Podobne
- Strona startowa
- Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III
- Jan III Sobieski Listy do Królowej Marysienki
- Stephen King Mroczna Wieza III
- Jan III Sobieski Listy do Marysienki (2)
- Bochenski J.M Wspolczesne metody myslenia
- Van Ryn Don Pomylona tożsamoÂść
- Eo Nova Testamento
- Photoshop 6 Bible (eBook)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy zaś już sobie podjedli do sytu, ruszyli gospodarki oglądać i radować się dobytkiem, że choć jużdobrze ściemniało, a łazili po obejściach i sadach, lewentarze poklepując albo i tykając palcami obwisłepod kwiatem gałęzie, kieby te kochane, dziecińskie głowiny.%7łe już i nie opowiedzieć, jakim weselem rozgorzały Lipce.Tylko u jednych Borynów było zgoła inaczej.Dom ostał prawie pusty, Jagustynka poleciała do swoich, Józka też z Witkiem poniesła się, kaj ludniejbyło i weselej, że jedna Hanka chodziła po ciemnej izbie pohuśtując na ręku dziecko kwilące i jużpuszczając wodze żalom i bolesnym, palącym łzom.Jeno że i w tym nie ostała dzisiaj sama jedna, bo ano Jaguś tak samo ciskała się w mrocznym obejściu,rychtyk tymi samymi smutkami szarpana i tak samo tłukąc się kiej ten ptak o klatkowe pręty.Tak się już bowiem spletło dziwnie.Jagna przyleciała jeszcze przed drugimi, a chociaż mroczna była kiej noc i rozezlona, rzuciła się doroboty, robiła, co ino jej wpadło pod oczy, za wszystkich; wydoiła krowy, napoiła cielaka, nawetświniom żarcie poniesła, jaże Hanka zdumiała się, ledwie wierząc własnym oczom.A ona nie bacząc nanikogo pracowała, jakby się chcąc zarobić i tak umęczyć, by zapomnieć krzywdy jakiejś i zabić w sobiesmutki a żale.Ale cóż, choć ręce mdlały z utrudzenia i krzyż dziw nie pękał, łzy i tak cięgiem stały jej w oczach iczęsto palącym sznurem ciekły po twarzy, a w duszy krzewił się coraz bujniejszy i sroższy smutekZapłakane oczy nic nie widziały wpodle siebie, nawet Pietrka, któren już od samego przyjścia na krokjej nie odstępował i pomagając zagadywał z cicha i rozżarzonymi ślepiami obejmował, a przycierał sięnieraz tak z bliska, jaże bezwolnie się odsuwała.Aże przyszło do tego, że kiej w stodole nabierała wopałkę sieczki, chwycił ją wpół, do sąsieka przypierał mamrocząc cosik i do jej warg chciwie sięgając.Nie sprzeciwiła się, nie miarkując, do czego idzie i dając się na jego wolę, jakby nawet rada temu, że jąjakaś moc pojena i ponosi, ale skoro ją rzucił na słomę i poczuła na twarzy jego wilgotne wargi,porwała się niby wicher i odrzuciła go precz kiej ten wiecheć, jaże bęcnął na klepisko.Straszna złość ją zatrzęsła.- Ty pokrako zapowietrzona!.ty świniarzu!.Poważ się jeszcze kiej mnie tknąć, to ci kulasypoprzetrącam!.Dam ja ci jamory, jaże się juchą oblejesz!.- krzyczała rzucając się z grabiami.Ale wnet zapomniała o wszystkim i pokończywszy obrządki, do chałupy poszła.W progu natknęła się na Hankę: zajrzały sobie w oczy przeszklone łzami a bólem ociężałe i śpieszniesię rozbiegły.Z obu izb drzwi stały wywarte do sieni i w obu już się paliły światła, że co chwila, jakby zniewytłomaczonego musu, spozierały z dala na siebie.Zaś potem, narządzając wspólnie kolację, kręciły się z bliska siebie, ale żadna nie puściła pary, żadna isłowa nie powiedziała, jeno kryjomo kiej złodzieje chodziły za sobą ślepiami.Juści, dobrze wiedziały, cokażda dzisiaj cierpi, że często złe i mściwe oczy przyskakiwały do siebie kiej noże ostre, a zaciśniętenieme usta mówiły urągliwie:- Dobrze ci tak! dobrze!Ale przychodziły i takie chwile, że zaczynało im być siebie żal, że byłyby zagwarzyły przyjaznie, żekażda ino czekała zaczepki, by odrzeknąć poczciwym słowem, że nawet przystawały wpodle, zezując kusobie wyczekująco, gdyż ustępowała zawziętość, przymierały zadawnione gniewy, a pospólna dola iopuszczenie kłoniły je ku sobie coraz bliżej.jeno co nie skłoniły, bo zawdy je cosik powstrzymywało:to płacz dziecka, to wstyd jakiś, to nagłe ocknienie w pamięci krzywd, jaże i w końcu rozniesło jedaleko i zawziętość znowu w sercach zawrzała, złoście sprężyły dusze i oczy poczęły się żgaćbłyskawicami nienawiści
[ Pobierz całość w formacie PDF ]