Podobne
- Strona startowa
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Cook Glen Biala Roza
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szedł coraz szybciej, z każdym krokiem coraz bardziej skulony.Ledwie odważył się oddychać, z obawy że ktoś może usłyszeć jego głośne dyszenie.Nagle czyjaś dłoń zakryła mu usta, nadgarstek otoczył żelazny uścisk.Jak oszalały usiłował schwycić napastnika wolną dłonią.- Tylko nie złam mi karku, chłopcze - usłyszał chrapliwy szept Tama.Zalała go fala ulgi, poczuł, jak wiotczeją napięte mięśnie.Gdy ojciec puścił uchwyt, osunął się na ziemię i dyszał ciężko jak po kilkumilowym biegu.Tam położył się obok niego i wsparł na łokciu.- Normalnie nawet bym nie próbował, bardzo przecież wyrosłeś podczas ostatnich kilku lat - powiedział miękko Tam.Jego wzrok wędrował gdzieś bezustannie, wciąż przepatrując mrok.- Ale nie mogłem pozwolić, żebyś krzyknął.Niektóre trolloki słyszą tak dobrze jak psy, może nawet lepiej.- Ale trolloki to przecież tylko.- Rand urwał.Ta noc to nie żadna bajka.Te stwory naprawdę mogły być trollokami.Może nawet towarzyszył im sam Czarny.- Jesteś pewien? - wyszeptał - że to.trolloki?- Nie mam żadnych wątpliwości.Nie rozumiem tylko, co je sprowadziło do Dwu Rzek.ja sam zetknąłem się z nimi dziś po raz pierwszy, ale znam ludzi, którzy widzieli je na własne oczy i dlatego wiem trochę na ten temat.Ta wiedza może nas uratować, więc posłuchaj mnie uważnie.Trollok widzi w ciemności lepiej niż człowiek, ale bardzo jasne światło go oślepia, przynajmniej na jakiś czas.Chyba właśnie dzięki temu uciekliśmy tak licznemu stadu.Niektóre potrafią tropić ludzi po zapachu lub dźwiękach, ale podobno są leniwe.Jeżeli dostatecznie długo będziemy im się wymykać, to prawdopodobnie zrezygnują z pogoni.Po tych słowach Rand poczuł się odrobinę lepiej.- Baśnie mówią, że one nienawidzą ludzi i służą Czarnemu.- Jeżeli Pasterz Nocy rzeczywiście ma jakieś stada, chłopcze, są to właśnie stada trolloków.Stwory te, jak mi mówiono, zabijają dla samej przyjemności zabijania.Ale na tym moja wiedza się kończy, słyszałem jeszcze, że można im ufać tylko wtedy, gdy się ciebie boją i to też nie całkowicie.Rand zadrżał.Ciekawe, kim jest ten ktoś, kto potrafi przerazić trolloka.- Czy myślisz, że one jeszcze na nas polują?- Może tak, może nie.Raczej nie są zbyt sprytne.Bez trudu je zwiodłem, gdy dobiegłem do lasu.Szukają nas teraz po górach.- Tam obmacał prawy bok, a potem przyłożył dłoń do twarzy.- Ale lepiej ich nie Lekceważyć.- Jesteś ranny.- Mów ciszej.To tylko zadrapanie, a zresztą, nic z tym na razie nie można zrobić.Za to wyraźnie się ociepliło.Westchnął ciężko i położył się na wznak.- Może noc poza domem nie będzie taka straszna.Jednakże w głębi umysłu Randa kołatała się tęskna myśl o zimowym kaftanie i kubraku.Drzewa dawały wprawdzie jakąś ochronę przed wiatrem, on jednak wdzierał się między nie, niczym lodowaty nóż tnąc wszystko swym powiewem.Z wahaniem dotknął twarzy Tama i skrzywił się.- Masz gorączkę.Muszę cię zawieźć do Nynaeve.- Za chwilę, chłopcze.- Nie mamy czasu do stracenia.W tych ciemnościach to będzie długa droga.Zerwał się na nogi i usiłował podźwignąć ojca, ale słysząc zduszony jęk, dobywający się zza zaciśniętych zębów, czym prędzej ułożył go z powrotem.- Pozwól mi chwilę odpocząć.Jestem zmęczony.Rand walnął się pięścią w udo.W domu, gdzie są koce, ogień, woda i kora brzozowa, mógłby spokojnie poczekać do nadejścia świtu, osiodłać Belę i odwieźć Tama do wsi.Tu natomiast nie było ognia, wozu, kocy, ani konia.Wszystko znajdowało się w ich domu.Nie mógł tam zanieść ojca, ale może coś z tych rzeczy uda się przynieść tutaj.O ile trolloki opuściły już farmę.Przecież prędzej czy później będą musiały odejść.Spojrzał na stylisko, które wciąż ściskał w dłoni i odrzucił je na bok.Zamiast niego ujął miecz Tama.W bladym świetle księżyca jego ostrze zalśniło przyćmionym blaskiem.Dziwnie się czuł z długą rękojeścią w dłoni, niezwykłe były i ciężar, i pochwa.Zrobił kilka szerokich zamachów w powietrzu i westchnął.Łatwo jest ciąć pustkę, ale gdy będzie musiał zaatakować trolloka, na pewno ucieknie albo zamrze sparaliżowany strachem, a trollok zamachnie się na niego swoim dziwacznym mieczem i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]