Podobne
- Strona startowa
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Lackey Mercedes Burza
- dołęga mostowicz tadeusz bracia dalcz i s ka tom i
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebieski płomień zgasł, lecz Conan zauważył inny blask dobywający się z otworu jednego z kilku korytarzy odchodzących z galerii.Gdzieś za tym korytarzem znajdowało się następne pole fosforescencji - rozpoznawał tę słabą, jednostajną poświatę.Korytarz wiódł w tym samym kierunku, w którym uciekli kapłani.Cymmerianin zdecydował się raczej pójść tamtędy niż opuszczać się w ciemność wielkiej jaskini w dole.Niewątpliwie korytarz łączył się z inną galerią, w innej komnacie, być może z miejscem, do którego pobiegli kapłani.Pospieszył w tym kierunku.W miarę jak szedł, blask stawał się silniejszy, pozwalając dojrzeć ściany i podłogę tunelu.Gdzieś w dole przed sobą słyszał znów śpiewy kapłanów.Nagle ścianę po jego lewej ręce oblało fosforyzujące światło, a do jego uszu doleciał cichy, histeryczny szloch.Obrócił się i zajrzał w drzwi.Znów zobaczył komnatę, tym razem wykutą w twardej skale, a nie naturalną, jak poprzednie.Kopulasty sufit świecił fosforyzującym blaskiem, ściany niemal całkowicie pokrywały inkrustowane złotem arabeski.Pod najdalszą ścianą, na granitowym tronie, patrząc od wieków w stronę wejścia, siedział monstrualny i odrażający Pteor, bóg Pelishtów odlany w brązie, o przesadnie powiększonych atrybutach odzwierciedlających wulgarność jego kultu.Na jego tronie leżała bezwładnie rozciągnięta, biała postać.- No niech mnie licho! - jęknął Conan.Rozejrzał się podejrzliwie po komnacie nie znajdując śladu innego wejścia ani czyjejś obecności.Podszedł bezgłośnie i spojrzał na dziewczynę o twarzy ukrytej w dłoniach i ramionach wstrząsanych szlochem krańcowego przygnębienia.Od grubych, złotych obręczy na ramionach bożka biegły cienkie, złote łańcuchy skuwające jej ręce.Położył dłoń na nagim ramieniu dziewczyny, ta drgnęła przerażona, krzyknęła i obróciła ku niemu zalaną łzami twarz.- Conan! - jak zwykle usiłowała uchwycić go kurczowo, ale łańcuchy przeszkodziły jej.Przeciął miękki metal tak blisko nadgarstków jak tylko mógł, sapiąc: - Będziesz musiała nosić te bransoletki, dopóki nie znajdę dłuta lub pilnika.Puść mnie, do licha! Wy, aktorki jesteście zbyt uczuciowe.Przy okazji – co ci się przydarzyło?- Kiedy weszłam z powrotem do komnaty wyroczni - wyjęczała - zobaczyłam boginię leżącą na postumencie, tak jak ujrzałam ją za pierwszym razem.Zawołałam cię i zaczęłam biec do drzwi - wtedy coś złapało mnie z tyłu.Zatkało mi dłonią usta, przeniosło przez otwór w ścianie, po jakichś schodach, do ciemnego korytarza.Nie mogłam zobaczyć, co to było, dopóki nie minęliśmy dużych, metalowych drzwi i znaleźliśmy się w komnacie o jasnym suficie, jak ta.Och! - prawie zemdlałam, kiedy ich zobaczyłam! To nie są ludzie! To szare, owłosione diabły poruszające się jak ludzie i mówiące niezrozumiałym bełkotem! Stali tam i zdawali się czekać.W pewnej chwili wydawało mi się, że ktoś próbuje otworzyć drzwi.Wtedy jedno z nich pociągnęło za dźwignię w murze i po drugiej stronie coś zwaliło się z łoskotem.Potem nieśli mnie długimi tunelami, wtaszczyli po schodach do tej komnaty, przykuli na kolanach tego paskudnego bożka i odeszli.Och, Conanie, kim oni są?- Sługami Bit-Yakina - mruknął - Znalazłem rękopis, z którego dowiedziałem się paru rzeczy i napotkałem kilka fresków, które dopowiedziały mi resztę.Bit-Yakin był Pelishtą, który przywędrował do tej doliny ze swymi sługami po tym, jak opuścili ją mieszkańcy Alkmeenonu.Znalazł ciało księżniczki Yelayi i odkrył, że kapłani przybywali tu od czasu do czasu, bo już wtedy oddawano jej boską cześć.Uczynił z niej wyrocznię - on był jej głosem, przemawiając z niszy, którą wykuł w ścianie za podium z kości słoniowej.Kapłani nic nie podejrzewali; nigdy nie widzieli jego ani jego sług, bo ci zawsze kryli się na czas ich pobytu.Bit-Yakin żył tu i umarł, nigdy nie odkryty przez kapłanów.Crom wie, jak długo tu przebywał -chyba przez stulecia.Mędrcy Pelishtów umieli przedłużać swoje życie do setek lat.Kilku sam widziałem.Dlaczego żył tu samotnie i czemu odgrywał rolę wyroczni, tego nie pojmie zwykły człowiek.Sądzę, że celem wyroczni było utrzymywać to miejsce nienaruszonym i świętym tak, by nikt mu nie przeszkadzał.Jadł żywność, którą kapłani przynosili jako ofiarę dla Yelayi, a jego słudzy jedli.hm.inne rzeczy.Zawsze wiedziałem, że z jeziora, do którego mieszkańcy puntyjskich wyżyn wrzucają swoich zmarłych, wypływa podziemna rzeka.Ta rzeka przepływa pod pałacem.Do wody schodzą drabinki, z których mogli wyławiać przepływające trupy.Bit-Yakin zapisał wszystko na pergaminie i na murze podziemnego tunelu.Jednak w końcu umarł, a jego słudzy zmumifikowali go zgodnie ze wskazówkami, jakie dał im przed śmiercią, i umieścili w skalnej grocie.Resztę łatwo zgadnąć.Jego słudzy, jeszcze bardziej bliscy nieśmiertelności niż on, nadal tu przebywali
[ Pobierz całość w formacie PDF ]