Podobne
- Strona startowa
- Crichton Michael Norton N22 (SCAN dal 739)
- Crichton Michael Norton N22 (2)
- Crichton Michael Norton
- Terakowska Dorota Corka Czarownic (SCAN dal 797)
- Ian Stewart, Terry Pratchett, J Nauka swiata Dysku
- Rice Anne Godzina czarownic Tom 3 (2)
- Buzan Tony Podrecznik szybkiego czytania
- Watala Elwira Seks w krolewskich alkowach
- Lovecraft H.P 16 Opowiadan (www.ksiazki4u.prv
- Swieci W Dziejach Narodu Polski
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Raczej trzęsąca się ze strachu.Zresztą to nie ma znaczenia.Widziałem, co wyprawia swoimi czarami, i nie mam ochoty, by majstrowała przy burzy nad naszymi głowami.— Dlaczego przysłali nam taką partaczkę, Rof? — W głosie Hully'ego dało się wyczuć zakłopotanie.— Prawdę mówiąc, ilekroć się weźmie za czarowanie, przynosi to efekty dokładnie odwrotne od zamierzonych.Czyżby mieli nasz starożytny pakt aż w takiej pogardzie?— Wiecie, co myślę? — spytał Duroth.— Myślę, że przysłali ją tutaj, żeby nie zawadzała im w pracach nad wielkim planem przeciwko Pagarowi.Sama mówiła, że Moc, której używa, nie współgra z Mocą innych Czarownic.Myślę, że członkinie Rady obawiały się, że sama jej obecność popsuje to, co planują— cokolwiek by to było —i wysłały ją tak daleko, jak tylko mogły, na zgubę Górskiej Bramie.Rof wzruszył ramionami, drapiąc się w policzek szorstkim palcem wskazującym.— Możliwe.Może poczuły, że po upływie setek lat pakt przestał być dla nich opłacalny i mało stracą, jeśli go nie utrzymają w mocy.— Jego wzrok przesunął się na wschód i łąki wznoszące się za oknami domu zgromadzeń.— Brama.— Hully zakreślił palcami znak.— Nie mogę ryzykować niebezpieczeństwa tylko dlatego, że przez tyle lat nie przysparzała nam kłopotu.— Jakiego niebezpieczeństwa? — parsknął Duroth.— Skąd możemy wiedzieć, czy tkwi w niej jakieś niebezpieczeństwo — nie wiadomo nawet, czy kiedykolwiek tkwiło.— Czasami wieczorem bije od niej blask — powiedział nerwowo Tosker.— Nie ja jeden to widziałem.— Może jest niebezpieczna, może nie.— Strażnik Bramy potrząsał z uporem głową.— To się nie liczy.Liczy się, co zrobimy na znak protestu przeciw temu wyłomowi w pakcie, tej partaczce, tej Starej Ropusze, którą nam przysłali.Przymkniemy na to oczy? A jeśli Brama pewnego wieczoru otworzy się na oścież i ogarnie nas Wieczna Noc? To nasza wioska i nasi ludzie zostaną wchłonięci przez Ciemność, jeśli odmówimy wszczęcia alarmu i skierowania jej z powrotem tam skąd przyszła? Nie.— Jeszcze raz potrząsnął głową, tym razem w ponurym podziwie.— To one mają wyższą kartę w tej grze, o ile to w ogóle jest gra.VITrzy tygodnie temu Stara Ropucha pokazała Anderowi dziwaczny skarb wyciągnięty ze szkatuły ukrytej pod belą starodawnej tkaniny: małą urnę, czy też może słój zrobiony z tego samego zielonkawego kamienia co wieża i ozdobiony z jednej strony rysunkami uśmiechniętych twarzyczek.Czarownica wymówiła wyraźnie jego imię, z ustami blisko kloszowatej krawędzi słoja, a potem szybko zakorkowała naczynie.Chwilę później, kiedy wyciągnęła korek, ku zdziwieniu chłopca rozległ się jej głos powtarzający słowo „Ander" za każdym razem, gdy pstrykała palcami lub pukała w stół.Dzisiaj, kiedy on i Berry stali przed drzwiami wieży, to właśnie ten głuchy głos z wnętrza słoja, który słyszał wcześniej, odprawił ich z kwitkiem.Stojąc tam, sięgnął w głąb swego umysłu i przeszukał wieżę.Czarownicy w niej nie było.Teraz, gdy wspinał się po omszałych stopniach prowadzących na zbocze góry, podniósł kołnierz, chroniąc się przed zawirowaniami powietrza.Silny podmuch szczypał go w odsłoniętą skórę twarzy i dłoni.Gdy okrążył podstawę góry, nawet strumień wydał mu się dziwnie spłaszczony — zupełnie jakby coś naciskało na taflę wody.Mały zagajnik powyżej rozjarzył się tajemniczym blaskiem.Ander przymknął na chwilę oczy i spojrzał ponownie.Wiązki bladego promieniowania, migoczące teraz ku niebu niczym płomyki świec ustawionych przypadkowo pośród sękatych konarów, nadal tam były.Nie zauważył nawet, kiedy wiatr stał się bardziej porywisty.Nad jego głową trzasnęła błyskawica, a odpowiedział jej huk pioruna, który wydawał się dobiegać raczej z gór niż z zachmurzonego nieba.Gdy tak szedł ścieżką, lunął nagle rzęsisty deszcz.Momentalnie przemókł do suchej nitki, nie mogąc opanować szczękania zębami.Zmrużył oczy przed blaskiem drugiego pioruna, z trudnością pokonując smagania zimnego deszczu.Zbliżał się do szczytu wzgórza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]