Podobne
- Strona startowa
- Ian Stewart, Terry Pratchett, J Nauka swiata Dysku
- Salvatore Robert Tom 02 Grzbiet Swiata
- Andre Norton SC 1.4 Czarodziej ze Swiata Czarownic
- Andre Norton SC 1.5 Czarodziejka ze Swiata Czarowni
- Andre Norton Opowiesci ze Swiata Czarownic t (3)
- Andre Norton Opowiesci ze Swiata Czarownic t (4)
- Andre Norton Czarodziej ze Swiata Czarownic
- Carolyn Hart Morderstwo wedlug Agathy Christ (2)
- Professional Feature Writing Bruce Garrison(3)
- Sławomir Nowakowski Uroda i zdrowie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zwoływała pospolite ruszenie wszystkich chętnych i wydawała rozkazy krótkie, zwarte, treściwe, napoleońskie.Trzeba było wreszcie zażądać klucza od burgrabiego Dziurawca, którego - o dziwo! - nie widziała jeszcze w tym dniu.Ponieważ tak znikł bez śladu, jak Żubrowski, przeto o południu postanowiła go odnaleźć w jego prywatnych apartamentach, w lewym skrzydle rozłożystej arki Mościrzeckich.Droga wiodła przez zawiłe korytarze, przez komnaty większe i mniejsze, a wszystkie tak zimne, jak serce samoluba.Wreszcie ominąwszy brzuchate wory, zapewne z nasionami zbóż, dojrzała otwarte drzwi, a w głębi obszernej komnaty, wcale przytulnie urządzonej, pana Adama we własnej osobie, siedzącego przy stole.Oparł głowę na rękach i jak sroka w kość wpatrywał się uporczywie w coś, czego z oddalenia nie można było dojrzeć.„Jakiś obrazek czy fotografia…” - pomyślała.Chcąc zaskoczyć bardzo skłonnego do żartów pana Adama, zbliżyła się cichutko.Nagle przestało w niej bić serce, więc położyła na nim rękę, a ono, poczuwszy miękki dotyk, zaczęło bić znowu,.ale gwałtownie i jakby z radosnym szaleństwem.Pan Adam nie był obecny na tym świecie, niczego nie słyszał i o niczym nie wiedział: wpatrywał się w jej portrecik, śmiało narysowany, może niezbyt podobny, ale tylko dlatego, że wypiękniony.Obok portreciku, opartego o położone jedna na drugą książki, stał po lewej stronie wazonik z kwiatami.Pan Adam odbywał ćwiczenia i prostował swoje spojrzenia.Jest to czynność niecierpliwiąca, on jednak miał zachwyt na obliczu.Patrzył, patrzył, patrzył.Dokoła mogła wyć burza i mogły trzaskać pioruny.Pan Adam patrzył, patrzył, patrzył.Panna Katarzyna, oparta o odrzwia, uciszała serce.Oto znalazł się ktoś na świecie, co się z zachwytem wpatruje w jej wizerunek.Skąd go wziął, na Boga?! Tak, to pewnie Józef… Dlatego studiował wczoraj wieczorem jej twarz.Dobry chłopak… Upiększył ją… A ten drugi dobry - nie, to zbyt skąpo powiedziane! - a ten drugi najlepszy przystroił ją kwiatami, ją, starą pannę, Katarzynę Mościrzecką, nauczycielkę.Szczęśliwy uśmiech zamigotał w jej szarych, mądrych oczach, które w tej chwili nie były zbyt mądre, bo się zaczęły szklić, tak jak niedawno, kiedy rozmyślała we wnęce okna.Co robić, co teraz robić, poradź, miłosierny Boże! Chciała zawrócić z drogi i pozostawić tego zacnego człowieka z jego tajemnicą, lecz wrosła w ziemię, jakby się chciała przyglądać najdłużej swemu wielkiemu szczęściu.Myślała o tym, że może jest śmieszna, skoro ją wzrusza ten obrzęd, śmieszna sama przed sobą, bo jakżeż to mądra kobieta ze srebrnymi nitkami we włosach ma słuchać podszeptów serca? Panna Katarzyna słyszała kiedyś dawno o tym, że serce jest mądrzejsze od wszystkich rozumów, ale tak się zapewne tylko mówi w serdecznych książkach.A ona w tej chwili temu wierzy… Nie może się ruszyć, nie jest w stanie uczynić kroku, więc jedno jej chyba pozostało: obrócić wszystko w żart.Ciężki to będzie żart, ale cóż czynić, cóż czynić?Przymknęła oczy, aby w nich zachować jak najdroższą pamiątkę to, co widzi, otwarła je po chwili i rzekła dziwnym, nieswoim głosem:- Panie Adamie kochany! Po co pan patrzy w obraz, skoro oryginał stoi za panem?W zacisznej komnacie uczynił się wielki rumor.Pan Adam krzyknął zduszonym głosem, zerwał się z krzesła i spojrzał na nią - o, jakże prosto! - nieprzytomnym wzrokiem.A potem, sam chyba nie zdając sobie sprawy z tego, co czyni, postąpił, zataczając się, kilka kroków i upadł przed nią na kolana.- Panno Katarzyno! - mówił tak, jakby łkał.- Panno Katarzyno!- Co, panie Adamie? - zapytała cicho.- Sam Bóg chyba tutaj panią sprowadził…Do tej mojej nory … Do bardzo samotnego człowieka… Do bardzo biednego człowieka…- Niech pan wstanie!- Nie, nie! Niech mi pani pozwoli klęczeć.Będę panią tak długo na kolanach prosił o łaskę, aż się pani nade mną zlituje.Stary jestem, lecz…- I ja nie jestem młoda…- Uwielbiam panią! Niech mnie pani raczy wysłuchać.Tylko że ja nie śmiem, tylko że ja nie śmiem…- Pan mnie prosi - mówiła, nie słysząc własnego głosu - abym została pańską żoną?- O, Boże jedyny! Tak, tak!Pan Adam wyraźnie szlochał bez łez.- Czy nie będzie pan tego żałował?- Nigdy, przenigdy!- A czy pan zna przysłowie O kobietach? Mówią, że „kobieta potrafi być chora przez trzynaście miesięcy w roku”.- Brednie!- …Że „śmieje się, kiedy może, a płacze, kiedy zechce”.- Niech się śmieje, niech sobie płacze! O, droga, najdroższa panno Katarzyno!Panna Katarzyna miękkim ruchem położyła rękę na głowie pana Adama i mówiła urywanym, bardzo wzruszonym głosem:- Panie Adamie… Jeśli Bóg tego chce… będę dla pana… dobrą żoną.Pochyliła się i ucałowała go w czoło, a on ją począł całować po rękach i coś bełkotał.- Nie mówmy przez jakiś czas o tym nikomu, drogi panie Adamie.Dość, dość!Łagodnie wysunęła ręce z jego rąk i pozostawiwszy go rozmodlonego na klęczkach, odeszła, szła jednak jakoś dziwnie, czasem od ściany do ściany, lub często przystawała.Gdyby ją kto był spotkał w tej chwili, byłby usłyszał wyraźnie, jak jej serce śpiewa.Gdyby kto mógł zobaczyć jej duszę, ujrzałby niezawodnie, że jest rozjaśniona słonecznym blaskiem.Szczęśliwy Dziurawiec, honorowy człowiek, dotrzymał tajemnicy, lecz tylko w połowie.Nikomu nie rzekł ani słowa, lecz zaszedłszy po niejakim czasie do braci Mościrzeckich, u których zastał i Ralfa, zaczął ni stąd, ni zowąd wszystkich trzech całować i ściskać ku ich niebotycznemu zdumieniu.Ralf zrozumiał go pierwszy , albowiem sam był w malignie.Obejrzeli go z ciekawością i ujrzeli białego kruka: człowieka szczęśliwego.Zrozumieli, że coś się stało, co oczywiście ma związek z ciocią Kasią, ale ponieważ on o niczym nie mówił, więc i oni nie chcieli pytać.Uściskali go gorąco i tylko Jan szepnął mu do ucha:- Ja będę grał na organach podczas ślubu.Dziurawiec uśmiechnął się raz jeszcze, nieludzko szczęśliwy, i położywszy palec na ustach na znak, że są zamknięte na siedem pieczęci, wybiegł, aby o swoim szczęściu opowiedzieć drzewom i wodzie, słońcu i niebiosom.Chłopcy patrzyli za nim z żywym zajęciem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]