Podobne
- Strona startowa
- Andrew Lane Młody Sherlock Holmes Czerwona pijawka
- Card Orson Scott Czerwony Prorok (SCAN dal 700)
- Ziemkiewicz Rafal A Czerwone dywany odmierzony krok
- Ziemkiewicz Rafał Czerwone dywany odmierzony krok
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (SCAN dal 1129)
- Holt Victoria Córki Anglii 14 Tajemnica jeziora Âświętego Branoka
- Stachura Edward Siekierezada (SCAN dal 1048)
- Anne Holt Hanne Wilhelmsen 03 ÂŚmierc Demona
- Brown Dan Anioly i demony
- Silverberg Robert Zamek lorda Valentaine'a t.2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- commandos.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bobuś zdjął klucz z gwoździa i wetknął w dziurkę.Zamarłyśmy w pół słowa, ze zgrozą patrząc na jego nieprawdopodobną bezczelność.Alicję zamurowało.Pan Muldgaard wyczuł, że coś się dzieje, i również zaniechał konwersacji, pilnie przyglądając się Bobusiowi.Bobuś przekręcił klucz i z rozmachem otworzył szafkę.Oślepiający błysk, huk, brzęk, krzyk Białej Glisty i Bobusia, wszystko nastąpiło równocześnie! Za jego plecami poleciało szkło.Przez moment miałam wrażenie, że potworny wybuch urwał Bobusiowi łeb, który przeleciał przez cały pokój i wybił szybę w oknie od ogrodu, ale natychmiast okazało się, że Bobuś łeb ma, trzyma się za niego i jęczy.Między palcami ściekała mu krew.Biała Glista na ten widok wrzasnęła jeszcze przeraźliwiej, zerwała się z kanapy i rzuciła na pana Muldgaarda, zapewne w celu schronienia się w jego objęciach.Pan Muldgaard jednak nie przewidział ataku.Pchnięty znienacka, runął do tyłu wprost na regał, pod półkę, na której ustawiony był wielki magnetofon.Następny łoskot wstrząsnął domem w posadach.Piekło zapanowało w mgnieniu oka.Nie wiadomo było, co robić najpierw.Bobuś zemdlał.Oplatany taśmami i przewodami pan Muldgaard czynił bezskuteczne wysiłki, żeby się oderwać od Białej Glisty.Zosia i Alicja rzuciły się na Bobusia.Paweł z dziką zachłannością w spojrzeniu rzucił się na zdemolowaną szafkę, ja zaś z nie mniejszą chyba zachłannością na to coś, co przeleciało przez pokój.Wrażenie, że to łeb Bobusia, było zbyt silne, żeby zapanować nad nim tak od razu.Po bardzo długim czasie pandemonium nieco przycichło.Drugim łbem okazała się peruka.Bobuś miał zdartą skórę z ciemienia i trochę poparzeń dookoła.Odzyskał przytomność i, jęcząc, trzymał się za opatrunek, założony mu prowizorycznie przez Alicję.Znacznie więcej od niego ucierpiał magnetofon, który rozleciał się na drobne kawałki.Pan Muldgaard miał guza na potylicy.- No i mamy - powiedział filozoficznie.- Zastrzelał dwa razy.- To teraz już zostaje tylko sztylet - ucieszył się Paweł.Satysfakcji Alicji nie zmniejszała nawet ruina magnetofonu.- No, teraz chyba mu się odechce grzebać w moich rzeczach - mruknęła półgłosem, zbierając szczątki do dużego pudła.- Nie wiem, czy to nie jest wystarczająca okazja, żeby otworzyć tę butelkę napoleona.- Nie - odparła Zosia stanowczo.- Otworzymy, jak oni wyjadą.To istny cud, że się nie stłukła!Ciężko poszkodowany i jeszcze ciężej obrażony Bobuś pomiędzy jękami dawał do zrozumienia, że posądza Alicję o zastawienie pułapki specjalnie na niego.Domagał się fachowej opieki lekarskiej.Chęci wyjazdu, o dziwo, nie zdradzał, w przeciwieństwie do Białej Glisty, która, śmiertelnie wystraszona, gotowa była opuścić ten koszmarny dom nawet natychmiast.- Właściwie mogłabyś mu przebaczyć parę rzeczy - powiedziałam ugodowo, pomagając jej zwijać taśmy.- Stracił perukę i odpracował za ciebie następny zamach.Ty byś z tego interesu tak ulgowo nie wyszła.- Stłukł szybę i zniszczył mi magnetofon.Chociaż nie, magnetofon mogę mu darować, zniszczyła go Biała Glista.Mam już bardzo ładną listę szkód, które przez nich poniosłam.Poza tym to nie jego zasługa, że jest wzrostu siedzącego psa.Mnie by trafiło gdzie?- W sam środek twarzy.Według mojego rozeznania, raczej nie miałabyś już głowy.- Popatrz, a ja wcale nie wiedziałam, że on nosi perukę!.Pan Muldgaard doczekał się wreszcie specjalisty, po którego zadzwonił natychmiast po wypadku, i razem z nim oraz szaleńczo zaciekawionym Pawłem obejrzał wybuchową szafkę.Specjalista na pierwszy rzut oka stwierdził, co to było, udał się do ogrodu i przyniósł stamtąd kilogramowy odważnik.- Była rura - wyjaśnił pan Muldgaard, demonstrując szczątki puszki po parówkach.- Ciężar uplasowany przed.Wybucha uplasowana za.Kwas.Kwas.- Z ogórków? - spytała mimo woli Zosia.- Nie.Kwas pi.pika.- Pikle - podpowiedziała bez przekonania Alicja.- Pikrynowy - podpowiedział Paweł.- Pikrynowy - ucieszył się pan Muldgaard.- Kwas pikrynowy.Bardzo wielka moc, ona pcha ciężar, któren śmiga.- Paweł, rozumiesz, co on mówi? - spytała nieco zdezorientowana Alicja.- Wiesz, co to było?- No pewnie! Ten kwas był w pudełku, taką rurę sobie z tego zrobił, jakby lufę, wziął sprężynkę, pewnie od długopisu, i połączył to z drzwiczkami.Otworzyły się drzwiczki, puknęło w ten kwas i ten odważnik wyleciał jak pocisk.Powinien był mu urwać łeb.- Ale przecież szafka jest cała? - zdziwiła się Zosia.- Nawet się nic nie stłukło?- Bo cały impet poszedł do przodu.Gdyby nie otworzył tak szeroko, toby wyrwało drzwiczki, a tak, proszę nic się nie stało.Bardzo inteligentnie zrobił.- Rzeczywiście, kompletnie nic się nie stało - zauważyła Alicja.- No nie, ja nie to miałem na myśli.Efektowniejszy od poprzednich zamach obudził w nas nowe refleksje.Stojąc wokół i patrząc na ręce badającemu szczegóły specjaliście, rozważaliśmy wnioski.Morderca musiał wiedzieć, że nikt, prócz Alicji, nie otwiera szafki.Musiał być z nami blisko związany, a zatem należało już chyba odrzucić koncepcję kogoś z zewnątrz.Wymyślił sobie coś, co już doprawdy wydawało się pewne.Można było spać w łóżku Alicji i chodzić w jej ciuchach, ale otworzyć świętą szafkę mogła tylko ona sama.Morderca nie znał widocznie Bobusia.Znalazł sobie coś niezawodnego, zostawiliśmy mu przecież cały dzień do dyspozycji.- Alicja, tyś powinna iść spać - zatroskała się nagle Zosia.- Już po pierwszej, rano masz jechać do Viborg
[ Pobierz całość w formacie PDF ]