Podobne
- Strona startowa
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zajdel Janusz A Limes Inferior
- Judith McNaught DoskonałoÂść
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Urwała, w zamyśleniu dotykając warg.Niepodobna jednak, że poznały już wszystkie szlaki, bo inaczej wtargnęłyby do samego środka Caemlyn za pomocą tej samej Bramy, z której myśmy skorzystali.Tak.Rand zadrżał.Przejść przez Bramę i napotkać zaczajone w ciemnościach trolloki, całe setki, może tysiące trolloków, pokrzywionych olbrzymów o zezwierzęconych twarzach, którzy z chrapliwym warkotem będą wyskakiwać z czerni, siejąc mord.Albo coś jeszcze gorszego.- Niełatwo jest korzystać z Dróg - westchnął Lan.Latarnia Strażnika znajdowała się w odległości najwyżej dwudziestu piędzi, jednakże rzucany przez nią blask przybrał postać bladej, niewyraźnej kuli, bardzo odległej od świateł otaczających Drogowskaz.Moiraine poprowadziła ich w tamtą stronę.Na widok tego, co odkrył Strażnik, Rand pożałował, że nie ma pustego żołądka.U stóp jednego z mostów zastygły sylwetki trolloków, unieruchomionych w chwili, gdy wymachiwały gwałtownie zakrzywionymi toporami i sierpowatymi mieczami.Ich ogromne cielska, zszarzałe i dziobate jak kamień, tkwiły zatopione do połowy w rozdętej, pokrytej bąblami substancji.Niektóre z bąbli pękły, odsłaniając fragmenty twarzy, wystające pyski, na zawsze wykrzywione zwierzęcym grymasem strachu.Rand, słysząc, że ktoś za nim wymiotuje, boleśnie przełknął ślinę.Nawet jak na trolloki była to straszna śmierć.Kilka stóp za trollokami most się kończył.Słup drogowskazu leżał roztrzaskany na tysiące kawałków.Loial zsunął się ostrożnie z grzbietu konia, podejrzliwie obserwując ciała trolloków, jakby się spodziewał, że zaraz ożyją.Pośpiesznie przeszukał gruz pozostały po drogowskazie, szukając metalowych napisów, niegdyś osadzonych w kamieniu.Po chwili wdrapał się z powrotem na siodło.- To był pierwszy most położony na szlaku wiodącym do Tar Valon - oznajmił.Mat ocierał usta wierzchem dłoni, odwracając głowę w drugą stronę, by nie widzieć trolloków.Egwene ukryła twarz w dłoniach.Rand podjechał bliżej i dotknął jej ramienia.Obróciła się i uchwyciła się go kurczowo, cała roztrzęsiona.On sam również by się rozdygotał, powstrzymywały go tylko jej objęcia.- Nie jedziemy jeszcze do Tar Valon - oświadczyła Moiraine.Nynaeve napadła na Aes Sedai.- Jak możesz to przyjmować z takim spokojem? To samo mogło stać się z nami!- Być może - odparła pogodnie Moiraine, a Nynaeve zacisnęła usta z taką siłą, że Rand usłyszał zgrzytnięcie zębów.- Bardziej jednak prawdopodobne - ciągnęła niczym nie wzruszona Aes Sedai - że tamci mężczyźni, Aes Sedai, którzy stworzyli Drogi, zabezpieczyli je, zakładając w nich pułapki na istoty należące do Czarnego.A zatem musieli się czegoś bać, zanim Półludzie i trolloki zostali zapędzeni do Ugoru.Tak czy inaczej nie możemy zostać tu dłużej, a w którąkolwiek stronę się udamy, za siebie czy przed siebie, zawsze będzie istniała groźba, że wpadniemy w jakąś pułapkę.Loial, czy wiesz, gdzie jest następny most?- Tak.Tak.dzięki Światłości, ta część Drogowskazu nie została zniszczona.Loial po raz pierwszy, w zgodzie z intencją Moiraine, palił się wyraźnie do dalszej drogi.Jeszcze nie skończył mówić, a już pognał swego wielkiego konia do galopu.Egwene tuliła się do ramienia Randa jeszcze przez, dwa mosty.Żałował, gdy wybąkawszy jakieś przeprosiny i śmiejąc się z przymusem, w końcu go puściła, żałował nie tylko dlatego, że przyjemnie było czuć, jak ona tak się do niego garnie.Odkrył, że łatwiej być odważnym, gdy można kogoś chronić.Moiraine być może nawet nie wierzyła do końca, iż jakaś pułapka czeka właśnie na nich, a jednak pomimo wcześniejszego nieustannego przynaglania, kazała im teraz jechać znacznie wolniej niż przedtem, zatrzymując się przed wpuszczeniem ich na którykolwiek most albo przed zjechaniem z niego na Wyspę.Wysuwała się z Aldieb do przodu, badając przestrzeń przed sobą wyciągniętą ręką; nawet Loialowi ani Lanowi nie wolno było jechać naprzód bez jej zgody.Rand musiał zawierzyć jej zdaniu na temat pułapek, cały czas jednak badał wzrokiem otaczającą go ciemność, jakby rzeczywiście potrafił dojrzeć coś, co znajdowało się dalej niż dziesięć stóp i bacznie nadstawiał uszu.Skoro trolloki mogły korzystać z Dróg, to w takim razie to coś, co szło ich śladem, mogło być jakimś innym stworzeniem należącym do Czarnego.Istot tych mogło być kilka.Lan powiedział, że na Drogach nie jest w stanie niczego określić.Gdy pokonywali jeden most za drugim, jedli podczas jazdy popołudniowy posiłek i znowu przekraczali kolejne mosty, słyszał tylko skrzypienie siodeł, stukot końskich kopyt, czasami czyjeś kaszlnięcie albo mruknięcie.Po jakimś jednak czasie zdało mu się, że słyszy również szum wiatru, dochodzący gdzieś z ciemności.Nie umiał określić z której strony.Z początku sądził, że jest to tylko twór jego wyobraźni, jednak wraz z upływem czasu nabierał pewności."Przyjemnie będzie znowu poczuć wiatr, nawet jeśli zrobi się chłodno."Nagle zamrugał.- Loial, czyś ty przypadkiem nie mówił, że po Drogach nie wieją żadne wiatry?Loial zatrzymał konia tuż przed następną Wyspą i nasłuchiwał z przekrzywioną głową.Twarz mu stopniowo bladła, nerwowa oblizywał wargi.- Machin Shin - wyszeptał ochryple.- Czarny Wiatr.Światłości, oświeć nas i chroń.To Czarny Wiatr.- Ile jeszcze zostało mostów? - spytała ostrym tonem Moiraine.- Loial, ile jeszcze zostało mostów? - Dwa.Wydaje mi się, że dwa.- No to szybko! - zawołała, każąc Aldieb pogalopować w stronę Wyspy.- Znajdź je szybko!Loial czytał napisy na Drogowskazie i mówił głośno do siebie lub do kogokolwiek, kto go słuchał.- Wyszli stamtąd obłąkani, krzycząc przeraźliwie o Machin Shin.Światłości, dopomóż nam! Nawet ci, których mogły uzdrowić Aes Sedai, nie.Pośpiesznie omiótł wzrokiem kamienną płaszczyznę i pogalopował w stronę wybranego mostu z donośnym:- To tam!Tym razem Moiraine nie traciła czasu by sprawdzić to miejsce.Nakazała wszystkim przejść w galop, most zadrżał pod rozpędzonymi końmi, latarnie rozhuśtały się gwałtownie nad głowami.Loial przebiegł wzrokiem napisy na następnym Drogowskazie i nawrócił swego wierzchowca, jakby to był koń wyścigowy, nie dając mu się nawet zatrzymać.Szum wiatru stawał się coraz głośniejszy.Rand słyszał go mimo stukotu kopyt po kamiennym podłożu.Wiał od tyłu, coraz bliższymi podmuchami.Nie marnowali czasu przy następnym Drogowskazie.Gdy tylko światło latarni wychwyciło biegnącą od niego białą linię, skręcili w tamtą stronę, wciąż galopując.Wyspa zniknęła w tyle i teraz był już tylko porowaty, szary kamień pod nogami, a na nim ta biała linia.Rand oddychał tak ciężko, że nie był już pewien, czy jeszcze słyszy wiatr.Z mroku wyłoniły się bramy, ozdobione fryzami w kształcie liści winorośli, tkwiły samotnie w czerni jak niewielki fragment muru spowity w nocny mrok.Moiraine wychyliła się z siodła, sięgając ręką płaskorzeźb i nagle wyprostowała się gwałtownie.- Nie ma tu liścia Avendesory! - zawołała.- Klucz zniknął!- Światłości! - krzyknął Mat.- Przeklęta Światłości!Loial odrzucił głowę w tył i zaniósł się żałobnym krzykiem, przypominającym jęk umierającego.Egwene dotknęła ramienia Randa.Wargi jej zadrżały, ale tylko popatrzyła na niego.Nakrył dłonią jej dłoń, mając nadzieję, że nie wygląda na bardziej przestraszonego niż ona.Poczuł to.W tyle, blisko Drogowskazu, wył wiatr
[ Pobierz całość w formacie PDF ]