Podobne
- Strona startowa
- Mroz Remigiusz Zaginiecie Remigiusz Mroz
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 1 Zabojca strachu
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Koontz Dean R Nocne dreszcze
- Koontz Dean R W okowach lodu
- Koontz Dean R Zimny ogien
- Dean R. Koontz Odwieczny Wrog
- Dean R. Koontz Nocne dreszcze
- Carroll Jonathan Calujac ul (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chaz niespokojnie spojrzał w tamtym kierunku. Może powinniśmy jeszcze raz wszystko rozważyć.Skoro znalezliśmy drogę na dół,moglibyśmy ją dokładnie oznaczyć i wrócić tu z pomocą. Z jaką pomocą? Will kopnął na bok leżący kamień. Myślisz, że udałoby sięsprowadzić opancerzonego ankylozaura lub tarbozaura po tak wąskim szlaku? To chociaż moglibyśmy przyprowadzić więcej ludzi. Rada Miasta Drzew podejmie decyzję.Ale zanim to nastąpi, dla rodziny Keelk możebyć za pózno.To, co robimy, może nie jest najrozsądniejszą rzeczą pod słońcem, ale myślę, żetak trzeba. Will spojrzał w kierunku struli.Nie znając ludzkiej mowy, nie mogła zareagować najego słowa. Wiem, wiem. zgodził się w końcu Chaz.Uciął ostrym dziobem kusząco wyglądającągałązkę i zaczął ją żuć w zamyśleniu.Miała mocny, miętowy, przyjemny smak. To całkiemdobre powiedział.Ostatni smaczny posiłek wielkodusznego skazańca. Nie bądz takim pesymistą. Will zaczekał, aż protoceratops znajdzie się przed nim.W razie kłopotów możemy się rozdzielić. Czyżby? Wszystko bardzo pięknie, jeśli chodzi o was dwoje.A co ze mną? Czy jestempterodaktylem, żeby się przyczepić do pionowej skalnej ściany? westchnął rozdzierającotłumacz. Jakim cudem dałem się na to namówić?Will przyjaznym gestem położył dłoń na kryzie sięgającego mu do brzuchaprotoceratopsa. O ile sobie przypominam, nie chciałeś zostać.Twoja wrodzona odwaga i życzliwość niepozwoliły ci puścić nas samych.Przejmujesz się losem innych i dlatego nie obawiasz się narażaćdla nich życia. Cóż.owszem. Tłumacz ruszył przed siebie bardziej sprężystym krokiem.Oczywiście, że to prawda.Rozległ się trzask, jakby ktoś złamał nagle dużą gałąz.Zamarli, wpatrując się z uwagą wto miejsce, z którego dobiegł dzwięk, nie mając odwagi nawet odetchnąć.Stojąc w całkowitymbezruchu, Keelk przypominała wyglądem nieduże drzewko.Szczupły i wy prostowany Will mógłnatomiast z łatwością ukryć się za jednym z prawdziwych drzew.Tylko różowożółte cielskoChaza odbijało od morza zieleni. To nic takiego szepnęła Keelk ruszając dalej.Chaz poczłapał obok Willa, przysuwając się do niego bardzo blisko. Powiedz mi to jeszcze raz mruknął cicho. Wiesz, to o mojej odwadze.Tak nawszelki wypadek.%7łebym o tym nie zapomniał. XIVDo następnego ranka przeszli szmat drogi.Zbliżało się południe, gdy zatrzymali się nalunch.Will miał właśnie zasięgnąć opinii Keelk w sprawie kierunku marszu, gdy ze zdumieniemspostrzegł, że struti stoi bez ruchu z kiścią małych zielonych owoców w palcach.Zamarła wpozie najwyższego napięcia, wlepiwszy wytrzeszczone oczy w gęstwinę. O co chodzi? Will rozejrzał się uważnie, ale nie dostrzegł niczego nadzwyczajnego.Nie usłyszał również niczego poza normalnym śpiewem ptaków i brzęczeniem owadów.Naczoło wystąpiły mu krople potu.Południe było tuż, tuż.O tej najgorętszej porze dnia wDeszczowej Dolinie powinno być niewiele ruchu.Znów spojrzał na Keelk.Musiała coś usłyszeć lub zauważyć.To nie ulegało wątpliwości. Jacyś intruzi?Nie odwracając się, przeciągnęła wierzchem prawej łapy po dziobie, sygnalizując tymwymownym gestem, by siedział cicho.I wtedy usłyszał.Ciężki, głęboki oddech, brzmiący jak basowy kontrapunkt na tle świergotu ptaków.Towarzyszył mu odgłos, który mógł być jedynie przytłumionym hukiem walącego się lasu.Chazzaczął się wycofywać na czterech nogach, aż oparł się tyłem o najbliższe wielkie drzewo.Nagrzbiet opadło mu jakieś pnącze i Will myślał przez chwilę, że przerażony mały protoceratopswyskoczy ze skóry, ale nie spisał się dzielnie, nie wydając najmniejszego dzwięku.Zciszając głos do szeptu, Will nachylił się w kierunku tłumacza, Zapytaj ją, co się dzieje.Zapytaj, co.Zanim zdążył dokończyć, Keelk odpowiedziała serią ostrych, twardo modulowanychćwierknięć. Mówi, że musimy stąd ruszać. Chaz słuchał uważnie. Nie.Nie ruszać.Uciekać!Mówi, że musimy uciekać!Gdy protoceratops tłumaczył, sthruthiomimus zaczęła się oddalać, przestępując ostrożnieleżącą kłodę. Uciekać? Ale dokąd? Wytężając wzrok do granic możliwości, Will w dalszym ciągunie był w stanie niczego dostrzec. W głąb lasu.Chaz niechętnie opuścił drzewo, jakby to był ostatni bastion, Will rzucił się tymczasemdo pakowania resztek lunchu.Musieli się obaj bardzo starać, by dogonić swą podnieconąprzewodniczkę.Na Chaza przyszły teraz trudne chwile, zwłaszcza gdy Will przeszedł w kłus
[ Pobierz całość w formacie PDF ]