Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i . Wyspa Zlocz
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- erfly06132.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ładny to jest obrazek: białowłosy pastuszek, krowa–krasula i zielone łąki.Dobrze, że i takie śliczne kolorowe obrazki kino pamięci czasami wyświetla, a nie same tylko mroczne ponure awanturniczo—psychologiczne sceny zbiorowe i samotnicze, jakby wyłącznie z takich składał się gzygzakowaty nasz żywot, co nie jest prawdą, jak wiadomo o tym chociażby dobrym wiatrom, które dlatego nazywają się dobre, że pędzą, zaganiają człowieka do dobrych ludzi.Ale ona, pamięć, i zauważyłem, że nie tylko moja, ma jakąś dziwną słabość, dziwną skłonność, krwiożerczą jakąś predylekcję do zapamiętywania, do drobiazgowego filmowania tych właśnie ponurych scen, smutnych, ciężkich, bardzo ciężkich, ciemnych, niewdzięcznych, to znaczy w czasie których nie rodzi się uczucie wdzięczności, lecz uczucie mściwości, zemsty straszliwej.Tak to jest.Nawet pamięć jest niesprawiedliwa w tym zapamiętywaniu złego, a zapominaniu dobrego.W tym swoim zapamiętaniu i zapomnieniu.Leśniczy odszedł i chodzi po zrębie, przełażąc przez leżące kłody poległych drzew.Rozmawia ze swoimi robotnikami.Coś tam tłumaczy i pokazuje ręką.Przewieszona przez ramię dynda mu fuzja.„Biorę zawsze flintę, bo a nuż coś wyskoczy na strzał” — powiedział mi, kiedy szliśmy na zrąb.„No i kłusownicy.Będzie dwa lata, zabili gajowego z Czerniawy.Sąsiednia wieś, ale już nie nasze nadleśnictwo.I przez te dwa lata teraz był spokój.Bali się.Ale teraz znowu podnoszą głowy.Parę razy już słyszałem strzały w lesie.Nie strzelali moi gajowi, bo ich pytałem.Myśliwi też nie, bo o wszystkich polowaniach na moim rewirze i w okolicy ja wiem.O, z kłusownikami to nie ma żartów.Natrafią daleko w lesie na kogoś z naszych, ze służby, ale i niekoniecznie ze służby, to zastrzelą człowieka jak psa.Ze strachu.Żeby nie być rozpoznanym.Bo są bardzo duże kary na kłusowników.”Gra piła w rękach Nikodema, sosny padają, rozrasta się w środku lasu zrębu polana zawalona gęsto wielkimi poległymi drzewami.O poległym dwa lata temu gajowym z Czerniawy nie zapominam.Teraz, kiedy wiem, już nie zapomnę.Wszyscy mogą o nim zapomnieć, przyjaciele, rodzina, żona, dzieci jego.Ja nie zapomnę.Bo taką mam pamięć.Straszliwą.O tobie też, suka twoja mać, nie zapomniałem, choć czwarty rok już minął, jak mi wykręciłeś ten paskudny numer, jak mi założyłeś pętlę i tyle cię widziałem.Zniknąłeś po tym jak kamfora, ale ja cię odszukam.Zdobyłem parę twoich danych osobistych i w końcu cię dopadnę.Czas pracuje dla mnie jak maszyneria ruletki pracuje dla bankiera.O, słodki to będzie dzień.Serce mi bije na myśl o tym.Stukają, bębnią rozgłośnie siekiery, ktoś tam ostrzy swoją rąbalnicę, zgrzyta pilnik zdzierany o stal, z rozrzuconych tu i tam po całym zrębie ognisk biją w górę i z trzaskiem jęzory ognia, to kłęby dymu buchają, zanim strzeli płomień, dym jest brunatny od zimozielonego igliwia albo niebieskawy, idzie prosto wzwyż, bo nie ma wiatru i słońce właśnie spoza ciemnej ściany lasu wychodzi na widok nad widoki.Jest dzień, nie da się ukryć.Nowy dzień.Kiedy człowiek się smuci, nie chce, żeby zaraz wszyscy też się smucili.Wcale nie.Chce tylko, żeby go nie wciągano do rozbawionego wesołego korowodu, żeby mu dano spokój, pozwolono odejść, usunąć się na stronę, w cień głęboki, do klasztornych zakamarków cienia.Ale kiedy człowiek się cieszy, to wtedy chce, żeby wszyscy się cieszyli.Tak to jest i czy jest w tym coś złego? Tak ja się cieszyłem nowym dniem, którego czułem namacalnie na oczach, na powiekach, na rękach, na całej skórze, na piersiach i z tyłu na plecach pod koszulą, swetrem, bluzą i kapotą, bo grubo byłem ubrany, kupę łachów na sobie miałem.Zima.Więc cieszyłem się nowym dniem, którego czułem spontanicznie i namacalnie na całej skórze, tak jakby mrówki wszędzie po mnie łaziły, ale nie gryząc mnie, tylko przebierając mnogimi nóżkami i to było przyjemne, przyjemnie łaskoczące i nie mogłem się doczekać, kiedy Nikodem skończy spuszczanie drzew, żebym mógł się zabrać do roboty.Cieszyłem się nowym dniem i chciałem, żeby wszyscy tak jak ja się cieszyli, bo kiedy człowiek się smuci, nie chce, żeby wszyscy się smucili, wcale nie, ale kiedy człowiek cieszy się, to wtedy chce, żeby wszyscy się cieszyli i czy jest w tym coś złego?Nowy dzień, Santa Polonia, a ilu znam i nie znam, w życiu Których już od wielu dni i tygodni, od wielu tygodni i miesięcy od wielu miesięcy i długich lat — nie było nowego dnia.Wstają rano i nie bije im mocniej serce, nie rośnie im dusza, nie śpiewa krew, nie swędzą stopy, a nogi ich nie grzebią ziemi niecierpliwie jak konie przed galopem, nie trzepocą im na plecach niewidzialne z przezroczystych piór skrzydła, „skrzydła teopais, o, skrzydła”, nie błyszczą im oczy, nie biją powieki, nie widzą albo nie chcą widzieć naocznego dziejącego się cudu, nie.wyciągają przed siebie ręki, nie poruszają palcami i nie ogarnia ich na ten widok, na widok poruszających się u rąk palców, niewymowne wstrząsające wzruszenie.Wstają rano i dzień, który z nimi wstał, to nie jest dla nich nowy dzień, ale ciągle ten sam dzień wczorajszy i przedwczorajszy i zaprzedwczorajszy, zaprzeszły dzień ciągnący się, wlokący się już od wielu tygodni, miesięcy i długich lat, ginący w przeszłej minionej oddali czasu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]