Podobne
- Strona startowa
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Foster Alan Dean Tran ky ky Lodowy Kliper
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Foster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodzšca Burza
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- Foster Alan Dean Spotkanie na Mimban
- Dean R. Koonz Ziarno Demona (2)
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 1 Zabojca strachu
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- Eschbach Andreas Bilion dolarów
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rossner podszedł do biurka, wrócił z płótnem.- Peter, pomożesz mu to rozłożyć na podłodze.Minutę później dziewięć stóp grubego bawełnianego pokrowca pokryło środek pokoju.- Michel, stań tu na środku.Francuz usłuchał.- Michel, kto ja jestem?- Ty jesteś klucz.- A ty kto jesteś?- Ja jestem zamek.- Będziesz robił, co ci każę.- Tak.Oczywiście - powiedział Picard.- Rozluźnij się, Michel.Jesteś bardzo rozluźniony.- Tak.Czuję się świetnie.- Jesteś bardzo szczęśliwy.Picard uśmiechnął się.- Pozostaniesz bardzo szczęśliwy bez względu na to, co cię spotka w ciągu kilku następnych sekund.Zrozumiano?- Tak.Salsbury wyjął z kieszeni białego laboratoryjnego kitla długą na trzy stopy, nylonową linkę.- Weź to, Peter.Zarzuć Michelowi na szyję, jakbyś zamierzał go udusić, ale na razie nic dalej nie rób.Holbrook stanął za Francuzem i zarzucił mu linkę na szyję.- Michel, jesteś rozluźniony?- O tak.Zupełnie.- Teraz trzymaj ręce luźno.Będziesz je tak trzymał, dopóki nie każę ci nimi poruszyć.- W porządku.- Picard nadal się uśmiechał.- Będziesz uśmiechał się tak długo, jak będziesz mógł.Tak.- A nawet kiedy już nie będziesz mógł się uśmiechać, wiedz, że to dla twojego dobra.Picard uśmiechał się.- Glenn, ty będziesz się przyglądał.Nie bierzesz udziału w małym przedstawieniu, które ta dwójka zaraz odegra.- Nie będę brał udziału - powtórzył Rossner.- Peter, wykonuj to, co ci każę.Wielki mężczyzna skinął głową.- Bez wahania.- Bez wahania- Uduś Michela.Uśmiech Francuza zgasł, lecz tylko na ułamek sekundy.Holbrook szarpnął obydwa końce linki.Picard rozwarł gwałtownie usta, jakby chciał krzyczeć, ale zabrakło mu głosu.Zaczął się dusić.Mimo że Holbrook miał koszulę z długimi rękawami, Salsbury widział, jak mu nabrzmiewają mięśnie na grubych ramionach.Każdy rozpaczliwy oddech Picarda rozlegał się wysokim, klekoczącym charkotem.Oczy wylazły mu z orbit.Twarz zsiniała.- Ciągnij mocniej - powiedział Salsbury.Anglik wypełnił polecenie.Zawzięta, wyszczerzona nie w uśmiechu, ale z wysiłku twarz upodobniła się do trupiej czaszki.Picard osunął się na Holbrooka.Holbrook zrobił krok do tyłu.Picard padł na kolana.Ręce nadal trzymał luźno wzdłuż boków.Nie podjął najmniejszej próby ratowania się.- A niech to piekło pochłonie! - szepnął Klinger, zdumiony, oszołomiony, niemal niezdolny wydusić z siebie głosu.Wstrząsany konwulsjami Picard stracił kontrolę nad zwieraczem.Salsbury był zadowolony, że zadbał o pokrowiec.W chwilę potem, dokończywszy zadania, Holbrook cofnął się od Picarda.Garota zostawiła głębokie, zaognione, czerwone ślady po wewnętrznej stronie jego dłoni.Salsbury wyjął inny kawałek linki z innej kieszeni kitla i podał Rossnerowi.- Wiesz, co to jest, Glenn?- Tak.- Poprzednio Amerykanin beznamiętnie obserwował Holbrooka mordującego Francuza.- Glenn, podaj linkę Peterowi.Bez chwili zastanowienia Rossner włożył drugą garotę w ręce Anglika.- Teraz stań do Petera plecami.Rossner odwrócił się.- Jesteś rozluźniony, Peter?- Nie.- Rozluźnij się.Uspokój.Nie martw się o nic.To rozkaz.Zmarszczki na twarzy Rossnera wygładziły się.- Jak się czujesz, Glenn?- Na luzie.- Dobrze.Nie będziesz próbował zatrzymać Petera przed wypełnieniem moich rozkazów, niezależnie od tego, jakie będą.- Nie będę się wtrącał - powiedział Rossner.Salsbury odwrócił się do Anglika.- Zarzuć tę linkę Glennowi na szyję, tak jak Michelowi.Holbrook ze zręcznością profesjonalisty zarzucił linkę i zacisnął.Był gotów.Czekał na rozkazy.- Glenn - spytał Salsbury - czy jesteś spięty?- Nie.Jestem rozluźniony.- To znakomicie.Świetnie.Dalej będziesz rozluźniony.Za chwilę każę Peterowi zabić cię, a ty pozwolisz mu na to.Czy to jasne?- Tak.Rozumiem.- Wciąż był spokojny.- Czy nie chcesz żyć?- Nie, nie.Chcę żyć.- To dlaczego chcesz umrzeć?- Ja.ja.- Mężczyzna wyglądał na zdezorientowanego.- Chcesz umrzeć, ponieważ odmówienie wykonania rozkazu klucza i tak oznacza ból i śmierć.Prawda, Glenn?- Tak jest.Salsbury uważnie szukał oznak paniki u dwóch mężczyzn.Nic.Śladu napięcia.Smród ze zbrukanego ciała Michela Picarda był wszechobecny i coraz ostrzejszy.Rossner orientował się bezbłędnie, co go czeka.Widział, jak umierał Michel.Powiedziano mu, że sam umrze podobnie.Tymczasem stał nieruchomo i nie wyglądał na przestraszonego.Wolał śmierć - prawie samobójczą - niż nieposłuszeństwo.Po prostu coś podobnego nie przychodziło mu do głowy.- Absolutna, totalna kontrola - rzekł generał.- A równocześnie nie wyglądają ani nie zachowują się jak zombi.- Bo to nie zombi.Nie ma tu nic nadnaturalnego.Tylko skuteczna technika modyfikacji zachowań.- Salsbury przeżywał moment uniesienia.- Peter, daj mi linkę.Dziękuję.Obaj spisaliście się dobrze.Wyjątkowo dobrze.Teraz przenieście ciało Michela do pokoju obok.Poczekajcie tam na dalsze rozkazy.Jak para robotników, ustalających najszybszy sposób przemieszczenia stosu cegieł, Rossner i Holbrook szybko omówili zlecenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]