Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Philip G. Zimbardo, John Boyd Paradoks czasu (2)
- apx400s
- Krystyna Siesicka Zapalka na zakrecie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To tam startują i lądują te maszyny!- Zwiedziliście tu wszystkie bary?- Nie, skądże.Nie w tej dziurze.Wracamy z wybrzeża.Mieliśmy tydzień urlopu.Jeździliśmy samochodem.- Samochodem? - zdziwił się.- W takim razie co pan robi na dworcu?- Phil ma prawo jazdy - odpowiedział.- Ja nie umiem prowadzić.Samochód popsuł się.I tak rozlatywał się ze starości, dlatego bez żalu porzuciliśmy go w lesie.Nie opłacało się czekać, aż go wyremontują.Stoi tu, niedaleko.I tak jest wart tylko pięćdziesiąt kawałków.- A gdyby pan znalazł kierowcę, chciałby pan dalej jechać tym gratem?Żołnierz spojrzał zdziwiony.- Oczywiście.Ale co z oponami?- Sam pokryję koszty - zaproponował.Ujął żołnierza pod ramię i przeprowadził przez tłum aż do kąta, gdzie leżał kolega.- Chyba będzie lepiej, jeśli tu pozostanie, aż zreperujemy wóz.Phil nie wyglądał na człowieka, który z przyjemnością podjąłby się wyprawy dłuższej niż do toalety, choć i w to należało wątpić.Także niezbyt zdawał sobie sprawę z własnego położenia i miejsca, gdzie się znajduje.- Phil - potrząsnął go kolega.- Ten człowiek umie prowadzić.Daj mi kluczyki.- Czy to ty, Wade?.Wade schylił się i przeszukał kieszenie.- Proszę - podał Ragle'owi pęk kluczy.Podniósł głowę przyjaciela, który rozglądał się mętnymi oczyma.- Posłuchaj.Pozostaniesz tutaj.My pójdziemy do samochodu i spróbujemy uruchomić to stare pudło.Później przyjedziemy po ciebie.Zrozumiałeś?Phil skłonił głowę.- O'kay.- A więc idźmy - Wadę spojrzał na Gumma.Wyszli w ciemności, pozostawiając za sobą przepełnioną poczekalnię.- Mam nadzieję, że ten sukinsyn nie wpadnie w panikę i nie zwieje z tej budy.W przeciwnym razie nigdy go nie znajdziemy.W atramentowych ciemnościach trudno było cokolwiek dostrzec.Ragle z ledwością widział chodnik pod stopami- popękany, porośnięty chwastami.- Czy ten świat nie jest gówno wart? - zapytał Wadę.- Że też zawsze dworce autobusowe lokują w dużych miastach w dzielnicy slumsów, jeśli zaś miasto nie jest dość duże, by były w nim slumsy, to wybierają ostatnie wygwiz-dowo.Potknął się na nierówności.- Cholerne ciemności - syknął.- Co też oni sobie myślą, że latarnie ustawia się co dwie mile?Chrapliwy krzyk dobiegający z tyłu nakazał im zatrzymać się.Ragle obrócił się i w błękitnej poświacie neonu zdołał dostrzec drugiego żołnierza.Wygramolił się z poczekalni, podreptał to w jedną, to w drugą stronę, wreszcie stanął przy dworcu, drąc mordę.Obok stały dwie walizki.- O, niech to - zmartwił się Wadę.- Musimy wrócić, inaczej gdzieś się zapodzieje.Zawrócił.Ragle'owi nie pozostawało nic innego, jak tylko im towarzyszyć.Gdy doszli do pokrzykującego pijaczka, ten pochwycił Wade'a i spojrzał nań z wyrzutem.- Zostawiliście mnie na pastwę losu.- Musisz tu siedzieć.Pilnuj bagaży, a my uruchomimy samochód.- Muszę jechać - odparł Phil.Wadę raz jeszcze wyjaśnił mu położenie, w jakim się znaleźli.W tym czasie Ragle bezradnie spacerował przed budynkiem zastanawiając się, jak długo jeszcze będzie mógł znieść tę sytuację.Wreszcie towarzysz podróży chwycił za jakąś walizkę i ruszył w kierunku szosy.- Idziemy.Niech pan weźmie drugą walizkę, bo inaczej ją zgubi.- Chyba ktoś mnie obrabował - czknął Phil.We trzech ruszyli w drogę.Stracił poczucie miejsca i czasu zagłębiając się w milczące ciemności.Po kilku minutach w dali wyrosła latarnia.Minęli ją i zostawili z tyłu.Zbliżali się do następnej.Przeszli obok nie zabudowanej, lecz ogrodzonej działki.Po chwili wynurzył sią podłużny kształt fabryki.Z boku wyłoniły się rampy kolejowe, zapewne ludne za dnia, rozbrzmiewające gwarem rozmów tragarzy i poleceniami kierowników rozładunku.Po prawej stronie ujrzał niewielki, rzadki las.- To tutaj?- Tak.Jeszcze kilka kroków.Omal nie wpadł na samochód porzucony na poboczu.- Musimy się teraz zająć oponami - Wadę wrzucił obie walizki do wozu.Phil stanął na środku drogi i zaczął się wpatrywać w rozgwieżdżone niebo.- Teraz będzie tak gapił się aż do rana.- Wadę wyłonił się zza samochodu.- Kilka metrów dalej widziałem stację benzynową.Łatwo ją znajdziemy.Zręcznie, wprawnymi ruchami, odkręcił koło i wytoczył je na pobocze.Rozejrzał się niespokojnie.- Gdzie jest Phil?- Do diabła z nim - zdenerwował się po chwili.- Chyba sobie poszedł.- Idźmy już do tej stacji - zniecierpliwił się Ragle.- Przecież nie będziemy sterczeć tu całą noc.- Racja - zgodził się Wadę.- Cóż - westchnął filozoficznie.- Może Phil wróci, ułoży się w samochodzie i gdy wrócimy, znajdziemy go chrapiącego.Zaczął toczyć koło w kierunku stacji benzynowej, zresztą w niezłym tempie.Gdy przybyli, budynek straszył ciemnością.Właściciel po prostu zamknął interes i pojechał do domu.Noc ma swoje prawa.- Chyba oszaleję - wyszeptał.- Może w pobliżu jest jeszcze jakaś inna stacja - z powątpiewaniem odezwał się Ragle,- Nie przypominam sobie, żebym coś mijał - Wadę wydawał się być zupełnie zbity z tropu i nie miał już ochoty na jakiekolwiek działanie.- Co teraz zrobić?- Trzeba iść dalej.Po długim marszu dostrzegli w ciemności białoczerwononiebieski kwadrat.- Amen - wymamrotał.- Wie pan, cały czas solidnie się modliłem o to spotkanie i mam, czego chciałem.Pchnął koło, które potoczyło się do budynku, przekrzywiając się to w jedną, to w drugą stronę.- Nareszcie! - triumfalnie wykrzyknął.Drzwi otworzyły się i w progu stanął człowiek w białym uniformie.Spoglądał na nich bez zainteresowania.- Dobry wieczór, a może raczej dzień dobry - odezwał się Wadę.- Zechciałby nam pan sprzedać nową oponę? Tylko szybko.Mężczyzna zapalił papierosa.Krytycznie przyjrzał się kom.- Jaka marka?- Dogde-Limousine 36 - odpowiedział Wadę.Sprzedawca wyjął latarkę chcąc odczytać wielkość.Później przyniósł katalog i począł wertować strony.Ragle odnosił wrażenie, że przestudiował dokładnie każdą tabelę co najmniej po trzykroć, wreszcie zamknął zeszyt.- Niestety, nie mogę panom pomóc.- Co zatem nam pozostaje? - Gumm silił się na cierpliwość.- Ten żołnierz i jego kolega muszą być rano w swojej jednostce, w przeciwnym razie zostaną oskarżeni o dezercję.Mężczyzna podrapał się ołówkiem po nosie.- Pięć mil dalej jest stacja wulkanizacji.- Nie możemy pozwolić sobie na taki spacerek.I tak już mamy dosyć.- Mój samochód stoi tu obok.Jeden z was poczeka, drugi zawiezie koło.To tuż za pierwszymi światłami, niedaleko wybrzeża.Przywieziecie oponę i załatwimy resztę.Sześćdziesiąt kawałków.Podał Ragle'owi kluczyki.- Jeśli już pan tam będzie, niech pan wpadnie do baru naprzeciwko.Proszę mi przywieźć kanapkę z serem, hamburgera i sok.- Jakieś szczególne życzenia?.- Nie, może być zwykły, ananasowy.Podał mu banknot.- Zostanę tutaj - odezwał się Wadę.Ragle wsiadł do samochodu.- Niech się pan pospieszy! - krzyknął.- O'kay.Kilka minut później dojechał do skrzyżowania z autostradą.Zobaczył światła, o których mówił właściciel stacji.- Cóż za przygody - westchnął.Młody człowiek w slipach i podkoszulce założył taśmę, naciągnął film i nacisnął przycisk.Na szesnastocalowym ekranie pokazał się wyraźny obraz.Człowiek usiadł na rogu łóżka.Najpierw na ekranie pojawił się widok sześciopasmowej autostrady z białym, kamiennym poboczem.Odgradzający oba pasy kawałek zieleni ciemniał wilgotną trawą.Po obu stronach sterczały wysokie słupy reklamowe z rozklejonymi plakatami.Samochody jeden po drugim przesuwały się w szaleńczym pędzie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]