Podobne
- Strona startowa
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Terry Pratchet Kosiarz (2)
- Kres Feliks W Serce Gor
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii
- Flagg Fennie Smazone zielone pomidory
- Wolnomularstwo I Jego Tajemnice
- Robert Graves Wyspy Szaleństwa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- fashiongirl.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chce tylko wiedzieć, że Mama wyraziła zgodę.Kiedy mu powtarzam, że Mama właśnie go pakuje, uśmiecha się i opowiada, jak to będzie przyjemnie, bawić się z Johnem i Maryellen.Potem oglądamy głupi program w telewizji.Mama ciągle nie wychodzi z sypialni.Wokół sercowca zawsze panuje klimat lęku, niepewności.Wstaję w końcu, żeby sprawdzić, co z Mamą.Mama klęczy przy łóżku.Walizka jest nadal otwarta, spakowana do połowy, wszystko wylewa się na zewnątrz.Całe łóżko zasłane jest ubraniami i kocami.- Co się dzieje Mamo? Źle się poczułaś?Spogląda na mnie z ukosa jak na natręta.- Odwołuję się do jedynego przyjaciela, jaki mi pozostał, do jedynego, któremu chociaż trochę na mnie zależy - do Boga.Pobożnie składa głowę na krawędzi łóżka i mamrocze w kapę.- A więc opuszcza mnie nawet mąż, po pięćdziesięciu latach pożycia.Jak Boga kocham, że ledwo odpędzam pokusę wymierzenia jej tęgiego kopniaka w ten pobożny, wypięty tyłek.- Doskonale wiesz, Mamo, że to nieprawda.To tylko twoje wymysły.Przecież to ty nie mogłaś wytrzymać z Tatą, tobie potrzebny jest urlop.Nie zapominaj o tym.To dla ciebie wymyślamy coraz to nowe plany, w nadziei, że w końcu coś cię zadowoli.Tato cię nie opuszcza: to ty wysyłasz go z domu na pewien czas, żeby samej odpocząć.Ale Mama nie słucha.Może otrzymuje bezpośrednie komunikaty od Pana Boga, ale mnie nie słyszy.- On mnie nie kocha, nikt mnie nie kocha.On tylko czeka, żeby ode mnie odejść.Jemu zależy tylko na tym, żeby ode mnie uciec, wszystko jedno dokąd.- Bzdury, Mamo, świetnie o tym wiesz.Tato zrobi wszystko, czego zażądasz.Chce, żebyś była szczęśliwa.Dla wszystkich będzie dobrze, jak się tam na chwilę przeniesie.A my we dwójkę odpoczniemy sobie tutaj.- To twoja opinia.Dla niego będzie dobrze, ale dla mnie nie.Ja tu zostanę sama jak palec, a on sobie będzie mieszkał z Joan i jej rodziną, będą się śmiać, wygłupiać i dobrze bawić.Po tygodniu w ogóle o mnie zapomni, zobaczysz!- Przestań, Mamo, to śmieszne! Przecież ja tu z tobą zostaję, będzie nam dobrze.Pomagam jej podnieść się z kolan.Siada na brzegu łóżka.Usiłuję upchać jakoś rzeczy w walizce, ale na cały ten chłam i trzech walizek byłoby mało.- Daj spokój, Jacky, resztę rzeczy dowieziesz mu innym razem.On tu przecież nie wraca.Wszystko, co do niego należy, dostarczysz mu później.Teraz mam szansę: szybko domykam walizkę, zanim zmieni zdanie.Przenoszę bagaż do salonu i czekam na Joan.Mama już teraz za żadne skarby świata nie wyjdzie z sypialni: jest wściekła na Tatę.Tato szybko się połapuje, w czym rzecz, i idzie do niej.Aż tu w salonie słychać, jak Mama szlocha i robi scenę.Po kilku minutach Tato wraca i staje w wejściu koło telewizora.- Nigdzie nie jadę, Johnny.Pomyliłeś się.Mama nie chce, żebym tam jechał.Zostaję w domu.Zadzwoń do Joan i powiedz jej.W porządku, jestem gotów rozpakować walizkę, pochować rzeczy do szafy i zadzwonić do Joan.Tato sadowi się w bujaku i wbija wzrok w telewizor, chociaż nie sądzę, żeby naprawdę oglądał program.Możliwe, że jest znowu w Cape May.Odnoszę walizkę do sypialni.Zaczynam się czuć jak ten niedojda z filmu braci Marx.W połowie hallu natykam się na Mamę, która władczo wyciągniętym palcem kieruje mnie z powrotem do salonu.Idzie z odrzuconą w tył głową, w oczach ma ogień i łzy.Zatrzymuję się i cofam pod jej naporem.- Ani mi się waż wnosić te rzeczy do mojej sypialni.Nie życzę sobie, żeby on pozostawał w tym domu choćby chwilę dłużej niż to konieczne.Jeżeli nie chce być ze mną, to nie musi.Jeżeli znudziło mu się być moim mężem tylko dlatego, że jestem chora i mam słabe serce - to w porządku.Wycofuję się rakiem, z walizką w ręku, aż do salonu.Tato pobladł jak ściana, jest ogłuszony.Siedzi w bujanym fotelu z podwiniętą pod siebie nogą.Mama szaleje.- Przestań w tej chwili, Mamo! Co ty wygadujesz? Co ty nam tutaj próbujesz wmawiać?Mama wybuchła płaczem na całego.Stoi w drzwiach oparta o framugę i zakrywa twarz rękami.Gapię się na nią i nie wiem, co powiedzieć.Nagle Mama robi w tył zwrot, przemierza hall z głośnym szuraniem, wchodzi do sypialni i trzaska drzwiami.Stawiam walizkę na podłodze i podchodzę do Taty.Jestem skołowany na amen.W pewnym sensie dostrzegam nawet groteskową śmieszność całej sytuacji.Może to histeria, a może jestem po prostu twardym chamem.- Moim zdaniem, Tato, ona jednak chce cię wysłać do Joan.Nie przejmuj się, wszystko się jakoś ułoży, wiesz, jaka Mama jest.Tato patrzy przed siebie szklanym wzrokiem, za szkłami okularów widzę łzy.Ostrożnie zdejmuje okulary i ociera oczy knykciami, ale nie odzywa się ani słowem.Z braku lepszego zajęcia zmieniam kanały telewizora i łapię film z Johnem Waynem.Jeżeli w ogóle cokolwiek jest w stanie nas uspokoić, to tylko John Wayne z tym swoim męskim, aksamitnym głosem.Udajemy, że oglądamy film, chociaż żaden z nas tak naprawdę go nie ogląda.Może stąd wynika w dużej mierze sukces telewizji: że można robić coś wpólnie, kiedy się już zupełnie nie wie, co robić - rodzaj wspólnoty ochronnej.Po kwadransie Joan i Mario zajeżdżają pod dom furgonetką.Wyjaśniam, co się zdarzyło od naszej ostatniej rozmowy.Joan przystawia sobie krzesło z jadalni i siada obok Taty.Jak ty byś chciał, Tato? Jak możemy ci najlepiej pomóc? Tato kręci głową i usiłuje coś powiedzieć, ale nie może.Spuszcza głowę i płacze.Płacze z rękami założonymi na podołku.Joan spogląda na mnie, po czym nachyla się do Taty i bierze go w objęcia.Przyciąga Tatę do siebie, fotel przechyla się do przodu i Tato wtula czoło w ramię Joan, tuż przy szyi.Siedzimy tak we trójkę, Tato płacze.Mario stoi z założonymi rękami na tle zamkniętych drzwi.Po dłuższej chwili Tato odzyskuje mowę.Mówi, że pragnie tylko jednego: żeby Mama była zadowolona.Jest gotów zrobić wszystko.Bardzo mu przykro, że Mama zamknęła się w sypialni, ale teraz już boi się do niej iść.Wściekłość Mamy kompletnie go sparaliżowała.W jego oczach widać lęk myszy, która dostała się między kocie łapy: miota się między Joan, mną, Mariem, a drzwiami sypialni w drugim końcu hallu.Nie wiem, jak długo potrafi znosić taki silny stres.Jeszcze nie odzyskał formy.Ja sam już słabnę.Joan idzie pogadać z Mamą.Ledwie otworzyła drzwi, Mama wypada z dzikim rykiem.- Zbierajcie się stąd do diabła! Nie chcę go więcej oglądać na oczy! On mnie nie kocha, zawsze bardziej kochał dzieci niż mnie.Zabierajcie go sobie! Nie chcę go więcej widzieć! Pięćdziesiąt lat z górą małżeństwa, a teraz, kiedy jestem chora, on ode mnie odchodzi!Tato stoi przed swoim bujakiem.Stoi lekko wychylony do przodu, tylną stroną ud wsparty o fotel, z rozwartymi ramionami.- Ależ Bess, to znaczy, chciałem powiedzieć, Bette, to nieprawda, co ty mówisz.Ja nie chcę nigdzie odchodzić.Zostanę.Chcę zostać tutaj, z tobą.- Wynoś się! Niedobrze mi się robi na twój widok! Doprowadzasz mnie do szału! Co z ciebie za pożytek dla mnie czy dla kogokolwiek!Jezus Maria! Pójdzie - źle, nie pójdzie - jeszcze gorzej.W podwójnym nelsonie Mama jest mistrzem jakich mało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]