Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Duenas Maria Krawcowa z Madrytu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrobiłem zbolałą minę i przystanąłem przed kontuarem.- Słucham pana - odezwała się z przymilnym uśmiechem, przełączywszy jakąś rozmowę.Zagryzłem zęby, z sykiem wciągnąłem przez nie powietrze i jęknąłem:- Jestem umówiony.ach.na dziewiątą z panem Dickiem Heile’em, ale.bardzo źle się poczułem.Chyba coś mi zaszkodziło.Czy mógłbym skorzystać z toalety?Przycisnąłem ręce do brzucha i lekko ugiąłem nogi w kolanach, starając się sprawiać takie wrażenie, jakbym rzeczywiście za chwilę miał zwymiotować na biurko.Uśmiech natychmiast zniknął z jej twarzy.Poderwała się z miejsca i wskazując ręką, powiedziała szybko:- Zaraz za rogiem, po prawej.Zgięty wpół, ruszyłem w tamtym kierunku.Jęknąłem cicho, chcąc zrobić jeszcze większe wrażenie, po czym mruknąłem przez ramię:- Dziękuję.- Może dać panu jakieś proszki? - bąknęła niepewnie.Energicznie pokręciłem głową, zbyt schorowany, by wydusić choć jedno słowo więcej.Za zakrętem korytarza dałem nura do męskiej toalety, zamknąłem się w kabinie i postanowiłem odczekać parę minut.Odbierała tyle telefonów, że musiała szybko o mnie zapomnieć.Byłem ubrany elegancko, jak adwokat ze znanej kancelarii, toteż nie powinienem budzić specjalnych podejrzeń.Po dziesięciu minutach wyszedłem śmiało z toalety i ruszyłem dalej korytarzem.Z pierwszego pustego biurka zwędziłem parę czystych kartek i zacząłem po drodze coś na nich zapisywać, jakbym załatwiał niezwykle ważną sprawę.Ukradkiem odczytywałem wszystkie nazwiska na tabliczkach - na drzwiach, przy biurkach, na identyfikatorach przypiętych do piersi zapracowanych sekretarek.Przelotnie zerkałem na siwowłosych mężczyzn w koszulach z krótkimi rękawami i na młodszych, w garniturach i krawatach, rozmawiających przez telefony komórkowe, nawet na maszynistki zaciekle bębniące w klawisze.Jakże świetnie to wszystko znałem!Palma miał teraz własny gabinet, co prawda jeszcze bez tabliczki z nazwiskiem, ale dostrzegłem go przez uchylone drzwi.Bez namysłu wskoczyłem do środka i zatrzasnąłem je za sobą.- Co jest, do cholery?! - rzucił ze złością.- Witaj, Hectorze.Nie musiał się mnie bać, co najwyżej obudziłem w nim przykre wspomnienia.Oparł obie dłonie o kant biurka i uśmiechnął się przyjaźnie.- A niech to.- mruknął.- Jak się żyje w Chicago? - zapytałem, podchodząc bliżej.- Co ty tu robisz? - rzekł z niedowierzaniem w głosie.- Mógłbym ci zadać to samo pytanie.- Pracuję - odparł, przekrzywiając głowę.Został ukryty sto pięćdziesiąt metrów nad poziomem gruntu, w niewielkim gabinecie bez tabliczki na drzwiach, w bezpiecznym otoczeniu nadzwyczaj ważnych osobistości, a mimo to odnalazł go jedyny człowiek na świecie, przed którym szukał schronienia.- Jak mnie znalazłeś? - spytał.- To wcale nie było trudne, Hectorze.Jestem teraz obrońcą ulicy, szczwanym i przebiegłym adwokatem.Jeśli znów zmienisz miejsce pobytu, i tak cię odnajdę.- Nie zamierzam donikąd uciekać - mruknął, odwracając głowę.I wcale nie chodziło o teatralny gest wykonany specjalnie dla mnie.- Jutro występujemy z oskarżeniem - wyjaśniłem.- Pozwanymi będą RiverOaks, TAG oraz Drake i Sweeney.Tak więc naprawdę nie masz już dokąd uciekać.- W czyim imieniu występujecie?- Lontae Burton i jej dzieci.Później będziemy mogli powiększyć grono powodów o innych eksmitowanych, jeśli tylko zdołamy ich odszukać.Zacisnął powieki i nerwowo potarł palcem nasadę nosa.- Pamiętasz Lontae, prawda, Hectorze? - ciągnąłem.- To ta młoda matka, która w trakcie eksmisji rzuciła się z pięściami na gliniarzy.Widziałeś to na własne oczy i teraz czujesz się winny, ponieważ znasz prawdę, wiesz, że ci ludzie płacili czynsz Gantry’emu.Opisałeś wszystko w swojej notatce służbowej z dwudziestego siódmego stycznia i chyba osobiście dopilnowałeś, żeby znalazła się ona pośród innych dokumentów w aktach sprawy.Zapewne podejrzewałeś, że w którymś momencie Braden Chance usunie ją z teczki.I tak też się stało.Właśnie z jej powodu przyjechałem, Hectorze.Chciałbym dostać kopię tej notatki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]