Podobne
- Strona startowa
- Hannah Sophie Konstabl Simon Waterhouse 4 Druga połowa żyje dalej
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Gordon R. Dickson Smoczy rycerz t.2
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Dav
- Chmielewska Joanna Boczne drogi
- TAPCZAN Z PODWÓJNYM MATERACEM Wiesława Kwiatkowska
- Dunant Sarah Krew i Piękno
- McNaught Judith Raj
- defoe daniel przypadki robinsona kruzoe (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lord Keith był wysokim, siwiejącym mę\czyzną.Wdziwny sposób przywodził na myśl rozzłoszczonego lwa - jego oczy płonęły wściekłością.- To właśnie ten młody człowiek, o którym mówiłam, admirale - wyjaśniła Queeney, poprawiając szybkimruchem niewidoczną fałdę na kurtce blednącego gwałtownie Jacka, i błysnęła złotym pierścieniem tu\ przed jegonosem.- Kąpałam go kiedyś i brałam do swego łó\ka, gdy miał złe sny.Podobne słowa mogły się okazać nie najlepszą rekomendacją - wypowiadała je młoda \ona prawiesześćdziesięcioletniego admirała.Na szczęście poskutkowały.- Och.- odezwał się lord znacznie spokojniejszym tonem.- Tak, zapomniałem.Proszę mi wybaczyć.Mam podkomendą tylu kapitanów, a niektórzy z nich to prawdziwi rozpustnicy.- A niektórzy z nich to prawdziwi rozpustnicy", powiedział, przeszywając mnie na wylot zimnymi iświdrującymi oczami - opowiadał Jack, napełniając kieliszek Stephena Maturina.Wyciągnął się wygodnie nawyściełanej poduszkami skrzyni.- Sumienie podpowiadało mi, \e rozpoznał mnie, mimo i\ spotkaliśmy siędotąd tylko trzykrotnie - za ka\dym razem w gorszych dla mnie okolicznościach.Pierwszy raz widział mnie kołoprzylądka Dobrej Nadziei na starym Reso", jako podchorą\ego.On był wtedy jeszcze kapitanem i nazywał sięElphinstone.Wszedł na pokład w dwie minuty po tym, jak kapitan Douglas postawił mnie pod masztem.GdyElphinstone zapytał o moje przewinienie, Douglas odpowiedział: Ten przeklęty chłopak jest wstrętnymdziwkarzem.Postawiłem go pod masztem, \eby nauczył się porządku".- Czy to jakieś szczególnie dobre miejsce do nauki? - zapytał Stephen.- Có\.Na pewno łatwiej jest im wtedy uczyć posłuszeństwa - wyjaśnił Jack z uśmiechem.- Mogą na przykładprzywiązać człowieka do gretingu i starannie odbić mu wątrobę biczem.Postawienie pod masztemrównoznaczne jest ze zdegradowaniem podchorą\ego, który przestaje być wówczas młodym d\entelmenem, astaje się zwykłym marynarzem.Je posiłki i mieszka w kubryku razem z szeregową załogą.Ka\dy, kto ma wręku trzcinę lub koniec liny, ma prawo bezkarnie złoić mu skórę.Mo\na te\ zostać ukaranym chłostą.Nie wie-rzyłem, \e Douglas tak ze mną postąpi, chocia\ wiele razy groził.Był przyjacielem mojego ojca i wydawało misię, \e mnie lubi.Mimo to ukarał mnie w ten sposób i dopiero po sześciu miesiącach z powrotem zostałemmianowany podchorą\ym.W końcu byłem mu za to wdzięczny, gdy\ dzięki niemu nauczyłem się rozumiećzałogę.Oni byli zresztą wobec mnie przez cały czas bardzo serdeczni.Wtedy płakałem jednak tak gorzko, \eczasem brakowało mi łez, cha, cha, cha.- Dlaczego był wobec pana a\ tak surowy? Jaki był bezpośredni powód kary?- Och.Chodziło o dziewczynę.Aadną Murzyneczkę imieniem Sally - odparł Jack.- Przypłynęła z handlarzemportowym, a ja ukryłem ją w komorze łańcuchowej.Prawdę mówiąc, nie tylko o to chodziło.Nie zgadzałem sięz kapitanem Douglasem w wielu sprawach, głównie posłuszeństwa, wstawania wcześnie rano oraz szacunkuwobec nauczyciela (mieliśmy nauczyciela na pokładzie, nałogowego pijaka o nazwisku Pitt).i jedzenia flaków.56Po raz drugi lord Keith miał okazję mnie widzieć, gdy byłem piątym na Hannibalu", a funkcję pierwszegoporucznika sprawował ten cholerny głupiec Carrol.Jedyną rzeczą, jakiej nienawidzę bardziej od przebywania nalądzie, jest wykonywanie rozkazów idioty, którego w dodatku nie mo\na nazwać marynarzem.Ten człowiek byłtak irytujący, tak uparcie wymagał przestrzegania jakichś nieistotnych przepisów regulaminu, \e wprostzmuszony byłem wyzwać go na pojedynek.Tego właśnie chciał: pobiegł do kapitana i o wszystkim muzameldował.Kapitan Newman uznał to za nonsens, ale zostałem zobowiązany do przeprosin.Nie mogłemjednak się na nie zgodzić, bo nie miałem za co przepraszać.Racja była po mojej stronie, chyba mnie panrozumie.Skończyło się na tym, \e stanąłem przed sześcioma starszymi kapitanami i dwoma admirałami.Jednymz owych admirałów był lord Keith.- Jak to się wtedy skończyło?- Konfliktowość.Udzielono mi oficjalnej nagany za nadmierną dra\liwość i konfliktowość.Pózniej był jeszczetrzeci raz, lecz nie chcę opowiadać szczegółów.- Jack zawiesił głos.- To ciekawa sprawa, wie pan.- odezwałsię po krótkim namyśle, patrząc w okno.- To niezwykle ciekawe, bo przecie\ takich ludzi nie mo\e być w RoyalNavy zbyt wielu.Myślę o cholernych durniach, którzy dosłu\yli się wysokich stopni, nie będąc nigdyprawdziwymi marynarzami.Pomijam oczywiście tych bogatych.Ja tymczasem miałem szczęście trafićprzynajmniej na dwóch takich bałwanów.Tym razem myślałem, \e moja kariera definitywnie się zakończyła.Tak jak \ycie tego nieszczęsnego Borwicka.Spędziłem na lądzie osiem miesięcy, w głębokiej melancholii.Wybierałem się do miasta, gdy było mnie na to stać, i godzinami przesiadywałem w tej przeklętej poczekalni, wAdmiralicji.Sądziłem ju\, \e nigdy więcej nie dadzą mi wrócić na morze, \e spędzę resztę \ycia jako nędznieopłacany porucznik.Gdyby nie skrzypce i polowanie na lisa, gdy tylko mogłem dosiąść konia, chybabym sięwtedy powiesił.Podczas tamtego Bo\ego Narodzenia widziałem Queeney po raz ostatni.No i potem krótko, wLondynie.- Czy to pańska ciotka? A mo\e kuzynka?- Ale\ nie.Nie ma między nami \adnego pokrewieństwa.Wychowaliśmy się jednak razem.Powinienem raczejpowiedzieć, \e to ona mnie wychowała.Odkąd pamiętam, zawsze była dla mnie du\ą dziewczynką, choć wrzeczywistości ró\nica wieku między nami nie jest większa ni\ dziesięć lat.Queeney jest taka kochana i dobra.Jej rodzina mieszkała w Damplow, posiadłości poło\onej tu\ obok naszej, prawie w naszym parku.Po śmiercimatki spędzałem tam tyle samo czasu co w rodzinnym domu.Więcej nawet.- powiedział Jack zamyślony,wpatrując się w tarczę kompasu nad swoją głową.- Czy jest panu mo\e znany doktor Johnson? Dictionary Johnson?- Oczywiście! - zawołał Stephen dziwnie poruszony.- To jeden z najbardziej godnych szacunku współczesnychuczonych.Nie mogę, co prawda, zgodzić się ze wszystkimi jego stwierdzeniami, oprócz tego, co mówi oIrlandii, lecz bardzo go cenię.Co ciekawe, to on był bohaterem jednego z moich snów, nie dalej jak tydzieńtemu.To naprawdę zaskakujące, \e wymienił pan dziś to nazwisko.- Rzeczywiście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]