Podobne
- Strona startowa
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 1 Zabojca strachu
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Koontz Dean R Nocne dreszcze
- Koontz Dean R W okowach lodu
- Koontz Dean R Zimny ogien
- Dean R. Koontz Odwieczny Wrog
- Dean R. Koontz Nocne dreszcze
- Dean Koontz Drzwi do grudnia
- Cook Glen A Imie Jej Ciemnosc
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- erfly06132.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieszczanie zajmowali się swoją codzienną robotą, a cieśle okrętowi, którzy pomagali przy wymianie kół na płozy, tak po prostu wrócili do swoich stoczni.Cała oficjalna delegacja składała się z ministra Mirmiba i jego dwóch doradców, którzy wyszli im na spotkanie do doku.– Pani Landgraf K’ferr Shri-Vehm wita was ponownie w Moulokinie, moi przyjaciele.Nasz oddech jest waszym ciepłem.Dziś wieczorem zostanie wydana uczta, żeby uczcić wasz niespodziany, tym niemniej mile widziany powrót i wtedy będziecie mogli szerzej opowiedzieć nam o tej cudownej historii, którą dla nas odkryliście.– Cudownej nie jest właściwym słowem – zwrócił się Ethan do ministra.– Znaczącej byłoby lepsze.Między innymi pokazuje ona, że ta wasza nowa konfederacja nie jest czymś tak mało prawdopodobnym, jak początkowo sądziliśmy, ponieważ kiedyś wszyscy tranowie żyli w obrębie dużo silniejszej unii.– Unii, którą wciąż na nowo niszczył klimat bardziej osobliwy, niż potrafię sobie wyobrazić, a przynajmniej tak twierdzą pogłoski, które przekazali mi nasi cieśle – odparł Mirmib.Jak się okazało, wieczorna uczta przeciągnęła się na kilka dni, podczas których załoga cieszyła się gościnnością Moulokinu.Ich opowieści wywołały wśród ludności miasta szerokie, żywe spekulacje i dyskusje.Niektóre historie pasowały jak ulał do miejscowych wierzeń, które potwierdzone w ten sposób z jednej strony zyskiwały na mocy, ale z drugiej osłabiało je silne powiązanie ze światem realnym.* * *Kiedy przyszedł moment, w którym jak zdecydowano, Slanderscree miała ruszyć w okrężną drogę powrotną do Asurdunu, Moulokińczycy wreszcie wyzbyli się swojej niedbałej rezerwy.Porzucili zajęcia, stłoczyli się wokół portu i dawali głośno i z entuzjazmem wyraz spontanicznym życzeniom bezpiecznej podróży i pomyślnych wiatrów dla swoich nowych przyjaciół i sojuszników.Kiedy ostatnie okrzyki warty patrolującej zewnętrzną bramę złączyły się z wiatrem wiejącym z kanionu, kliper lodowy pomknął po zamarzniętym morzu.Zamiast jechać równolegle do urwiska, Ta-hoding ruszył kursem na północ.Mieli przeciąć bezkresny wał ciśnieniowy w innym punkcie, żeby uniknąć spotkania z pozostałymi ewentualnie w tyle siłami Poyolavomaara; mogły na wszelki wypadek pilnować ich pierwszego przejazdu przez tę nierówną barierę z potrzaskanych kawałków lodu.Ethan stał na pokładzie sterowym i przyglądał się, jak kanion kryjący Moulokińczyków zostaje za nimi w tyle.Ta-hoding żywo człapał dookoła koła sterowego, radosny jak kocię.Jego sternicy również wyglądali na szalenie zadowolonych nie wiadomo z czego.Kiedy poprosił kapitana, żeby wyjaśnił, czemu ma taki rozanielony wyraz twarzy, ten odpowiedział:– Czemu nie mielibyśmy być szczęśliwi, przyjacielu Ethanie? Żeglujemy mając pod płozami gładki, czysty lód, zamiast nieprzewidywalnych skał i ziemi.Wiem teraz, że jeżeli rozkażę ludziom na maszcie przesunąć reję o jeden jahn na prawo, Slanderscree zareaguje dokładnie tak – i naszkicował w powietrzu jej reakcję zamaszystym ruchem długiego ramienia.Już nie musimy zgadywać, jaki będzie wynik naszych manewrów.Już nie musimy.– Hej tam, na pokładzie! – dobiegł ich okrzyk obserwatora z głównego masztu.– Żagiel o pięć kijatów na lewo!– Pewnie jakiś kupiec, kierujący się do miasta.– Ta-hoding z natężeniem wpatrywał się we wskazanym kierunku.Na horyzoncie nie było widać najmniejszej plamki.– Hej tam, na pokładzie! – Na naglącą nutę, która brzmiała we wrzasku obserwatora, wolni żeglarze poszifowali do poręczy.– Jeszcze cztery żagle z tym pierwszym.nie, pięć! Jeszcze więcej!– Czy sądzisz może, przyjacielu Ethanie.– Zatroskane mu Ta-hodingowi zdanie zamarło na ustach.Jego jowialny humor zniknął.Po jednej z lodowych ramp z głównego pokładu wpadł na pokład sterowy Hunnar z szeroko rozpostartymi danami.Opuścił ramiona i dany, wytracił szybkość i zahamował w deszczu okruchów lodu, potem podjechał niecierpliwie, żeby dołączyć do kapitana i Ethana.– Zawracaj, kapitanie.– Jego głos był posępny.– Może to być niezwykle wielka grupa kupców podróżujących razem dla bezpieczeństwa, ale lepiej nie ryzykujmy.Jak gdyby na potwierdzenie ich najgorszych podejrzeń rozległ się znowu głos obserwatora.– Osiem, dziewięć.widzę co najmniej piętnaście, a może jeszcze więcej!– To musi być flota Poyolavomaaru.Czekali przez cały ten czas, mając nadzieję, że wrócimy.A niech to!– Ta dziewczyna Teeliam miała rację.– Hunnar wbił spojrzenie w horyzont za lewą burtą.– Kto mógłby lepiej wiedzieć, czego pragnie ten szaleniec, niż ta, która była ofiarą jego żądz? Zawracaj, kapitanie.Ale Ta-hoding już zdążył wyrzucić z siebie całą rzekę rozkazów do wszystkich w zasięgu jego głosu.Kiedy zakończył, znowu zaczął wpatrywać się w tym samym kierunku, co Hunnar i Ethan.– Trudno powiedzieć, co się może wydarzyć.– Pulchny kapitan miał zatroskany wyraz twarzy.– Nie możemy zakręcić w prawo, bo to by nas zaniosło prosto w urwisko.Żeby posuwać się pod wiejący z kanionu wiatr, musimy mieć za sobą wiatr zachodni.A przecież oni już się tak ustawili, żeby to wykorzystać.Nie mamy wyboru, musimy wziąć kurs na nich, chwycić wiatr zachodni od prawej burty i zawrócić do Moulokinu.– Wbił wzrok w Hunnara.– Możemy wjechać w ich tratwy na szpicy, zanim zdołamy zawrócić.– Zajmij się swoim statkiem, przyjacielu kapitanie.Ja się zajmę innymi sprawami.– Hunnar podniósł rękę do góry i zjechał znowu na główny pokład, już obmyślając sposób odepchnięcia potencjalnych napastników.Nie mająca akurat warty załoga wylała się na pokład.Niektórzy z żeglarzy przecierając oczy ze snu przypasywali miecze i zapinali zbroje.Ethan nie przestawał wpatrywać się w horyzont, kiedy dziób klipra zaczął zataczać łuk i kierować się prosto na pędzące w ich kierunku tratwy Poyów.Ale wtedy ich przeciwnicy zbliżyli się już na taką odległość, że obserwatorzy w olinowaniu byli w stanie rozróżnić oznakowania i bandery.Słaba nadzieja, że statki mogą stanowić część jakiejś olbrzymiej flotylli kupieckiej, rozwiała się.Krępy, zasuszony tran wszedł na pokład sterowy i stanął obok Ethana.Balavere Longax, najbardziej szanowany, najwyższy rangą wojownik Sofoldu, pokazał na lewo uzbrojonym w pazur palcem.Pazur był dziobaty i tępy, przypominał kawałek pooranego bruzdami skalenia, osadzony na czubku szarej gałęzi.– Piechota – burknął.– Wolniejsza od tratw, ale zwinniejsza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]