Podobne
- Strona startowa
- Crichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Crichton Michael Norton
- Terakowska Dorota Corka Czarownic (SCAN dal 797)
- Ian Stewart, Terry Pratchett, J Nauka swiata Dysku
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 3 (2)
- Tariq Ali Iran in the Eye of Storm, Why Gobal War Has Begun (2007)
- Vincenzi Penny Niebywały skandal
- De Sade D. A. F. Zbrodnie milosci (2)
- Christie Agatha Rendez vous ze smiercia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale teraz nie możemy się dłużej zatrzymywać.Wstała i skierowała się do niszy w skale nad jeziorkiem.Idąc za nią zauważyłem nagle w miękkiej przybrzeżnej ziemi odciski stóp w kształcie klina i palców zaznaczonych jedynie przez niewielkie zagłębienia.Poznałem je: były krogańskie! Ale prowadziły z jeziorka, oddalały się od wody, co mnie bardzo zaskoczyło.Orsya? Nie miałem pewności.Może Kroganowie sprzymierzyli się z siłami Ciemności - co już mogli zrobić - i któryś z nich dołączył do zgrai, która się za nami gromadziła? Tylko dlaczego siady prowadziły z wody.Przecież nie potrafili bez niej żyć.Nic nie świadczyło, że ten wędrowiec był więźniem albo obiektem polowania zmuszonym do ukrycia się na lądzie.Idąc za Kaththea co jakiś czas dostrzegałem odciski stóp na suchej ziemi, zamazane, ale nadal widoczne.Jakiś Krogan najwyraźniej rozmyślnie piął się tą samą drogą co my, wbrew swej naturze i obyczajom.Dwukrotnie nawet ukląkłem, aby zbadać je z bliska i się upewnić, czy mnie wzrok nie myli.Raz dotknąłem tropu mieczem, by sprawdzić, czy runy czegoś mi nie powiedzą.Przecież mogła to być iluzja, która miała wprowadzić nas w błąd.Jednak runy się nie zapaliły.Zapadał zmrok, kiedy dotarliśmy do wąskiej, ciemnej rozpadliny prowadzącej w górę.Kaththea poszła nią bez wahania.Wiodły tam te same ślady, lecz nabrałem jakiegoś przekonania, że nieznajomy Krogan poruszał się teraz z trudem.Czy w pobliżu była woda? Jeśli tak, to miałem nadzieję, że wodny włóczęga zdołał do niej dotrzeć.Później, w głębokim mroku, zobaczyłem niewielką iskierkę białego ognia.Mógł to być tylko należący do Orsyi róg jednorożca, który miał jej strzec przed złem.Ale Orsya z dala od wody.Dlaczego?- Ponieważ jej potrzebujemy, bracie! - Po raz pierwszy od wielu godzin dotarła do mnie myśl Kaththei.- Zostawiła swoje czary w tej chustce, a to droga wiodąca w dwie strony.Ponieważ dała coś od siebie, więc mogłam ją w ten sposób odnaleźć i teraz czeka na nas.- Przecież tu nie ma wody, a ona jest Kroganką.Musi mieć wodę!- Nie kłopocz się; będzie miała wszystko, co trzeba, kiedy do niej dojdziemy.Byłem bardzo zmęczony, ale teraz biegłem potykając się o rozsiane tu kamienie.Wreszcie dotarłem do miejsca, gdzie stał róg jednorożca.Obok leżała Orsya.Poruszyła się słabo, kiedy opadłem obok niej na kolana.Woda.nie miałem butli z tym cennym płynem.Czy zdołam donieść ją do jeziorka, obok którego zobaczyłem po raz pierwszy jej ślady? Będzie to niemal beznadziejna próba, ale jeśli nie ma innego ratunku, zrobię to.- To niepotrzebne - Kaththea stała obok, przyglądając się nam obojgu.- To, co trzeba zrobić, można zrobić tu i teraz.- Tu nie ma wody, a bez niej ona umrze.Kaththea jęła powoli odwijać chustkę.Orsya odwróciła ku niej lekko głowę wspartą na moim ramieniu.Chciałem zasłonić jej oczy, żeby nie patrzyła na potwora, którym stała się moja siostra.- Tak, potwora.- Zawstydziłem się, że Kaththea przechwyciła tę myśl.- Ale teraz mamy lekarstwo.to, co możesz dla mnie zrobić, Kemocu.Wiem, że zrobisz.zrobisz.zrobisz.- Powtarzała te słowa rytmicznie i uświadomiłem sobie, że zgadzam się zrobić wszystko, czego ode mnie zażąda.- Weź swój dobry miecz, Kemocu, i daj mi krew.krew, która zmyje czar, żebym znów mogła stać się Kaththea.- Krew! - Zdumiałem się tak bardzo, że wyrwałem się spod jej wpływu.- Krew! - Pochyliła się niżej i wyciągnęła łapy.- Zabij tę wodną dziewkę; daj mi jej krew! A może chciałbyś, żebym pozostała w połowie potworem do końca moich dni?Później wymówiła inne słowa, słowa, które miały zmusić mnie do posłuszeństwa.Podniosłem miecz.Runy zapłonęły krwawo na brzeszczocie i rękojeść sparzyła mi dłoń.Spojrzałem na Orsyę, a ona na mnie.Nie prosiła o łaskę, nie dostrzegłem też strachu w jej wielkich oczach, tylko cierpliwe oczekiwanie na to, przed czym nie zdoła uciec.Krzyknąłem głośno i wbiłem miecz w ziemię; stał tak drżąc pomiędzy Kaththea a nami.W odpowiedzi usłyszałem krzyk, głośny, wibrujący w uszach, tak straszny, że zadrżałem.Usłyszałem w nim jęk kobiety zdradzonej.Jej męka połączyła Kaththeę dzisiejszą z Kaththea dawną.Skuliła się, zasłaniając twarz ramionami.Położyłem Orsyę znów na ziemi i sięgnąłem po miecz.- Jeśli musisz mieć krew - zacząłem i przyłożyłem brzeszczot do swego ciała.Kaththea nie zwracała na mnie uwagi i nie słyszała moich słów.Roześmiała się strasznym, nieludzkim śmiechem.A potem uciekła od nas, z powrotem w mrok.Lecz jej myśli dotarły do mnie.- Niech tak będzie! Niech tak będzie! Zawrę inny układ.A może to nie być takie proste i jeszcze bardzo będziesz tego żałował, Kemocu Tregarcie!ROZDZIAŁ XVIIIPobiegłbym za nią, lecz Orsya złapała mnie za kostkę.Potknąłem się i upadłem.Trzymała mnie mocno, a kiedy zacząłem się z nią szarpać, zawołała:- Robię to dla ciebie, Kemocu, dla ciebie! Ona nie jest już tą, za kogo ją uważasz.Wyda cię w ich ręce.Spójrz na swój miecz!Rozluźniałem jej uścisk, palec po palcu.Teraz spojrzałem na miecz, który wypadł mi z łapy i leżał zwrócony ostrzem w mrok.Nigdy nie widziałem na nim run płonących tak jaskrawo jak teraz.- Tam jest Kaththea! - A przecież za nami szły zastępy Ciemności.- Ona nie jest Kaththea, którą znasz - powtórzyła słabo Orsya.Powieki opadły jej na oczy i uniosła je z wielkim trudem.- Pomyśl, Kemocu, czy ta Kaththea, do której byłeś tak przywiązany, żądałaby od ciebie, żebyś zrobił to, czego żądała?- Dlaczego to zrobiła? - Oparłem łapę na rękojeści miecza, ale już nie chciałem biec za Kaththea.Wróciła mi jasność myśli.- Ponieważ to prawda.Krew jest życiem, Kemocu.Wśród półludzi myśliwi piją krew najdzielniejszych z zabitych przez siebie wrogów, żeby posiąść ich siły witalne i odwagę.A czyż wojownicy nie mieszają swojej krwi, żeby odtąd stać się braćmi?- Sulkarczycy tak robią.- Kimkolwiek była twoja siostra, została napiętnowana.Nie może być znów sobą, dopóki krew nie przyciągnie jej z powrotem do tego świata.Kemocu! Twoje ręce! - Nie odrywała wzroku od moich łap.Przysunąłem je bliżej do światła płynącego z rogu jednorożca, żeby mogła lepiej je obejrzeć.- Zostałem napiętnowany tak samo jak ona.Dla niej to było znacznie gorsze.Być urodziwą panną, a potem zobaczyć się jako coś takiego! Można od tego oszaleć!- To również jest prawda - szepnęła Orsya.- To ona rzuciła na mnie czar przyciągania, prawda?- Tak.Ocknąwszy się z zamyślenia, przeniosłem spojrzenie ze swych łap na krogańską dziewczynę.Woda.Orsya umrze, jeżeli nie będzie miała wody.Jeśli pójdę za Kaththea, Orsya umrze w tym odludnym miejscu.Skoro nie potrafiłem zabić Orsyi mieczem, tym bardziej nie skażę jej na powolną śmierć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]