Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- 12 Podwójny kontakt
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jednej chwili miecz Dorlana sczerniał i ze świstem wyprysnął w powietrze.Brule wyciągnął dłoń.Broń przylgnęła do niej natychmiast.- Oto walka dobra ze złem - rzekł, wcale nie triumfalnie, raczej z gorzkim smutkiem.- Cóż widzimy, Dorlanie? Zło podwójne.Dorlan milczał.- Dobro nigdy nie zwycięża, mistrzu - mówił Brule.- Dobro nie ma prawa walczyć, bo walcząc - zmienia się w zło.Walka to zło, Dorlanie.Nie ma świętych wojen.Dlaczegoś nie chciał tego zrozumieć?Upuścił na posadzkę czarne miecze.Zadźwięczały czysto.- Twoje wyspy dobra, ja nazywam małym złem, mistrzu.Staram się, by go przybywało, bo wypieram w ten sposób szare i wielkie zło.I nie walcząc, bo to klęska.Smutno skinął głową,- A miłość.obyś nigdy nie zobaczył, jaka potrafi być „dobra”.Może moja, do tej dziewczyny, jest lepsza niż ta, której bronisz.Teraz idź już, mistrzu.Przykląkł nagle i po raz ostatni oddał hołd swemu nauczycielowi.Potem powstał.- Idź.Starcze.Nie wracaj nigdy, kiedy raz odszedłeś.***Tuliła się do nich z płaczem tak wielkim, że niewiele, a byłby ją zadławił.Ściskała kudłate karki i szyje, drżącymi dłońmi, szlochając spazmatycznie, wywijała ogromne uszy.Stały wielkie i nieruchome; nie uciekały, ale też nie odwzajemniały pieszczot.Były jak kamienie, zimne i obojętne.Nie mogła już tego znieść, ciągle płacząc zerwała się i ciężko pobiegła przed siebie.Pięścią, kurczowo zaciśniętą na Biczu, rozmazywała łzy na policzkach.Czuła żal, wielki, straszny żal.Chwytał ją za gardło i trzymał, trzymał.trzymał.Stanęła wreszcie, nie mogąc biec dalej.Usiadła na ziemi i - pociągając nosem - patrzyła w przed siebie.Dostrzegła nagle, gdzie jest - i przestraszyła się.Brule pokazywał jej to miejsce, dziwny, ułożony z sięgających pasa kamieni labirynt, przykazując, by nie chodziła po nim nigdy.Chciała wstać i odejść, ale nagle przyszło jej na myśl, że nie każde w końcu słowo Brula musi być dla niej święte.Zresztą, nie weszła przecież między kamienie.Była blisko, nic więcej.Zapatrzyła się w niebo, pogodne, jak zawsze w Obszarze.Ocierając z twarzy ostatnie ślady łez, czuła wzmagający się wiatr, gorący i duszny jak rzadko.Wstała wreszcie, by wrócić do zamku.Wszystko nastąpiło tak nagle, że oprzytomniała dopiero wtedy, gdy skrwawiony Bicz pieszczotliwie owinął się wokół jej nogi, jakby zapewniając o swej potężnej opiece i prosząc o nagrodę.To, co zabił na granicy między cieniem Pasm, a światem, unicestwiało swą śmiercią piasek, porywało kłęby gorącego powietrza, przemieniając je w kule lodowatego ognia.Chciała cofać się, zdjęta lękiem, jakiego nigdy nie czuła, nieludzkim i nie z tego świata! Przekazywanym jej wprost przez konającego Strażnika Obszaru.Nie pojmowała, co czuje i widzi.i czy w ogóle TO czuje i widzi.Serce tłukło się w piersi, było jej duszno.duszno, duszno! Ciałem targnął gwałtowny skurcz bólu.Zrobiła krok i uklękła powoli, przyciskając dłonie do wzdętego brzucha.W oczach pociemniało, Potworny ból narastał.Krzyknęła.Potem jeszcze raz.Chwyciła się za włosy, upadając na bok.- Brule! Brule! A!.Dziecko było martwe.Baylay i Karenira, widzieli na wschodzie białe błyskawice i kłęby szkarłatnego dymu, ale nie domyślili się w nich strasznego gniewu, żalu i rozpaczy Brula.Dziecko było człowiekiem.CZŁOWIEKIEM.Prawdziwym, zwykłym, ludzkim noworodkiem.Martwe.Czarne Wybrzeże poznało gniew mędrca Szerni.Z hukiem i łoskotem wylatywały w powietrze całe wzgórza, fioletowy płomień wił się po szerokich plażach, przepalając wydmy i odparowując słoną, morską wodę.Potworni mieszkańcy Złego Kraju ginęli dziesiątkami - miażdżeni, paleni, rozrywani między cofającym się w skurczach cieniem Pasm, a blaskiem świata.Słabsze Porzucone Przedmioty pękały, topiły się od żaru, płonęły, zamieniały w proch.Dalej, w głębi lądu, ponad równinami Obszaru, przetoczył się głuchy, niesamowity krzyk, porywając piasek i kurz; Karenira i Baylay pozostali nietknięci bodaj dlatego tylko, że siedzieli w sercu Martwej Plamy.Zamek także rozpadał się w gruzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]