Podobne
- Strona startowa
- Foster Alan Dean Tran ky ky Czas na potop
- Foster Alan Dean Tran ky ky Lodowy Kliper
- Foster Alan Dean Tran ky ky Misja do Moulokinu
- Foster Alan Dean Gwiezdne Wojny Nadchodzšca Burza
- Foster Alan Dean Zaginiona Dinotopia
- Foster Alan Dean Spotkanie na Mimban
- Dean R. Koonz Ziarno Demona (2)
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 1 Zabojca strachu
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- Wilbur Smith Gdy Poluje Lew
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skąd, u diabła, mogliby je znać?- Mogła je usłyszeć dziewczynka, kiedy mówiłeś do Thorpa albo do jej brata.- Nie - powiedział.- To niemożliwe.Stanęła w drzwiach dopiero wówczas, gdy zrezygnowałem z uzyskania kontroli nad jej bratem, a już miałem kontrolę nad Thorpem.- Czy próbowałeś otworzyć ją hasłem?Próbowałem? - zastanawiał się Salsbury.Pamiętam, że gdy ją zobaczyłem, to zrobiłem krok w jej kierunku, ale nie udało mi się jej złapać.Czy wypowiedziałem wówczas hasło?Odrzucił to twierdzenie, gdyż akceptując je, zaakceptowałby porażkę, całkowitą klęskę.- Nie - odpowiedział Dawsonowi.- Nie miałem czasu na użycie hasła.Zobaczyłem ją, a ona odwróciła się i szybko uciekła.Pobiegłem za nią, ale już jej nie było.- Jesteś absolutnie pewien?- Absolutnie.Spoglądając na Salsbury’ego z nieukrywanym obrzydzeniem, generał powiedział:- Powinieneś przewidzieć rozwój wydarzeń z Edisonami.Powinieneś wiedzieć o tej bibliotece, o tym jego hobby.- W jaki sposób, do diabła, mogłem to przewidzieć? - spytał Salsbury.Twarz miał purpurową.Krótkowzroczne oczy za grubymi szkłami wybałuszył jeszcze bardziej niż zwykle.- Gdybyś wypełnił swoje zadanie.Zadanie! - prychnął Salsbury pogardliwie.Złością maskował strach, który chciał ukryć przed Dawsonem i Klingerem.- To nie jest śmierdzące wojsko.Ernst, a ja nie jestem jednym z twoich padających na twarz szeregowców.Klinger odwrócił się od niego, podszedł do okna i powiedział:- Może byłoby lepiej, gdybyś nim był.- Chryste! - Salsbury wolał, by generał patrzył na niego, ponieważ zdawał sobie sprawę, że dopóki Klinger czuje się na tyle pewnie, żeby stać do niego plecami, on jest słabszy.- Gdybym był nie wiem jak ostrożny.- Dość tego - odezwał się Dawson.Mówił spokojnie, ale tak władczo, że Salsbury przerwał w pół zdania, a generał odwrócił się od okna.- Nie mamy czasu na kłótnie i oskarżenia.Musimy znaleźć tych ludzi.- Nie wydostali się z miasta przez wschodni kraniec doliny oznajmił Salsbury.- Wiem, że jest dobrze pilnowany.- Myślałeś też, że dobrze zabezpieczyłeś ten dom - wtrącił Klinger.- Ale ci się wymknęli.- Wstrzymaj się z tymi zgryźliwymi uwagami, Ernst - powiedział Dawson.Uśmiechał się po ojcowsku, po chrześcijańsku, i kiwał głową do Salsbury’ego.Ale w jego czarnych oczach płonęła tylko nienawiść i wściekłość.- Zgadzam się z Ogdenem.Jego środki ostrożności zastosowane na wschodnim krańcu są z pewnością niezawodne.Chociaż możemy rozważyć zwiększenie posterunków wzdłuż rzeki i w lasach teraz, gdy zapadła noc.I sądzę, że Ogden zabezpieczył również drogi drwali.- Są dwie możliwości - rzekł Klinger, zdecydowawszy się odegrać rolę stratega.- Pierwsza: nadal znajdują się w mieście, gdzieś ukryci, i czekają na sposobność ominięcia blokady drogowej lub ludzi pilnujących rzeki.Druga - to że zamierzają iść przez góry.Wiemy od Thorpa, że są doświadczonymi turystami.Bob Thorp stał przy drzwiach niczym warta honorowa.- To prawda - powiedział.- Mam na to inny pogląd - zaprotestował Salsbury.- Chodzi mi o to, że mają ze sobą jedenastoletnią dziewczynkę.Będzie ich hamowała.Potrzeba wielu dni, żeby znaleźli tą drogą pomoc.- Ta dziewczynka spędziła większość wakacji w ciągu ostatnich siedmiu lat w lych lasach - rzekł generał.- Nie musi być dla nich aż takim ciężarem, jak myślisz.Poza tym, jeśli ich nie zlokalizujemy, wyrządzą takie same szkody bez względu na to, czy znajdą pomoc jutro, czy dopiero w połowie przyszłego tygodnia.Dawson zastanowił się nad tym.- Jeśli chcą przejść przez góry sześćdziesięciomilowym obejściem do Bexford, to ile mogą już mieć mil za sobą?- Trzy, może trzy i pół mili - odpowiedział Klinger.- Nie więcej?- Wątpię.Musieliby zachować sakramencką ostrożność, opuszczając miasto, jeśli nie chcieli, żeby ich ktoś zobaczył.I iść bardzo wolno, stając co kilka jardów przez pierwszą milę.W lesie potrzeba im trochę czasu na złapanie dobrego tempa.A mała, jeśli nawet czuje się w lesie jak w domu, będzie ich trochę hamować.- Trzy i pół mili - powtórzył w zamyśleniu Dawson.- To znaczy między tartakiem Big Union a plantacjami drzew?- Gdzieś tam.Dawson przymknął oczy i zdawało się, że odmawia krótką, cichą modlitwę.Usta poruszyły mu się lekko.Potem nagle otworzył oczy, jakby doznał objawienia, i powiedział:- Zaczniemy od zorganizowania poszukiwań w górach.- To absurd - zaprotestował Salsbury, choć zdawał sobie sprawę, że Dawson prawdopodobnie uważa swój plan za boską inspirację, udział ręki samego Pana.- To będzie, jak.cóż, jak szukanie igły w stogu siana.- Mamy blisko dwustu ludzi w osiedlu.- Głos Dawsona był tak zimny, jak ciało chłopca w sąsiednim pokoju.- A każdy z nich zna te lasy na wylot.Zarządzimy mobilizację.Uzbroimy ludzi w siekiery, karabiny i strzelby.Damy im latarki i lampy Colemana.Wsadzimy na ciężarówki i dżipy, wywieziemy jakąś milę za osiedle drwali.Rozwiną się w tyralierę i będą się cofać.W czterdziestostopowych odstępach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]