Podobne
- Strona startowa
- Ziemkiewicz Rafal A Czerwone dywany odmierzony krok
- Ziemkiewicz Rafal A Pieprzony los kataryniarza (SCA
- Ziemkiewicz Rafał Czerwone dywany odmierzony krok
- Bajarka opowiada
- Sams' Teach Yourself Linux In 24 Hours
- Sprawa Rembrandta Daniel Silva
- 2119
- Kres Feliks W Serce Gor (SCAN dal 1001)
- Makuszynski Kornel Kartki z kalendarza
- Hogan James P Najazd z przeszlosci
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaśmiał się.- Nowe państwo? Państwo brygadiera Skrebeca? - spoważ-niał izawisł spojrzeniem na mojej twarzy.- Na coś podobnegomógłbywpaść tylko wariat.No dobrze, powiedzmy, że Skrebecogłosiłsię władcą na Ukrainie.I kto tego władcę uzna?- Wy.- Odczekałem chwilę, aż do Abu-Daliego dotrze ta-propozycja.- Nie jestem głupcem.Jeżeli Sal-ed-Din przyjmiemójhołd, to nikt w Europie nie odważy się powiedzieć, że Skre-becnie jest władcą równie legalnym, jak prezydenci we wspólno-cie.Ajeśli przyjmie to do wiadomości Europa, przyjmą i Ame-rykanie.Zresztą, władza nie wymaga uznania.Władzę po prostusię ma.Jają mam.Mam wojsko.Mam banki.Mam swoją poli-cję i swoją administrację.38- Pełną %7łydów - przerwał mi oskarżycielsko.Skinąłem tylkogłową.- Tak, to prawda.Dla mnie oni nie są ciężarem.Zapewnia-ją mipieniądze, kobiety, inwestycje, fachowe kadry dla admini-stracji i obrotu finansami.Są lojalni, bo wiedzą, że ich los zale-ży od mojego kaprysu.W końcu, gdzie mają się podziać? Wy ichnienawidzicie.Murzyni ich nienawidzą.Chińczycy, jeśli ich to-lerują, to tylko na złość wam.Z Izraela pozostały tylko gruzy.W Europie nikt jeszcze nie ma śmiałości głośno się do tego przy-znać - ale tu też ich nienawidzą.Zbliżył się do mnie i zajrzałmi w twarz.- %7łałujesz ich?- Nie.Po prostu korzystam z tego faktu.Abu-Dali powróciłdo swego fotela i zasiadł na nim.- A czy ty wiesz - odezwał się w końcu - że Sal-ed-Dinwłaśnie zobowiązał się uroczyście zrezygnować z wszelkich rosz-czeń terytorialnych?- On nie będzie miał z tym nic wspólnego - odparłem,po-chylając głowę.- To ja.Tylko ja.Wasz władca po prostu uznamo-ją suwerenność.I nagle poczułem, że znowu rozpoczyna się kryzys.Przeklęta,nieprzewalczona chemia organizmu.Rozstrojone gruczoły znówmusiały wpakować w żyły swoją porcję paskudztwa i nie byłosposobu, żeby nad tym zapanować - wiedziałem, że wkrótce za-cznie się ból stawów, słabość mięśni, a potem ta przeklęta depre-sja, cena za sprawność w walce i w dowodzeniu, za jasność umy-słu przez sześć-osiem godzin na dobę.Depresja, którą pokonaćmoże tylko zastrzyk chemikaliów z bustera lub którą może oswo-ić alkohol.Ale w tej chwili nie mogłem ani pić, ani ustawić bu-stera.Mogłem się tylko modlić, żeby muslim zdecydował sięwreszcie, jak najszybciej.I zostałem wysłuchany.Abu-Dali uniósł głowę i raz jeszcze zaśmiał się, krótko, urywa- 39nie, jak ktoś, kto właśnie zrobił znienawidzonemu wrogowi naj-lepszy kawał, jaki tylko można wymyślić.- Wrócisz do siebie, nadżes - oznajmił mi.- Wrócisz ibę-dziesz tam czekał na ludzi mafii.Wolę, żeby produkowała onaswójuran tuż koło nas niż na drugiej półkuli.A teraz - jegogłos na-gle stwardniał - podejdz tutaj.Obrócił się przez ramię i krzyknął po arabsku na swojego czar-nego pomagiera.Cóż, szkoda o tym gadać.Muslimy lubią widowiska.Zwłaszczawidowiska, które potwierdzają ich chwałę i ich bezbrzeżną py-chę, z jaką wierzą, że tylko oni, jedyni, są dziećmi prawdziwe-go Boga.A widok korzącego się Skrebeca, dowódcy wojsk, któ-re jeszcze nigdy nie przegrały żadnej bitwy, Skrebeca leżącegona ziemi, przysięgającego posłuszeństwo i całującego muslimo-wi jego parszywe nogi, na pewno był widowiskiem godnym tego,by zwołać na nie wszystkich obecnych - don Lucia, jego totum-fackich, goryli, no i oczywiście Stiopę Burgajłowa, który potemusiadł za kierownicą i pośród rozświetlanej tysiącami światełnocy wiózł mnie do hotelu Urania.I który, jak to ruski, czuł potrzebę, by sięusprawiedliwić.Gadał i gadał, że muszę go zrozumieć - onitam w Zachodniej Syberii ledwie wyszli spod sowieckiego buta,a już przez granicę pchają do nich łapy Chińczycy i kto obro-ni, kto uratuje?Kiwałem machinalnie głową czując, jak pieką mnie policzki,bliski myśli o samobójstwie, upokorzony, ze łzami nabrzmiewa-jącymi tuż pod krawędzią powiek, oszołomiony zastrzykami bu-stera, który wreszcie mogłem rozkręcić na full -ale pewien, żejeśli ten kraj ma się podnieść, to niech mnie zabiją, nie mogłem,po prostu nie mogłem inaczej.Kiedy dwa dni pózniej wracaliśmy z Wiednia, Stiopa o niczymjuż nie pamiętał, a w każdym razie tak się zachowywał.Lał wgardło koniak szklankami, dowcipkował, powtarzał chłopakom40kongresowe plotki.Dilijczan spał, zmęczony ostatnimi dniami niemniej ode mnie, inni chłopcy gadali głośno, śmieli się z trupaPotapowa i młócili kartami o przytroczone do oparć stoliki.Ależaden nie odważył się podejść do mnie i spytać, dlaczego nieprzyłączę się do nich, dlaczego milczę i wpatruję się z roztar-gnieniem w mknące pod brzuchem samolotu pola, trawy i wy-palone słonecznym żarem lasy.Tam, tysiąc metrów pod nami, ludzie starali się żyć.Na tejspustoszonej, zestepowiałej ziemi, pośród ruin i resztek staregoświata.Co takiego tkwi w człowieku, że cokolwiek się stanie, za-wsze gotów jest zabrać się do uprzątania ruin? Jak te pustynne po-rosty - kłębki zeschniętego ciernia, którymi wiatr ciska na pra-wo i lewo przez całe lata, ale niech tylko poczują odrobinę wil-goci, niech na moment dotkną żyzniejszej ziemi, już wypuszcza-ją pędy, chwytają korzonkami grudy podłoża, chłoną z niego ży-cie - i w pośpiechu, póki trwa łagodna, życzliwa pora deszczo-wa, starają się wypuścić nowe cierniste odrosty, które podejmąich tułaczy los na wietrze.Z ludzmi tak samo.Dopiero co usta-ły walki - a już ciągną na tę umęczoną ziemię.Budować tu domy,znajdować kobiety, chronić je - walczyć o życie.To była ta fala - ta fala, która mnie niosła.Ci prości, zwykliludzie, gotowi zdać się na moją opiekę, na moją władzę.A ja niebędę ich dusił podatkami, nie będę pasł na ich krzywdzie urzę-dasów, dworaków, nie będę się starał nachapać i uciekać z nakra-dzionym dobrem jak demokratyczni politycy.O nie! Wiedziałem- ta ziemia zakwitnie.Już, wystarczyło ogłosić, że każdy, kto tuosiądzie, będzie wolny, zobowiązany tylko do lojalności i rów-nej dla wszystkich opłaty na wojsko - a ciągnęli zewsząd.War-to było znieść wszystko.Nawet upokorzyć się przed muslimami,nawet ryzykować.Trzeba było się ugiąć, by zwyciężyć.Ale gdy tak siedziałem na pierwszym fotelu, tuż za przepie-rzeniem, dzielącym kabinę pasażerską od sterówki, gdy wpatry-wałem się w ziemię pod sobą, troski pozostały gdzieś daleko,stały się nieważne - wiatr wypełnił skrzydła i niósł, niósł mnie 41coraz wyżej.Niech tylko minie tych kilka lat, niech odbudujęTulczyn, fabryki zbrojeniowe, i niech zdobędę pieniądze na stra-tegiczne lotnictwo, na systemy szybkiego ostrzegania.Niechobejmę swą władzą Polskę, a tam przecież ludzie tylko o tymmarzą, przywitają jak zbawienie - wtedy zobaczą muslimy, cosobie robię z przysiąg i hołdów.Tak, to jeszcze mnóstwo pracy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]