Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Carter Stephen L. Elm Harbor 01 Władca Ocean Park
- Donaldson Stephen R Moc ktora oslania
- Hawking Stephen W Krotka Historia Czasu (2)
- § Carter Stephen L. Wladca Ocean Park
- White Stephen Program (2)
- Flagg Fennie Smazone zielone pomidory
- Access 2002 Bible
- dickens charles klub pickwicka tom ii
- Adobe Illustrator PL Podrecznik uzytkownika
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Widzisz, żeby toczyła z pyska pianę, mysi ekspercie?- Nie widzę w ogóle jej pyska - odparł Dean i ponownie wybuchnęliśmy śmiechem.Ja też nie widziałem jej pyska, widziałem jednak ciemne małe kropeczki, które były jej oczyma i nie wydawały się wcale szalone bądź wściekłe.Sprawiały wrażenie ciekawych i inteligentnych.Zdarzyło mi się wykonywać wyroki na ludziach - obdarzonych podobno nieśmiertelną duszą - którzy wydawali się głupsi od tej myszy.Doszła do miejsca oddalonego zaledwie trzy stopy od biurka oficera dyżurnego.Wbrew temu, co sobie może wyobrażacie, nie było ono niczym nadzwyczajnym i nie różniło się od mebli, jakie widuje się w publicznych szkołach.I tu się zatrzymała, podwijając ogon pod siebie, schludna niczym poprawiająca spódnicę starsza panna.Nagle przestałem się śmiać i poczułem chłód, który przeszedł mnie aż do szpiku kości.Mam ochotę napisać, że nie wiem, jaki był tego powód - nikt nie lubi wyrywać się z czymś, co mogłoby go narazić na śmieszność - ale oczywiście wiem i jeśli mogę napisać prawdę o innych rzeczach, mogę napisać ją również teraz.Przez moment wyobraziłem sobie, że jestem tą myszą - nie strażnikiem, lecz po prostu jednym ze skazanych więźniów, skazanych i wyklętych, a mimo to spoglądających odważnie na biurko, które tej myszy musiało się wydawać na milę wysokie (jak zapewne nam będzie się kiedyś wydawać boski tron), i na siedzących za nim, mówiących grubymi głosami, odzianych na niebiesko olbrzymów.Olbrzymów, którzy strzelali do jej pobratymców z wiatrówek, tłukli ich miotłami albo zastawiali pułapki, które łamały im grzbiety, gdy zakradali się ostrożnie pod tabliczkę z napisem VICTOR, żeby poskubać ser leżący na małej miedzianej płytce.Nie mieliśmy obok żadnej miotły, ale przy biurku stało wiadro z tkwiącą w wyżymaczce szczotką; tego wieczoru przypadła moja kolej na sprzątanie i nim zaczęliśmy razem z Deanem przeglądać akta, wyszorowałem zielone linoleum na korytarzu i we wszystkich sześciu celach.Widziałem, że Dean ma zamiar złapać szczotkę, i kiedy zacisnął palce na drewnianym kiju, dotknąłem lekko jego dłoni.- Zostaw - powiedziałem.Wzruszył ramionami i puścił szczotkę.Miałem wrażenie, że sam też nie miał wielkiej ochoty jej użyć.Brutal odłamał kawałek kanapki z wołowiną i wysunął go poza skraj biurka, obracając delikatnie w palcach.Mysz spojrzała w górę z jeszcze żywszym zainteresowaniem, jakby wiedziała, co to jest.Być może wiedziała; zobaczyłem, jak poruszają się jej wąsiki, gdy marszczyła nos.- Nie, Brutal, nie! - zawołał Dean, a potem spojrzał na mnie.- Nie pozwól mu tego robić, Paul! Jeśli zacznie karmić tego zwierzaka, równie dobrze możemy otworzyć tutaj jadłodajnię dla wszystkiego, co się rusza.- Chcę tylko zobaczyć, co ona zrobi - stwierdził Brutal.- Dla dobra nauki.- Spojrzał na mnie; to ja byłem tutaj szefem, nawet w tak drobnych odbiegających od rutyny sprawach.Przez chwilę się zastanawiałem, a potem wzruszyłem ramionami, jakby było mi wszystko jedno.Prawdę mówiąc, też chciałem chyba zobaczyć, co zrobi.Oczywiście nie pogardziła poczęstunkiem.Trwał w końcu Wielki Kryzys.Ale sposób, w jaki to zrobiła, zafascynował nas wszystkich.Podeszła do kawałka sandwicza, obwąchała go dookoła, a potem przycupnęła w miejscu niczym pokazujący sztuczkę pies i odsunęła na bok chleb, żeby dostać się do mięsa.Zrobiła to z prawdziwym znawstwem, jak ktoś, kto siada do rostbefu w swojej ulubionej restauracji.Nigdy nie widziałem, żeby jakieś zwierzę, nawet dobrze wytresowany pies, jadło w ten sposób.I przez cały czas ani na chwilę nie spuściła z nas oczu.- Albo jest cholernie sprytna, albo głodna jak wszyscy diabli - odezwał się czyjś głos.To był Bitterbuck.Obudził się i podszedł do krat, ubrany tylko w zwisające na tyłku szorty.Między drugim i trzecim palcem prawej ręki trzymał własnoręcznie skręconego papierosa.Siwe włosy opadały mu dwoma warkoczami na ramiona - niegdyś prawdopodobnie umięśnione, teraz powoli flaczejące.- Znasz może jakie indiańskie mądrości na temat myszy, Wodzu? - zapytał Brutal, obserwując jedzącego gryzonia.Na wszystkich nas wywarła wrażenie elegancja, z jaką trzymał w przednich łapkach kawałek wołowiny, obracając ją co jakiś czas i jakby z podziwem oglądając.- Nie.Znałem kiedyś wojownika, który twierdził, że ma rękawice zrobione z mysiej skóry, ale nie wierzyłem mu - odparł Bitterbuck, po czym roześmiał się, jak gdyby powiedział to tylko dla żartu, i odszedł od krat.Usłyszeliśmy skrzypienie pryczy, kiedy się z powrotem położył.To dało najwyraźniej sygnał myszy.Spałaszowała to, co trzymała w łapkach, obwąchała to, co zostało (w większości chleb przesiąknięty żółtą musztardą), i ponownie nam się przyjrzała, jakby chciała zapamiętać nasze twarze, w razie gdybyśmy się jeszcze czasami spotkali.Następnie zaś odwróciła się i odbiegła tą samą drogą, którą przyszła, nie zaglądając już do cel.Jej pośpiech przywiódł mi na myśl Białego Królika z Alicji w krainie czarów i uśmiechnąłem się.Mysz nie zwalniając ani na chwilę kroku, zniknęła pod drzwiami izolatki - obitego miękką tkaniną pomieszczenia, przeznaczonego dla ludzi, którym wymiękły mózgi.Kiedy nie trzeba jej było użytkować zgodnie z przeznaczeniem, trzymaliśmy tam przybory do sprzątania oraz trochę książek (w większości westerny Clarence Mulford, ale również - wypożyczana tylko na specjalne okazje - bogato ilustrowana opowieść o tym, jak to Popeye, Bluto oraz pogromca hamburgerów Wimpy ciupciali na zmianę Olive Oyl).Były tam także materiały do prac ręcznych i rysowania, wśród nich kredki, z których Delacroix zrobił potem dobry użytek.Ale wtedy nie mieliśmy go jeszcze na głowie; działo się to przed jego przybyciem, pamiętacie.W izolatce był również kaftan, którego nikt nie miał ochoty nosić - biały, zrobiony z podwójnie zszytego płótna, z zapinanymi z tyłu guzikami, sprzączkami i klamrami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]