Podobne
- Strona startowa
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- NEJ 10 Denning Troy Gwiazda po gwiedzie
- Evanovich Janet Seven Up
- Grisham John Obronca ulicy (SCAN dal 811)
- Jones James Stad do wiecznosci
- Clarke Arthur C Ogrod ramy
- Bates H William Naturalne i samoleczenie wzroku
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bądź zdrów, kochanie.Roztrzepana staruszka cmoknęła kilka razy w słuchawkę.Stary botanik zrobił to samo i odłożył słuchawkę.Otworzył następną butelkę piwa, położył nogi na stole i zaczął oglądać telewizję.Nucąc coś pod nosem stukał jedną nogą o drugą.Zapomniał, że jego telepatyczny nadajnik pracuje na całego i że jego mózg, będący w stanie zamroczenia, wysyła bardzo pijaną falę.Fala ta rozeszła się po pokoju, odbiła od ściany, popłynęła przez miasto i dotarła do szkoły.Elliott siedział akurat na lekcji biologii pochylony nad stolikiem, gdy ta pijana fala uderzyła w niego.Nauczyciel mówił: - Przed każdym z was stoi szklany słoik.Przejdę po klasie i włożę do waszych słoików watę nasyconą eterem.Potem wy włożycie do niego żabę i poczekacie, aż wyzionie ducha.Elliott zachwiał się i dotknął wargami słoika.Zaczął wydawać dziwne dźwięki, takie, jakie w tej chwili wydawał zalany stary gnom - jakieś" mamrotanie, beczenie, bekanie.- Proszę, żeby komediant się uspokoił! - zawołał nauczyciel.Elliott próbował się opanować, ale wydało mu się, że klasa traci swój kształt, zresztą tak samo, jak i on.Spojrzał na dziewczynkę siedzącą przy sąsiednim stoliku, niejaką Peggy Jean, której jakby podobało się jego bekanie.Uśmiechnęła się do niego słabo, on również odpowiedział jej uśmiechem.Czuł, że jego wargi są jakby zalepione kitem.- A więc.- Nauczyciel przygotował watę, żeby ją umoczyć w eterze.Elliott spojrzał na słoik z żabą, która patrzała na niego.Po raz pierwszy chłopiec zauważył, że E.T.jest bardzo do niej podobny: mała przykucnięta istota z kosmosu, rozglądająca się bezradnie.- Nie zabije pan tej bezbronnej istoty! - zawołał Elliott.- Zrobię to - oświadczył nauczyciel.Tymczasem mała przykucnięta istota z kosmosu oglądała w telewizji popołudniowy melodramat.Przybiegł pies Harvey i usiadł obok E.T.spodziewając się, że potwór przekaże mu dalsze wiadomości dotyczące wszechświata i da kawałek swojej kanapki.Na ekranie telewizora bohater melodramatu przyciągnął do siebie bohaterkę melodramatu i pocałował ją namiętnie.E.T.popatrzał na Harveya,Harvey cichutko zaskomlał.Zalany stary potwór wyciągnął rękę, objął ogłupiałego kundla i pocałował go w mordkę.Elliott obrócił się ku Peggy Jean, przyciągnął ją do siebie i pocałował w usta.Nauczyciel wpadł w szał, zresztą słusznie, bo chłopiec biegł teraz od słoika do słoika i uwalniał więźniów o wyłupiastych oczach, którzy bez wahania uciekali, skacząc po podłodze i przez otwarte drzwi na dwór.- Ratujcie się! - krzyczał Elliott, nie wiedząc, co się z nim dzieje.Może porozumiewał się teraz na innych falach, płynących z innych kanałów TV.Tak czy inaczej biegał po klasie i wrzeszczał w tonie biblijnym.- Wychodźcie, wstrętne demony! W imieniu Boga nakazuję wam!I ostatnie ociągające się żaby spełniły ten rozkaz skacząc z parapetu okna.Tyler wyciągnął swoje długie nogi pod stolikiem i smutno potrząsnął głową.Po raz pierwszy, odkąd znał Elliotta, zrobiło mu się go żal.Elliott się zmienił, już nie był tym skąpym małym szczurem jak dawniej.Był fajny.- Proszę pana, proszę pana! - zawołał Tyler, chcąc odwrócić uwagę nauczyciela od Elliotta.- Żaba wskoczyła panu do torebki ze śniadaniem.Nauczyciel chwycił torebkę, potrząsnął nią i - kanapka rozpadła się.Szynka i ser utonęły w roztworze formaliny i od razu się zakonserwowały.Żaby nie było widać.Ostatniej pomagał stojący przy parapecie Greg, z pianą na ustach z podniecenia.Żaba zeskoczyła w dół, a za nią popłynęła błyszcząca w słońcu bańka śliny.Wściekły nauczyciel wyprowadził Elliotta z klasy.Steve wyjął swoją baseballową czapeczkę, nałożył ją i zaczai ruszać skrzydełkami.- Na pewno nie będzie mógł przez pewien czas uczęszczać na lekcje - oznajmił i zaczai snuć rozważania, co się może przytrafić, gdy mała siostra obejmie kontrolę nad czyimś życiem.Ale prawdziwą kontrolę nad atakiem szału Elliotta sprawowały kanały działającego telewizora.Pijany E.T.siedział w fotelu, a jego krótkie nogi wystawały spod poduszki.Nagle nadeszła wiadomość, która zepsuła nastrój popołudnia: w kopalni wydarzyła się katastrofa.-.Zawalił się południowy tunel - mówił do mikrofonu ratownik pokryty pyłem.- Chyba wyszli wszyscy, ale znajdują się w krytycznym stanie.Pokazano światu rannych górników w zbliżeniu.Siedzący w fotelu pijany potwór podniósł palec, którego koniuszek zaczai się żarzyć.Chorzy górnicy zeskoczyli z noszy.Zaczęli obejmować się i krzyczeć ze zdumienia, widząc, ze ich ręce i nogi zostały wyleczone.Pozaziemski lekarz otworzył nową butelkę piwa.Nauczyciel ciągnął Elliotta przez hali, wściekły z powodu jego zachowania.Życie nauczyciela biologii nie jest usłane różami.Hordy krostowatych chłopaczków, z którymi miał do czynienia każdego dnia, szarpały mu nerwy.Czasem myślał o tym, żeby samemu włożyć głowę w eter.A już nie ulega wątpliwości, że chciałby włożyć tam głowę Elliotta.Teraz prowadził go do dyrektora.Spodziewał się, że dyrektor go wychłosta, albo każe go wychłostać.Oczywiście takie rzeczy się nie zdarzają we współczesnej szkole i zdenerwowany, roztrzęsiony nauczyciel biologii wyszedł chwiejnym krokiem z gabinetu dyrektora.Wiedział, że ostatecznie dzieci zwyciężą - złożą go w ofierze na jego stoliku w laboratorium z kawałkami waty pod nosem.W gabinecie dyrektora postępowano z umiarkowaniem.Dyrektor, pracownik oświaty myślący nowocześnie, wyjął z ust fajkę z korzenia wrzośca.Zapalił ją i spróbował wytworzyć nastrój wzajemnego zaufania.- Powiedz mi, synku, co to jest? Trawka? Anielskie skrzydła?Zgasił zapałkę i pykał delikatnie fajkę.- Twoje pokolenie, chłopcze, rozmienia się na - drobne.Musisz wziąć odpowiedzialność za twoje życie.Dyrektor był już myślami gdzieś daleko.Wsłuchiwał się z przyjemnością w swój głos i fakt, że miał przed sobą, całkowicie zniewoloną publiczność w osobie Elliotta, który nie śmiał się ruszyć, dodawał mu zapału
[ Pobierz całość w formacie PDF ]