Podobne
- Strona startowa
- Paul Thompson, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Thompson Poul, Tonya Cook Dra Zaginione Opowiesci t.3
- Cook Robin Dopuszczalne ryzyko by sneer
- Cook Robin Zabojcza kuracja by sneer
- Cook Robin Zabawa w boga by sneer
- Cook Glenn Czerwone Zelazne Noce
- cook islands rarotonga v1 m56577569830504030
- Goddart Kennetch Alchemik (2)
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna (2)
- Frank Herbert Dune 5 Heretics of Dune
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlatego też widok miasta, rozpościerający się znienacka po pokonaniu kolejnego wzgórza, stanowił dla wszystkich zaskoczenie.Stormgard otaczała równina płaska jak stół, rozciągająca się na milę w każdym kierunku, wyjąwszy jedynie kilka małych pagórków, o wysokości może dziesięciu stóp.Równina wyglądała niczym trawnik po zrobieniu mu manicure.- Nie cierpię takich widoków - zwróciłem się do Mogaby.- Nazbyt wykoncypowane.Pani, czy to ci czegoś nie przypomina?Spojrzała na mnie pustym wzrokiem.- Podejście do Wieży.- Tyle widzę.Ale tutaj jest miejsce na wykonywanie manewrów.- Zostało jeszcze trochę dziennego światła.Zejdźmy w dół i rozbijmy obóz.Mogaba zapytał:- W jaki sposób chcesz ufortyfikować obóz? - Niedawno widzieliśmy nieduże drzewka.- Przewróćcie wozy na boki.Na równinie nic się nie poruszało.Tylko mgiełka dymów nad miastem świadczyła, że żyją w nim ludzie.-Chciałbym się temu bliżej przyjrzeć.Pani, kiedy zjedziemy na dół, wyciągnij kostiumy.Moja horda rozpierzchła się po równinie.Wciąż nie można było dojrzeć najmniejszego znaku, że ktokolwiek w Stormgardzie się tym zainteresował.Posłałem po Murgena i sztandar.Wnioskując ze sposobu, w jaki ludzie tu, na południu, reagowali na nazwę Kompanii, dopuszczałem możliwość, że Stormgard może poddać się bez walki.Pani wyglądała strasznie w swoim stroju Pożeracza Żywotów.Przypuszczam, że ja przedstawiałem widok nie mniej ponury.To były skuteczne przybory.Naprawdę bałbym się, gdybym musiał walczyć z kimś takim.Mogaba, Ochiba oraz Sindawe również wprosili się na paradę.Przebrali się w rzeczy, które nosili w Gea-Xle.Wyglądali na swój sposób odpowiednio srogo.Mogaba zwrócił się do mnie:- Ja również chciałbym zobaczyć te ściany.- Jasne.Potem nadjechali Goblin z Jednookim.Natychmiast zrozumiałem, że Goblin wpadł na jakiś pomysł, a Jednooki postanowił pobić go na punkty.- Bez błazenady, chłopcy.Zrozumiano?Goblin uśmiechnął się swym szerokim, żabim grymasem.- Jasne, Konował.Jasne.Znasz mnie.- Na tym właśnie polega problem.Znam was obu.Goblin udał, że zraniłem jego uczucia.- Wy, chłopcy, wykonaliście kawał dobrej roboty przy tych kostiumach.Słyszycie?- Przejmą ich przerażeniem aż do głębi duszy - obiecał Jednooki.- Wrzeszcząc, będą spadać z murów.- Jasne, że będą.Wszyscy gotowi? Byli gotowi.- Okrążymy go z prawej strony - oznajmiłem Murgenowi.- Cwałem.Tak blisko, jak tylko się ośmielisz.Ruszył.Pani i ja podążyliśmy za nim w odległości może dwudziestu jardów.Kiedy wbijałem ostrogi w boki konia, dwie gigantyczne wrony usiadły na moich ramionach.Stado zleciało ze wzgórza i pomknęło naprzód, okrążając miasto.Podjechaliśmy wystarczająco blisko, by zobaczyć rysy w murach.A mury naprawdę robiły wrażenie, miały przynajmniej czterdzieści stóp wysokości.Ponadto miasto zostało pobudowane na wzgórzu, wznoszącym się kolejne czterdzieści stóp ponad powierzchnią równiny, o czym już nikt nie uznał za konieczne, by mnie poinformować.To wszystko zapowiadało się na niezły ambaras.Kilka strzał zaświstało w powietrzu i upadło, nie dosięgnąwszy celu.Finezja.Chytrość.Podstępność.Tylko kieszonkowiec może zdobyć te mury, Konował.Kazałem uwolnionym więźniom popracować trochę nad aktualizacją map.Miałem dzięki temu pewne pojęcie o planie miasta.Cztery bramy.Cztery brukowane drogi, ułożone na kształt róży wiatrów, niczym szprychy koła.Paskudne barbakany i wieże, strzegące bram.Kolejne wieże, wbudowane w mury, pozwalające na prowadzenie flankowego ognia wzdłuż frontu.Nic szczególnie przyjemnego.Na murach panowała niezwykła cisza.Jednym okiem spoglądali na nas, a drugim na wciąż wylewającą się spośród wzgórz hordę, zastanawiając się też, skąd właściwie, u diabła, się wzięliśmy.Po południowej stronie Stormgardu czekała mas maleńka niespodzianka.Znajdował się tam obóz wojskowy.Ogromny, ustawiony może jakieś sto jardów od murów miasta.- O, cholera! - powiedziałem i krzyknąłem na Murgena.Nie zrozumiał mnie.Albo, być może, postąpił zupełnie świadomie, choć nie byłbym w stanie tego dowieść.Spiął swego konia w galop i ruszył w szczelinę między murami a obozem.Z obozu i murów runęła chmura strzał.W cudowny sposób spadały, nie czyniąc żadnej szkody.Spojrzałem za siebie, gdy wjeżdżaliśmy w wejście szczeliny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]