Podobne
- Strona startowa
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 1 Zabojca strachu
- Koontz R. Dean W okowach lodu (SCAN dal 1154)
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Koontz Dean R Nocne dreszcze
- Koontz Dean R W okowach lodu
- Koontz Dean R Zimny ogien
- Dean R. Koontz Odwieczny Wrog
- Dean R. Koontz Nocne dreszcze
- Dean Koontz Drzwi do grudnia
- Anne Holt Hanne Wilhelmsen 03 ÂŚmierc Demona
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- oknaszczecin.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Koczownik, który został na lodzie, poprowadził ich przez przerwę w pierścieniu barbarzyńców.Kiedy przejeżdżali przez to niepiękne zbiorowisko, podniósł się cichy pomruk.Wielu z wojowników Bicza oprócz szpetnie pogiętych zbroi miało na sobie bandaże i łupki.Nastrój wśród nich panował iście morderczy i Ethan miał nadzieję, że Hunnar wie, co robi, zgadzając się na tę wymianę.Mijali oddziały koczowników szifujących w kierunku pierścienia.Niewątpliwie trwały przygotowania do ostatecznego szturmu.Myśli Septembra szły podobnym torem.– Znowu przygotowują się do ataku.– Czy można było mieć jakąkolwiek wątpliwość? – zdziwił się Hunnar.– Bardziej zdumiewa mnie ta prośba o rozmowy.Czy ona myśli, że będziemy na tyle głupi i się poddamy?– Jaki by nie był tego powód, ciesz się – odparł September.– Pozwala nam to zyskać na czasie.– Słuchaj – powiedział Ethan – czy jesteś pewien, że uda nam się wrócić na tratwę? Charakter tej urokliwej damy nie robi na mnie zbyt wielkiego wrażenia.Do jakiego stopnia jest ona honorowa?– Tak honorowa jak najpodlejszy śluz wyciekający spod ogona góry śmieci – warknął rycerz.– Ale ta sprawa nie ulega kwestii.Wszyscy szanują osobę posła.Bez takiej ugody nie bardzo byłoby się jak poddać.Im podobni wolą nie walczyć, jeżeli da się wejść w układy.Pamiętacie, kiedyś mówiłem, że zrobili się tłuści.Ethan przyglądał się szifującej obok nich następnej grupie wyraźnie zdenerwowanych tranów ubranych w mocno pościągane zbroje.– Nie widzę tu żadnego jakoś szczególnie korpulentnego osobnika.– Już nie, od czasu kiedy zostali pokonani, przyjacielu Ethanie.Gdyby to się wydarzyło dwieście czy trzysta lat temu, kiedy Horda była wciąż nowym przybyszem na naszych ziemiach, nie sądzę, żeby nawet z pomocą kusz waszego czarodzieja i jego grzmotów udało nam się pokonać ich tak, jak to zrobiliśmy.Zbliżali się do zakotwiczonej floty koczowników, a raczej jej nędznych resztek.Przewodnik prowadził ich pomiędzy tratwa mi, aż podjechali do czegoś, co kiedyś musiało być istnym pałacem na płozach.Teraz mrożące krew w żyłach motywy i wzory wyrzeźbione na poręczach i na samym pawilonie centralnym ze – szpecił ogień.Złota folia, którą obłożono budynek, była opalona i nadtopiona.Czekano już na nich, żeby im pomóc wejść na pokład, łapy chwytały ich mocno.Pewnie po to, pomyślał sobie Ethan, żeby zobaczyć, ile mięsa na nich zostało.Usiłował sobie przypomnieć, czy zdarzyło mu się już przebywać kiedyś w gorszym towarzystwie, ale ten osobisty żarcik w najmniejszym stopniu go nie rozbawił.Nie było łatwo robić sobie podśmiechujki, jeżeli w każdym momencie któryś z tych prymitywów mógł podjąć próbę przerobienia człowieka na stek.Weszli do pawilonu i przeszli przez kilka pokoi.Wnętrze wielkiej kabiny wciąż wyglądało bogato i wygodnie.W końcu doszli do pokoju większego niż wszystkie poprzednie.Pod ścianami stało kilku świetnie zbudowanych przedstawicieli trańskiej potęgi, uzbrojonych w olbrzymie, dwustronne miecze.W drugim końcu pokoju stał nieprawdopodobny tron, zrobiony z kości i czaszek tranów i wykładany drogocennym metalem i klejnotami.Postać siedząca na tronie nawet według ludzi, przyzwyczajonych do innych wzorców urody, była niezwykle odpychająca.Ethan wyobrażał ją sobie jako gigantycznego wojownika o groźnym spojrzeniu, a tymczasem Sagyanak była pokurczoną, pomarszczoną staruchą.Szpetny worek kości i żółci, tym obrzydliwszy, że na twarzy i ciele widoczne były efekty jej dziecinnych usiłowań umalowania się.* * *Sagyanak stanowiła połączenie starczych, osłabłych ścięgien i pełnych jadu oczu; pochyliła się w przód i wpatrywała w nich, pocierając palcem dolną wargę, jak bladego, szczeciniastego robaka.– A więc stoicie tu, tak jak przepowiadał Szaleniec.– Nie pytali, ani nie odpowiadali.– To, że wyraziliście zgodę na negocjacje, mówi mi, że nie jesteście tacy mocni, jak myślałam.Jeszcze lepiej, najlepiej, jeszcze lepiej, najlepiej.– To, że przybyliśmy na rozmowy – odpowiedział spokojnie Hunnar – oznacza, że we właściwy sposób szanujemy reguły konfliktu.coś, czym ty sobie nigdy nie zawracałaś głowy.– Na wojnie nie ma żadnych reguł – odparła starucha obojętnie.– Jest tylko zwycięzca i zwyciężony.Metodologia jest bez znaczenia.Ale przybyliście.– To już zostało ustalone – powiedział Hunnar zniecierpliwiony, pomimo uspokajających spojrzeń Septembra.– Czego chcesz? Przerwałaś mój poranny posiłek.– A więc macie i mnóstwo zapasów.Świetnie.Dodatkowe rezerwy zawsze są mile widziane.– Możesz podążyć naszym śladem i poczęstować się odpadkami, jeżeli uda ci się je złapać, zanim dopadnie ich wiatr.Starucha pochyliła się powoli do przodu i pokazała połamane, zżółkłe zęby.– Kiedy was pojmę, tylko przez krótki czas będziecie się nadawali nawet na odpadki.– Potem z trudem wyprostowała się i usiłowała się miło uśmiechnąć.Rezultat był przerażający.– Ale nie widzę powodów do poruszania takich nieprzyjemnych tematów.Nie potrzebuję, żebyś usprawiedliwiał moje działania w walce, zacny rycerzu.Zostaw to na inną wizytę.A teraz słuchajcie, znana jestem z tego, że nigdy nie łamię danego słowa.Gdybym tak zrobiła, straciłabym cześć w oczach bogów i Złego.Czy wiesz, że taka jest prawda?– Tak jest – przyznał Hunnar.– A więc oto co ci powiem.– Jej głowa oparła się o tył tronu, skośne oczy zwęziły się.– Oddaj mi wielką tratwę, którą zbudowały dla ciebie demony.Tak, możecie nawet zatrzymać broń, łącznie z tymi magicznymi łukami, których się nie naciąga.Pożądam ich, ale możecie je zatrzymać.A także grzmoty i błyskawice, które miotają wasze katapulty.Zachowajcie je i możecie odejść wolni, gdzie tylko chcecie.Przysięgam to.Hunnar musiał być zaskoczony tą pozornie szczodrą propozycją, ale w godzien podziwu sposób nie okazał tego.– To niemożliwe.Jesteśmy zbyt daleko od Sofoldu, żeby bezpiecznie poszifować z powrotem po otwartym lodzie.– Dam wam dosyć tratw dla wszystkich waszych ludzi, łącznie z rannymi, i dosyć zapasów na drogę powrotną.To również przysięgam.A będziecie jechali z wiatrem.– W jej oczach zapaliły się drapieżne błyski
[ Pobierz całość w formacie PDF ]