Podobne
- Strona startowa
- Makuszynski Kornel Dusze z papieru (SCAN dal 1022)
- Makuszynski Kornel Dziewiec kochanek kawalera Dorn
- Makuszynski Kornel Bardzo dziwne bajki (SCAN dal 1 (2)
- Makuszynski Kornel Awantury arabskie (SCAN dal 937
- Makuszynski Kornel Krol Azis (SCAN dal 1023)
- Makuszynski Kornel List z tamtego swiata (2)
- Makuszynski Kornel Skrzydlaty chlopiec (SCAN dal 1
- Makuszynski Kornel Przyjaciel wesolego diabla
- Makuszynski Kornel Panna z mokra glowa
- Filozofia. Zarys historii A Karpiński, J Kojkoł
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- adam0012.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To też człowiek, choć panienka.Z żoną jeden z drugim nigdy nie był taki odważny i taki Bayard, boby prędko robił zimne na łbie okłady, ale z taką panienką to było można.Ciskało się w nią kamieniem groźby, że ją z posady wyrzucą, że to i owo, a panienka połykała tylko łzy.A teraz to je wszystkie wyrzucają z posady, więc tym wszystkim, co kolczastych używali słów i bardzo krzyczeli do telefonu, pewnie ich bardzo, bardzo żal.Warszawiacy to miękki naród i dobry w sercu, tylko że zaraz z pyskiem.A przysiągłbym, że niejeden mówi sobie teraz po cichutku:— Ma rację pan Makuszyński… Niepotrzebnie robiłem awantury… To biedne panienki…Tak, tak.To bardzo biedne panienki.One już z pewnością zapomniały o tych małych, niemal rodzinnych nieporozumieniach i uśmiechają się rzewnie.Zapomnijmy i my o tym i rozstańmy się z nimi serdecznie i z wielką przyjaźnią.To przecie w całkowitą niepamięć odchodzi ktoś żywy i ktoś, co brał udział w naszym życiu.Ktoś, co pośredniczył w naszych troskach i radościach; co usłyszawszy głos, pomalowany czarną troską, łączył szybko z lekarzem czy z pogotowiem; co poznawał głosy miłosne, zniecierpliwione i pełne drżącego niepokoju i równie szybkę łączył je w jeden, długo nieprzerwany, pełen szeptów i zaklęć.Wielkie miasto zwierzało im swoje tajemnice, tak pogmatwane, jak życie, a ta cała rozpaczliwa opowieść przewiała ponad nimi jak wiatr; one tylko stawiały kropki po smutnych rozdziałach lub wykrzykniki po wesołych, lub łączyły porwane strzępy w jedną, niezmierną, nigdy nie kończącą się księgę.W swojej wieży siedziały jak w morskiej latarni, postawionej na skale, wśród burzliwego morza, które grzmi i jęczy, i wzdycha, i mnogimi gada głosami.Kilka lat naszego życia przewaliło się falą przez tę wieżę; niewidzialne panienki brały w nim udział niemy i niewidoczny; wołaliśmy je nieustannie, a one były zawsze na posterunku, nieludzko cierpliwe.Nie można im tego zapomnieć.Za lat kilka zaginie o nich wspomnienie i będzie się mówiło:— To było wtedy, kiedy w telefonach były jeszcze telefonistki.Może zostanie ślad o nich w jakiejś powieści i w starych sztukach teatralnych, w których amant dzwonił do amancicy, a nigdy się nie zdarzyło, aby albo jej, albo jego nie było w domu.Zostanie grany pięknie w teatrze Rozmaitości dramacik Cocteau, w którym opuszczona kochanka płacze do telefonu i prosi kilka razy: — O, niech pani nie rozłącza!Ta panienka nie rozłączyłaby nigdy, gdyby jej było wolno.I ona ma serce kobiece, a przez to serce przepłynęło tyle cudzych skarg i rozpaczy, tyle krzyków i jęków, że oszalałaby, gdyby je mogła wszystkie usłyszeć.Zostanie sztuczka z paryskiego Grand Guignolu pt.Przy telefonie, w której kobieta słyszy przez aparat, jak kogoś mordują „po tamtej stronie”.Mało więcej zostanie.Niechże zostanie i odrobina smutku, że maszyna nie przemówi już nigdy ludzkim głosem.Ten głos powędruje teraz i dobędzie z siebie całej kobiecej rzewności, aby znaleźć pracę.Obawiam się tylko, że te panny zapomniały sztuki mówienia, ozdobnej i umiejącej nabrzmiewać wzruszeniem.Mówiły zawsze krótko, szybko, powtarzały cyfry i suche zapytania.Bądźcie zdrowe, dobre panienki z wysokiej wieży!W imieniu wszystkich, chociaż nieupoważniony, żegnam was serdecznie.Pracowałyście ciężko dla nas wszystkich i dlatego wszyscy wam dziękujemy.Może wam będzie lżej w twardej i zimnej niedoli, kiedy odejdziecie z naszego życia z wiadomością o tym, że zostałyście uczciwie pożegnane najserdeczniejszym słowem.To od wielkiego zautomatyzowanego miasta.A że ja nigdy własnego serca nie pozwolę zmienić na automat, więc życzę ludzkim głosem każdej z tych panienek, aby szybko znalazła połączenie z jakimś szlachetnym, męskim abonentem, aby każda mogła oznajmić wesoło o swoim sercu: „Zajęte! zajęte!” — aby nigdy jej nie połączono fałszywie, aby po szwedzkich tarapatach była po polsku szczęśliwa.Młodym dżentelmenom, szukającym dobrych żon, najusilniej doradzani te panny niewidzialne.Każda ż nich, wdrożona do ścisłych zapytań i odpowiedzi, nigdy w gadaniu miary nie przekroczy, mężowi dłużej niż przez trzy minuty bredzić nie pozwoli, numery komisariatów, straży pożarnej i pogotowia zna na pamięć, pracować umie przez kilka godzin bez wytchnienia, punktualna jest jak zegarek,, cierpliwa jak anioł.I nigdy nie potrzeba wobec niej ani krzyków, ani wrzasków; wystarczy nagły błysk oczów, co się zaświecą jak telefoniczna lampka w centrali, a w niej—się czujność obudzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]