Podobne
- Strona startowa
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Paul Sorensen Moving Los Angeles, Short Term Policy Options for Improving Transportationą (2008)
- Jose Saramago Wszystkie imiona
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niezależnie od tego, jak młody mógł się wydawać, jego lewy policzek przecinała cienka blizna, a dłonie oliwiące miecz poruszały się z widoczną kompetencją i swobodą.Spojrzał w górę na Mata, zanim powrócił do swej pracy.- Ja jestem w straży na moście, dzisiejszego wieczora będę pełnił wartę.Dlaczego pytasz?- Zastanawiam się po prostu, jak wyglądają warunki na drugim brzegu rzeki.- "Równie dobrze mógłbym sam się o tym przekonać." - Czy bezpiecznie jest podróżować? Zapewne nie może być zbyt błotniście, chyba że padało tu bardziej, niż mi mówiono:- Na którym brzegu? - odpowiedział spokojnie strażnik.Tym razem nie podniósł nawet wzroku znad nasyconej olejem szmatki, którą przesuwał wzdłuż ostrza.- Hmm.na wschodnim.Na wschodnim brzegu.- Nie ma żadnego błota.Za to są Białe Płaszcze.Mężczyzna odwrócił się na bok, aby splunąć, ton jego głosu nie zmienił się jednak nawet na jotę.- Białe Płaszcze wtykają swoje nosy do każdej wioski w promieniu dziesięciu mil.Jak dotąd jeszcze nikomu nie wyrządzili krzywdy, ale ich obecność tutaj niepokoi ludzi.Okalecz mnie fortuno, jeśli jest inaczej, ale sądzę, że chcą nas sprowokować, ponieważ wyglądają, jakby chcieli zaatakować, gdyby tylko mogli.Nie są to najlepsze warunki do podróżowania.- A wobec tego, co na zachodnim brzegu?- To samo.- Gwardzista podniósł oczy na Mata.Ale ty i tak nie pojedziesz, chłopcze, ani po zachodnim brzegu, ani po wschodnim.Musisz nazywać się Matrim Cauthon albo fortuna już zupełnie mnie opuściła.Ostatniej nocy siostra, we własnej osobie, przyszła na most, gdzie trzymałem straż.Wbiła nam do głowy twój rysopis tak, żeby każdy był w stanie go powtórzyć.Gość, oznajmiła, a więc nie może stać mu się krzywda.Ale nie wolno mu również opuszczać miasta, nawet gdybyśmy mieli ci związać ręce i nogi, żeby powstrzymać cię przed wyjściem.Jego oczy zwęziły się.- Czy to dlatego, że im coś ukradłeś? - zapytał z powątpiewaniem.- Nie wyglądasz na kogoś, kto mógłby być gościem sióstr.- Niczego nie ukradłem! - obruszył się Mat."Niech sczeznę, nie zostawiły mi nawet szansy swobodnego przygotowania ucieczki.Wszyscy na pewno już o mnie wiedzą".- Nie jestem złodziejem!- Nie, to widać po twojej twarzy.Złodziejem nie jesteś.Ale masz takie spojrzenie, jak ten człowiek, który trzy dni temu próbował sprzedać mi Róg Valere.Przynajmniej twierdził, że to jest on, taki poobijany i powyginany.Czy masz może Róg Valere na sprzedaż? A może będzie to miecz Smoka?Mat podskoczył niemalże, gdy usłyszał wzmiankę na temat Rogu, udało mu się jednak zachować obojętny ton głosu.- Byłem chory.Pozostali gwardziści również patrzyli już na niego."Światłości, oni wszyscy wiedzą, że nie wolno mi opuścić tego miejsca".Zmusił się do śmiechu.- Siostry uzdrowiły mnie.- Na czołach kilku gwardzistów pojawiły się zmarszczki.Zapewne uważali, że ze strony innych mężczyzn należy się Aes Sedai więcej szacunku i nie przypadło im do gustu nazywanie ich siostrami.- Przypuszczam że Aes Sedai nie chcą, abym odjechał, zanim nie odzyskam pełni sił.Usiłował zmusić niemalże tych mężczyzn, którzy wszyscy już patrzyli na niego, by zaakceptowali podawane wyjaśnienia."Po prostu mężczyzna, który został uzdrowiony.Nic więcej.Żadnego powodu, by dalej kłopotać się o niego".Illianin pokiwał głową.- W twarzy masz coś takiego, co zdaje się wskazywać na przebytą chorobę.Być może to jest właśnie przyczyna.Nigdy jednak nie słyszałem, by tak wiele wysiłku wkładano w zatrzymanie w mieście jednego chorego człowieka.- Tak, to jest właśnie powód - odrzekł Mat zdecydowanie.Pozostali wciąż patrzyli na niego.- Cóż, muszę już iść.Kazały mi dużo spacerować.Chodzić na długie spacery.Rozumiecie, aby odbudować swoje siły.Odchodząc, czuł odprowadzające go spojrzenia.Sposępniał.Chciał po prostu sprawdzić, do jakiego stopnia ścisłym rysopisem dysponują straże.Gdyby posiadali go tylko oficerowie straży na moście, wówczas może mógłby się jakoś prześlizgnąć.Zawsze był dobry we wślizgiwaniu się niepostrzeżenie w rozmaite miejsca.I wyślizgiwaniu.Był to talent, który rozwija się u każdego, kto posiada matkę nieustannie podejrzewającą go o jakieś psoty oraz cztery siostry zawsze gotowe jej o tym donieść."No i teraz wiem, że zna mnie już połowa gwardzistów mieszkających w koszarach.Krew i krwawe popioły!"Większość terenów Wieży zajmowały ogrody pełne drzew, krzewów skórzanych, papierowców oraz wiązów, toteż wkrótce wędrował już po szerokiej, krętej, żwirowanej alejce z powodzeniem udającej zwykłą, wiejską ścieżkę.Złudzenie rozwiewały jednak wieże widpczne ponad szczytami drzew.A także wielki, biały korpus samej Wieży, który miał za plecami, który jednak ciążył nad nim, jakby niemalże niósł go na swych ramionach.Jeśli gdziekolwiek miałyby się znajdować nie strzeżone wyjścia z jej terenów, to miejsce wydawało się najbardziej odpowiednim na rozpoczęcie poszukiwań.Jeśli oczywiście w ogóle takowe istniały.Na ścieżce przed sobą dostrzegł dziewczynę w białej sukni nowicjuszki, zmierzała zdecydowanym krokiem w jego kierunku.Zatopiona w myślach, zrazu go nie dostrzegła.Kiedy zbliżyła się na tyle, iż mógł zobaczyć jej wielkie, ciemne oczy i w szczególny sposób spleciony warkocz, szeroki uśmiech znienacka wypełzł na jego oblicze.Znał tę dziewczynę - wspomnienie wypłynęło zza całunu, przesłaniającego głębiny pamięci - chociaż przenigdy nie spodziewałby się spotkać jej tutaj.W ogóle nie sądził, że ją jeszcze kiedykolwiek w życiu zobaczy.Uśmiechnął się do siebie."Po poprzednim pechu, los się wreszcie do mnie uśmiechnął".O ile pamiętał, zawsze chętnie oglądała się za chłopcami.- Else - zawołał ją.- Else Grinwell.Pamiętasz mnie, nieprawdaż? Mat Cauthon.Przyjaciel.Odwiedziłem kiedyś farmę twego ojca.Pamiętasz? Postanowiłaś więc zostać Aes Sedai?Zatrzymała się zaskoczona i spojrzała na niego.- Co ty robisz na nogach i dodatkowo w ogrodzie? Chłodnym głosem odwróciła pytanie.- Wiesz o wszystkim, tak? - Podszedł bliżej, ale ona równocześnie cofnęła się o krok, zachowując pierwotną odległość.Zatrzymał się.- Nie obawiaj się, nie jestem już zatruty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]