Podobne
- Strona startowa
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwykłe przygody Don Kichota z la Manchy
- Cervantes Saavedra de Miguel Niezwyke przygody Don Kichota z la Manchy
- Haridi Seif, Van Roy Peter Concepts, Techniques, and Models of Compute rProgramming
- Van Roy Peter, Haridi Seif Concepts, Techniques, and Models of Computer Programming
- Prawo Turystyczne R. Walczak
- Jan III Sobieski Listy do Marysienki (2)
- Hobb Robin Czarodziejski Statek t1
- Gabriel Richard Scypion Afrykański Starszy. Największy wódz starożytnego Rzymu
- ADDISON.WESLEY.THE.LEAN.MINDSET.2014
- ÂŚw. Jan Od Krzyża Dzieła
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Newell i Colleen obawiali się tej wyprawy.Nie zpowodu mszy, ale ze względu na to, że Carly i Sandra miały jużnie wracać z nimi do Gaylord.Obie postanowiły spędzić w domucały tydzień po pogrzebie i wesprzeć Colleen w żałobie.Ale dokońca semestru pozostały im jeszcze dwa tygodnie zajęć.Carlynie chciała tego robić, ale wiedziała, że musi wrócić na uczelnię.Z kolei Sandra musiała powrócić do Grand Valley State.Obiewłożyły zbyt wiele wysiłku w letni semestr, aby go nie mócukończyć.Cerakowie pojechali do Upland dwoma samochodami.Wjednym siedzieli Newell i Colleen, w drugim Carly z Sandrą.Gdyzbliżali się do oznaczenia 66.mili na autostradzie 1-69, Newellspojrzał na Colleen i zapytał:-Jesteś na to gotowa?- Nie.A ty?-Też nie.Przy 67.słupku milowym zwolnił i zjechał na prawy pas.Zachwilę oznajmił:- To chyba tu, przed nami - włączył prawy kierunkowskaz izjechał na pobocze.Carly zrobiła to samo.Minęło ich kilkaciężarówek, których pęd aż zatrząsł samochodami.Newell iColleen spojrzeli na siebie.%7ładne z nich się nie odezwało, leczoboje pomyśleli to samo: To tylko wiatr od ciężarówki, apomyśleć, co się działo wtedy.".Newell zerknął w bocznelusterko i stwierdził: - Nic nie jedzie.Możemy wysiadać.Carly i Sandra opuściły samochód w tym samym momencie.Cała czwórka szybko zeszła z asfaltowego pobocza naprzylegającą do niego wysoką trawę.Chwycili się za ręce ipowolnym krokiem podeszli do pięciu krzyży o jednej podstawie,które ktoś umieścił na miejscu wypadku.Trawa była jeszczegdzieniegdzie powyrywana, a gdy wiatr zawiał z jednegokierunku, nadal można było poczuć zapach oleju napędowego.Wszyscy wbili wzrok w pas zieleni.Nie dało się nie zauważyćśladów ciężarówki.Samochody mijały ich ze świstem.Zwieciłosłońce.Przez kilka minut nikt się nie odzywał.Cała czwórka stałabez ruchu ramię w ramię i płakała.Carly położyła głowę naramieniu ojca. Tutaj zginęła Whitney"- pomyślał Newell.Wielelat wcześniej, kiedy mieszkał w Upland, pracował w pogotowiu.Zdarzało mu się przyjeżdżać na miejsca wypadków, do którychdochodziło na drodze międzystanowej, i teraz miał je przedoczami.Próbował odpędzić te myśli.- Pomódlmy się - zaproponował.- Potrzebuję tego.Podziękował Bogu za to, że to miejsce to jeszcze nie był koniec.Podziękował za życie i wiarę Whitney.Pomodlił się też wintencji rodzin pozostałych ofiar.Ale najmocniej modliłsię o siłę i łaskę od Boga dla nich samych.Teraz potrzebowalitego bardziej niż kiedykolwiek.Po kilku kolejnych minutach ciszy wrócili do samochodów.Newell przekręcił kluczyk, a z odtwarzacza CD popłynęłamuzyka.Jadąc na miejsce wypadku, Colleen na okrągło słuchałajednej pieśni, Pójdz do Jezusa.Włączyli ją jeszcze raz.Pieśńzainicjowała ich modlitwę. O, Panie, bez Ciebie nie możemy iśćnaprzód".Przed nabożeństwem rektor Uniwersytetu Taylora, GeneHabecker, wydał w swoim domu obiad dla rodzin ofiar.Choćzaproszenia otrzymały wszystkie rodziny, przybyli tylko bliscystudentów.Gdy pojawili się Cerakowie, przywitał ichprzedstawiciel uniwersytetu i wprowadził do głównej sali, gdzieczekali już pozostali zaproszeni.Rektor powiedział parę słów,podziękował wszystkim za przybycie i złożył w imieniu własnymoraz całej uczelni wyrazy najgłębszego współczucia.Następnieprzedstawił każdą rodzinę.Newell i Colleen obserwowali go, jakpodchodził do każdego z rodziców.W oczach rodziców innychofiar oni sami coś zobaczyli. Oni wiedzą.Rozumieją, coprzechodzimy.Inni mogą próbować.Chcą dobrze.Ale ludzie wtym pomieszczeniu doskonale rozumieją, przez coprzechodzimy, gdyż sami przechodzą przez to samo".Wszyscyzgromadzeni poczuli ze sobą nagłą więz, jak gdyby byliczłonkami jakiegoś klubu.Nikt z nich nie miał zamiaru do niegowstępować, lecz mimo wszystko czerpali siłę z samegoprzebywania razem.Rodziny zapoznały się szybko, ściskałysobie ręce i przedstawiały się sobie wzajemnie.Nikt niewspominał o wypadku, chyba że przyokazji zapewnień o współczuciu i modlitewnym wsparciu.Inne słowa nie były potrzebne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]