Podobne
- Strona startowa
- Nana Zola E
- Ziemkiewicz Rafał Wybrańcy Bogów
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko (2)
- Todd Kashdan Curious
- Flawiusz Wojna Zydowska
- McCaffrey Anne Niebiosa Pern (SCAN dal 1040)
- 5387
- ÂŚw. Faustyna Kowalska DZIENNICZEK DUCHOWY
- George Orwell 1984
- Focjusz Kodeksy I
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozległy się szydercze okrzyki.Nagle tłum zauważył ze zdziwieniem, że na pień wszedłdziadek Bonnemort i przemawia wśród zgiełku.Dotychczas Mouque i on siedzieli zadumani,zagubieni jak gdyby w rzeczach minionych.Widocznie stary górnik uległ jednemu z tychnagłych napadów gadatliwości, które zdarzały mu się czasem; przeszłość budziła się w nim,wspomnienia wydobywały się na powierzchnię i słowa godzinami płynęły z jego ust.Zaległogłębokie milczenie.Ludzie słuchali starca, bladego w świetle księżyca jak widmo, a że to, comówił, nie miało bezpośredniego związku z dyskusją i że nikt nie rozumiał tych długich historii,wrażenie było tym większe.Dziadek Bomiemort opowiadał o swojej młodości, o śmierci dwóchwujów zmiażdżonych w le Voreux, o zapaleniu płuc, na które umarła jego żona.Lecz myśl209przewodnia jego słów pozostawała jedna: nigdy nie działo się im dobrze i nigdy nie będzie siędobrze działo.Kiedyś zebrało się ich pięciuset w lesie, bo król nie chciał skrócić im dnia pracy.Starzec urwał i zaczął mówić o innym znów strajku: tyle ich już widział! Wszystkie kończyły sięta pod tymi drzewami, w Plan-des-Dames albo w Charbonnerie, trochę dalej w stronę Saut-du-Loup.Czasem był mróz, a czasem było ciepło.Pewnego razu lał taki deszcz, że musieli sięrozejść.Zjawili się żołnierze królewscy i strzelali. Podnosiliśmy rękę do góry, o, tak, i przysięgaliśmy, że nie zjedziemy na dół.Ach,przysięgałem! Przysięgałem!Tłum słuchał z otwartymi ustami, gdy nagle Stefan, który śledził całą scenę, wskoczył na pieńobok starca.Dostrzegł w tłumie Chawala stojącego wśród przyjaciół w pierwszym szeregu.Namyśl, że i Katarzyna musi tu być, ogarnął go płomień, zapragnął popisać się przed mą swąpopularnością. Towarzysze, słyszeliście, co mówił jeden z najstarszych spośród nas! Te same cierpienia,jakie on znosił, znosić będą nasze dzieci, jeżeli nie skończymy z ciemiężycielami, którzy nasokradają.Był straszny; nigdy jeszcze nie przemawiał tak gwałtownie.Jednym ramieniempodtrzymywał starego Bonnemorta, jak sztandar nędzy i żałoby wołający o pomstę.W krótkichzdaniach opowiedział historię rodu Maheuów, zżartych stuletnią pracą w kopalni, zagłodzonych,wyzyskiwanych, i przeciwstawiał im spasionych bonzów z Zarządu ociekających złotem, całą tębandę akcjonariuszy pogrążonych w lenistwie, rozkoszujących się życiem, od stu latutrzymywanych jak nierządnice.Czyż to nie potworne? Pokolenia górników giną pod ziemią poto, aby było z czego dawać łapówki ministrom, aby arystokraci i burżuje mogli wyprawiaćprzyjęcia i obrastać w tłuszcz siedząc przy kominku! Przesunął przed oczyma zebranychkorowód chorób górniczych, które przestudiował dokładnie: anemia, skrofuły, czarny bronchit,astma, reumatyzm.Nędzarzy rzuca się na pastwę maszyn, stłacza się jak bydło w osiedlachrobotniczych, wielkie Towarzystwa wchłaniają ich powoli, wprowadzają usankcjonowaneprawem niewolnictwo, dążą do tego, aby skupić w swym ręku wszystkich robotników i pracą ichwzbogacić garść nierobów.Ale górnik nie jest już tym nieuświadomionym bydlęciemmiażdżonym we wnętrzu ziemi.W głębi kopalń wzrosła nowa armia, kiełkują ziarna, którepewnego słonecznego dnia rozsadzą skorupę ziemi.I zobaczymy wówczas, czy ktokolwiekośmieli się dać sto pięćdziesiąt franków rocznej pensji starcowi, który przepracował czterdzieści210pięć lat, pluje węglem i cierpi na puchlinę wodną.Tak! praca policzy się z kapitałem, tymbezosobowym bożyszczem nie znanym robotnikowi, ukrytym gdzieś w swej świątyni iżywiącym się krwią biedaków.Dotrą do niego kiedyś, w świetle pożarów zajrzą mu w oczy,zatopią go we krwi, tego plugawego wieprza, tego potwornego bożka obżartego mięsemludzkim.Zamilkł, lecz gest jego wyciągniętej ręki, obejmującej horyzont od jednego krańca po drugi,wskazywał nieprzyjaciela
[ Pobierz całość w formacie PDF ]