojrzę ci w twarz raz ostatni, może poznam, czyś rad z obietnicy.Ostatni raz!I odkrył oblicze Rotgiera, lecz nagle cofnął się.- Zmiejesz się.- rzekł - ale się strasznie śmiejesz.Jakoż ciało odtajało pod płaszczem, a może odciepła świec, skutkiem czego poczęło się rozkładać z nadzwyczajną szybkością - i twarz młodegokomtura stała się rzeczywiście straszną.Spuchłe ogromnie i poczerniałe uszy miały w sobie cośpotwornego, sine zaś, wzdęte wargi wykrzywione były jakby uśmiechem.Zygfryd zakrył co prędzej tęokropną maskę ludzką.Po czym wziął latarnię i wyszedł.W drodze po raz trzeci zbrakło mu oddechu,wróciwszy więc do izby, rzucił się na swe twarde łoże zakonne i przez pewien czas leżał bez ruchu.Myślał, że zaśnie, gdy nagle ogarnęło go dziwne uczucie.Oto wydało mu się, że sen nie przyjdzie doniego już nigdy, a natomiast jeśli zostanie w tej izbie, to przyjdzie zaraz śmierć.Zygfryd nie bał się jej.W niezmiernym zmęczeniu i bez nadziei snu widział w niej jakiś ogromnywypoczynek, ale nie chciał się jej poddać jeszcze tej nocy, więc siadłszy na łożu, począł mówić:- Daj mi czas do jutra.A wtem usłyszał wyraznie jakiś głos szepcący mu do ucha:- Wychodz z tej izby.Jutro będzie za pózno i nie spełnisz tego, coś przyrzekł; wychodz z tej izby!Komtur, podniósłszy się z trudem, wyszedł.Na blankach obwoływały się z narożników straże.Przykaplicy padał na śnieg żółty blask z okien.W pośrodku, przy kamiennej studni dwa czarne psy bawiłysię, ciągając jakąś szmatę; zresztą na dziedzińcu było pusto i cicho.- Więc koniecznie jeszcze tej nocy? - mówił Zygfryd.- Otom utrudzon bez miary, ale idę.Wszyscyśpią.Jurand zmożon męką może także śpi, tylko ja nie zasnę.Idę, idę, bo w izbie śmierć, a jam ciprzyrzekł.Ale potem niechże już przyjdzie śmierć, skoro nie ma przyjść sen.Ty się tam śmiejesz, amnie sił brak.Zmiejesz się, toś widać rad.Jeno widzisz, palce mi podrętwiały, moc opuściła dłonie isam już tego nie dokonam.Dokona służka, która z nią śpi.Tak mówiąc, szedł ociężałym krokiem ku wieży leżącej przy bramie.Tymczasem psy, które bawiły sięprzy kamiennej studni, przybiegły ku niemu i poczęły się łasić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]