Podobne
- Strona startowa
- Trylogia Hana Solo.03.Han Solo i utracona fortuna (2)
- Philip K. Dick Transmigracja Timothyego Archera
- Abigail Roux The Archer (pdf)(1)
- Morrell Dav
- Alberto Moravia Rzymianka (2)
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko by sneer
- Kto Jest Kim W Lobby Filosemick
- Chmielewska Joanna (Nie)boszczyk maz
- Arthur C. Clarke Spotkanie z Rama (3)
- dołęga mostowicz tadeusz pamiętnik pani hanki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blueday.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ciekawe, co w tej chwili porabia Elliot? - odezwała się Su Ling.- Pewnie jest u McDonalda z resztą swojej bandy, zajada się hamburgerami i frytkami i udaje, że mu smakują - powiedział Tom, popijając wino stołowe.- Cóż, przynajmniej wyczerpał mu się repertuar sztuczek - rzekł.Nat.- Nie byłabym tego taka pewna - powiedziała Su Ling.W tym momencie w drzwiach ukazał się Joe Stein.- Czego on może chcieć? - zdziwił się Tom.Wstał i pomachał do niego.Nat uśmiechnął się do Joego, gdy ten pospiesznie przepychał się do ich stolika, ale on nie odwzajemnił uśmiechu.- Mamy problem - rzucił Joe.- Lepiej chodźcie prędko do stołówki.Fletcher chodził tam i z powrotem korytarzem, podobnie jak jego ojciec ponad dwadzieścia lat temu; panna Nichol wielokrotnie opisywała mu tamten wieczór.To tak, jakby powtarzać stary czarno-biały film, zawsze z tym samym happy endem.Fletcher przyłapał się na tym, że nie oddala się od drzwi sali operacyjnej dalej niż na kilka kroków, wyczekując, aż ktoś z nich się wyłoni.Nareszcie otworzyły się drzwi i wyszła z nich pospiesznie pielęgniarka, ale minęła Fletchera bez słowa.Dopiero kilka minut później pokazał się doktor Redpath.Zdjął maskę chirurgiczną, ale się nie uśmiechał.- Właśnie umieszczają pańską żonę w jej pokoju.Jest wyczerpana, ale czuje się dobrze.Za kilka minut będzie pan mógł ją zobaczyć.- A co z dzieckiem?- Pański syn został przeniesiony na oddział dla wcześniaków.Pokażę go panu - powiedział doktor, biorąc Fletchera za łokieć i prowadząc korytarzem.Zatrzymali się przed wielką szybą.Wewnątrz znajdowały się trzy inkubatory.Dwa były już zajęte.Fletcher patrzył, jak jego syna delikatnie układają w trzecim.Mizerne, bezradne stworzonko, czerwone i pomarszczone.Pielęgniarka włożyła mu do noska rurkę.Następnie umieściła na piersi maleństwa czujnik i podłączyła przewód do monitora.Na koniec na lewy przegub dziecka wsunęła opaskę z nazwiskiem Davenport.Ekran monitora od razu zaczął migotać, ale mimo, że Fletcher słabo znał się na medycynie, od razu dostrzegł, że serce syna bije słabo.Popatrzył z niepokojem na doktora Redpatha.- Jakie ma szansę?- Urodził się dziesięć tygodni za wcześnie, ale jeżeli utrzymamy go przy życiu przez noc, może przeżyje.- Jakie są jego szansę? - naciskał Fletcher.- Tu nie obowiązują żadne reguły, procenty ani ustalone prawa.Każde dziecko jest jedyne w swoim rodzaju, pański syn również - dodał lekarz.Dołączyła do nich pielęgniarka.- Może pan teraz zobaczyć żonę - zwróciła się do Fletchera.Fletcher podziękował doktorowi razem z pielęgniarką zszedł piętro niżej i udał się do pokoju żony.Annie leżała wsparta na kilku poduszkach.- Jak wygląda nasz syn? - brzmiały jej pierwsze słowa.- Wspaniale, proszę pani, i ma szczęście, że rozpoczyna swoje życie u boku tak wyjątkowej matki.- Nie pozwolili mi go zobaczyć - poskarżyła się cicho Annie - a ja tak bym chciała go przytulić.- Na razie umieścili go w inkubatorze - powiedział łagodnie Fletcher - ale cały czas jest przy nim siostra.- Wydaje się, jakby całe lata upłynęły od kolacji u profesora Abrahamsa.- To był wspaniały wieczór i twój podwójny triumf.Zauroczyłaś starszego wspólnika firmy, w której chcę pracować, a potem wydałaś na świat syna, i to wszystko jednego wieczoru.Co dalej?- To wszystko wydaje się nieważne teraz, kiedy mamy dziecko i musimy się nim zająć.- Zamilkła na chwilę.- Harry Robert Davenport.- To ładnie brzmi - zauważył Fletcher - i obaj nasi ojcowie będą zachwyceni.- Jakie damy mu pierwsze imię? - spytała Annie.- Harry czy Robert-- Wiem, jak będę do niego mówił - rzekł Fletcher.Do pokoju weszła pielęgniarka.- Powinna pani spróbować zasnąć - powiedziała.- To było dla pani wyczerpujące przeżycie.- Też tak uważam - zgodził się Fletcher.Wyjął kilka poduszek spod głowy żony, a ona wolno opuściła się na łóżku.Uśmiechnęła się, układając głowę na ostatniej poduszce, która pozostała.Fletcher pocałował Annie i wyszedł, a pielęgniarka zgasiła światło.Fletcher popędził schodami piętro wyżej, żeby sprawdzić, czy serce syna nie bije mocniej.Patrzył na monitor, modląc się, żeby amplituda sygnałów była trochę większa, i zdołał siebie przekonać, że istotnie tak jest.Przycisnął nos do szyby.- Walcz, Harry - powiedział, a potem zaczął liczyć uderzenia serca na minutę.Nagle poczuł się wykończony.- Trzymaj się, dasz radę.Fletcher cofnął się i opadł na krzesło po drugiej stronie korytarza.W ciągu kilku minut zapadł w głęboki sen.Nagle się obudził, czując, że ktoś delikatnie dotyka jego ramienia.Zamrugał oczyma; nie miał pojęcia, jak długo spał.Zobaczył pielęgniarkę.Miała poważną minę.Za nią stał doktor Redpath.Fletcherowi nie trzeba było mówić, że Harry Robert Davenport nie żyje.- Co to za problem? - zapytał Nat, biegnąc do stołówki, gdzie liczono głosy.- Mieliśmy znaczną przewagę jeszcze kilka minut temu - rzekł Joe, zdyszany po gonitwie w obydwie strony, z trudem dotrzymując kroku Natowi, który swój bieg nazwałby pewno truchtem.- Nat trochę zwolnił.- A potem nagle pojawiły się dwie skrzynki wyborcze, pełne głosów - dziewięćdziesiąt procent za Elliotem - dodał, gdy zbliżyli się do schodów.Nat i Tom, nie czekając na Joego, wbiegli na górę i wpadli do jadalni.Pierwszą osobą, którą ujrzeli, był zadowolony z siebie Ralph Elliot.Nat przeniósł wzrok na Toma, któremu już zdawała sprawozdanie Su Ling oraz Chris.Prędko do nich dołączył.- Mieliśmy przewagę czterystu głosów - oznajmił Chris - i uznaliśmy, że sprawa jest przesądzona, kiedy ni stąd, ni zowąd zjawiły się dwie urny wyborcze.- Co to znaczy ni stąd, ni zowąd? - spytał Tom.- Hm, znalazły się pod stołem, ale nie zarejestrowano ich przy pierwotnym liczeniu.- Chris sprawdził notatki.- W jednej urnie było trzysta dziewiętnaście głosów oddanych na Elliota i czterdzieści osiem na Nata; w drugiej - trzysta dwadzieścia dwa na Elliota i czterdzieści jeden na Nata, co zmieniło pierwotny wynik i dało Elliotowi przewagę kilkunastu głosów.- Podaj mi przykładowo kilka liczb z innych urn - poprosiła Su Ling.- Wszystkie były dość zgodne - rzekł Chris, spoglądając na zapiski.- Największa różnica była w jednej: dwieście dziewięć za Natem i sto siedemdziesiąt sześć za Elliotem.Tylko w jednej urnie Elliot zebrał więcej głosów niż Nat: dwieście jeden do stu dziewięćdziesięciu sześciu.- Wyniki w dwóch ostatnich urnach - odezwała się Su Ling - wykazują zbyt duże odchylenie w porównaniu z wynikami w pierwszych dziesięciu.Ktoś musiał wpakować do nich dostatecznie dużo kart do głosowania, żeby zmienić pierwotny wynik.- Ale jak oni to zrobili? - spytał Tom.- Bez problemu, jeżeli się dysponowało czystymi kartami do głosowania - powiedziała Su Ling.- A to nie było takie trudne - zauważył Joe.- Skąd ta pewność? - zainteresował się Nat.- Bo jak głosowałem w moim akademiku w porze lunchu, obecna była tylko jedna dziewczyna z komisji wyborczej i na dodatek pisała jakąś pracę.Nawet by nie zauważyła, jakbym zasunął cały plik kart do głosowania.- Ale to nie wyjaśnia nagłego pojawienia się dwóch brakujących urn - rzekł Tom.- Nie musisz robić doktoratu, żeby na to wpaść - wtrącił się Chris - jak zakończyło się głosowanie, wystarczyło ukryć dwie urny i potem napakować tam kartek.- Ale nie możemy tego udowodnić - rzekł Nat.- Dowodzi tego statystyka - powiedziała Su Ling
[ Pobierz całość w formacie PDF ]