Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Donaldson Stephen R Moc ktora oslania
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- White Stephen Program (2)
- Dickson Gordon R Smoczy Rycerz T1 Smok i jerzy
- Nietzsche Z genealogii moralnoÂści (2)
- Lewis Wallace Ben Hur
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zbierz zapasy - powiedziała cicho.- Tak, kochana, zbierz tyle zapasów, ile się da.Zdjęła plecak, świadoma tego, jak wiele energii już odzyskała - było to zdumiewające, wręcz cudowne - i otworzyła go.Pełzała po polance, zgarniając buczynę brudnymi dłońmi.Brudne włosy opadały jej na oczy, brudna bluzka powiewała w podmuchach wiatru, od czasu do czasu Trisha musiała podciągać dżinsy, które pasowały na nią doskonale, kiedy wkładała je mniej więcej tysiąc lat temu, ale teraz wciąż się zsuwały.Cały czas nuciła pod nosem reklamówkę z radia: “1-800-54-GIANT”.Kiedy wypełniła już orzechami dno plecaka, jeszcze raz przeszła przez polankę jagód, zbierając część ich do plecaka, część do ust.Kiedy wróciła aa miejsce, od którego wszystko się zaczęło, na miejsce, w którym stała wcześniej, zbierając odwagę, by dotknąć pierwszego krzaczka, zdała sobie nagle sprawę z tego, że czuje się niemal sobą.Nie całkiem, ale i tak było nieźle.Czuła się cała; o tym słowie pomyślała przede wszystkim i spodobało się jej ono tak bardzo, że dwukrotnie powtórzyła je głośno.Wróciła na brzeg strumienia, ciągnąc za sobą plecak.Przysiadła pod drzewem, w wodzie dostrzegła małą plamiastą rybkę, płynącą w dół strumienia, zapewne małego pstrąga.Być może była to szczęśliwa wróżba?Siedziała pod drzewem przez dłuższą chwilę, wystawiając twarz do słońca.Następnie wciągnęła plecak na kolana, wsadziła rękę do środka i wymieszała jagody z buczyną.Pomyślała przy tym o Scrooge'u McDucku, igrającym pieniędzmi w skarbcu, i roześmiała się radośnie.Obraz ten był całkowicie absurdalny, a jednak w pewien sposób doskonale pasował do rzeczywistości.Wyłowiła kilkanaście buczyn, zmieszała je z mniej więcej tą samą ilością jagód, tym razem wprawnie i z akuratnością godną prawdziwej damy odrywając jagody od łodyżek, po czym wrzuciła tę mieszankę do ust w trzech garściach; było to coś w rodzaju deseru, który smakował bosko, zupełnie jak wysokoenergetyczna mieszanka płatków śniadaniowych z orzechami, czekoladą i rodzynkami, którą mama tak chętnie jadała na śniadanie.Po trzeciej garści poczuła się nie tyle najedzona, ile wręcz obżarta.Nie wiedziała, jak długo potrwa to uczucie, buczyna i jagody mogły przecież przypominać chińskie dania, które wprawdzie doskonale wypełniają żołądek, ale po godzinie człowiek czuje się tak głodny, jakby nie zjadł nic, na razie jednak brzuch miała niczym skarpetkę wypchaną świątecznymi prezentami.Jak cudownie było czuć się najedzoną! Dziewięć lat przeżyła, nie wiedząc, jakie to cudowne uczucie, a teraz miała nadzieję, że nigdy go nie zapomni.To cudownie być najedzoną.Rozsiadła się wygodnie, oparła o drzewo i spojrzała na plecak z uczuciem szczęścia i głębokiej wdzięczności.Gdyby nie była tak syta (“zbyt ciężka, by skakać” - przyszło jej do głowy kolejne powiedzenie ze świata dorosłych), wsunęłaby głowę do plecaka niczym klacz wsadzająca łeb do worka z owsem, tylko po to, by nasycić się cudownym zapachem golterii i buczyny.- Ocaliłyście mi życie, kochane - powiedziała głośno.-Ocaliłyście moje cholerne życie.Po drugiej stronie bystrego strumienia znajdowała się mała polanka, zasłana sosnowymi igłami.Oświetlały ją promienie słoneczne, w których tańczyły pyłki kwiatów i leśny kurz, w blasku słońca pląsały motyle, to nurkując ku ziemi, to wznosząc się w powietrze.Trisha skrzyżowała dłonie na żołądku, który nie sprawiał jej teraz nawet najmniejszych problemów, i przyglądała się im leniwie, w tej jednej chwili nie tęskniła za matką, ojcem, bratem, najlepszą przyjaciółką, w tej jednej chwili nie pragnęła nawet wrócić do domu, choć nadal czuła się obolała, a pupa swędziała ją i dokuczała przy każdym ruchu, w tym momencie była spokojna, więcej niż spokojna, w tym momencie była tak zadowolona, jak jeszcze nigdy w życiu.“Jeśli uda mi się jakoś stąd wydostać, nigdy nie zdołam wyjaśnić im tego, co czuję” - pomyślała.Przyglądała się tańczącym po przeciwnej stronie strumienia motylom i oczy powoli jej się zamykały.Były tam dwa białe i jeden aksamitny, ciemnobrązowy, a może czarny?“Wyjaśnić im czego?” - spytała twarda ślicznotka, ale jej głos tym razem wcale nie był chłodny, zaledwie ciekawy.“Tego, co prawdziwe.Tego, co takie proste.Najeść się.nawet nie to, mieć coś do jedzenia, a potem nie czuć głodu”.- Niesłyszalne - powiedziała głośno.Przyglądała się motylom.Dwa białe, jeden ciemny, polatujące to w górę, to w dół w blasku popołudniowego słońca.Myślała o małym czarnym Sambo, siedzącym na drzewie, o tygrysach biegających pod drzewem, drących jego nowe piękne ubranie, biegających, biegających w kółko, aż pozostało po nich świeże masło i to, co tata nazywał maślanką.Splecione na brzuchu dłonie Trishy rozłączyły się, zsunęły i płasko opadły na ziemię.Uniesienie ich i ponowne złączenie wydawało się dziewczynce pracą zbyt ciężką, by mogła jej podołać, więc niech leżą tam, gdzie spoczęły.“Niesłyszalne co, skarbie? o co ci właściwie chodzi?”- No cóż.- powiedziała powoli sennym, pełnym namysłu głosem -.to nie tak, żeby nie było niczego, prawda?Twarda ślicznotka nie odpowiedziała.Trishę bardzo to ucieszyło.Była śpiąca, najedzona, czuła się doskonale.Jednak nie zasnęła i nawet później, kiedy wiedziała, że przecież musiała zasnąć, nie wydawało jej się, by spała.Pamiętała, że myślała o ogrodzie za nowym, mniejszym domem taty, gdzie trawa wymaga przycięcia.krasnale wyglądają tak chytrze.jakby wiedziały coś, czego ty nie wiesz.i o tym, jak tata nagle wydał jej się stary, smutny.jego oddech i skórę stale teraz czuć było piwem.Uświadomiła sobie, że życie może być smutne i że przeważnie jest bardzo smutne.Wszyscy udają, że nie jest, kłamią dzieciom (żaden film i żaden program telewizyjny nie przygotował jej na przykład do utraty codziennego świata i do siadania we własnej kupie), pewnie po to, by ich nie straszyć, nie onieśmielać, ale tak naprawdę życie rzeczywiście potrafi być smutne.Życie to zębaty stwór, gotów gryźć cię, kiedy tylko zechce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]