Podobne
- Strona startowa
- Brzezinska Anna, Winiewski Grzegorz Wielka Wojna 01 Za króla, Ojczyznę i garć złota
- Winston S. Churchill Druga Wojna Swiatowa[Tom 3][Księga 2][1995]
- Tom Mangold, John Penycate Wi podziemna wojna
- Joseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat
- SCARROW, Alex TIME RIDERS 4 Wieczna wojna
- Van Vogh A. E Wojna z Rullami (SCAN dal 1053)
- Dav
- T. Zelenski Boy Slowka
- brzozowski stanisław legenda młodej polski
- A Core Certification Study Guide
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jesteś żonaty?- Nie, mam matkę i ojca w St.Petersburg, na Florydzie.- Wracasz do nich?- Nie myślałem o tym.Nie wiem.- A masz dokąd jechać? Co robić?- Nie, chyba nie.- Ja też nie mam - rzucił Rourke.- Żyję nadzieją, że moja żona i dzieci przeżyły.Zamierzam ich odnaleźć.Jeśli nie ma ich w domu, na farmie w rolniczej części stanu, i nie znajdę wystarczających dowodów śmierci, będę szukał dalej.- Czyż nie umrzemy wszyscy? - zapytał Rubinstein słabym głosem.- Cała ludzkość martwa? Nie sądzę.- Rourke zrobił parę kroków i zatrzymał się dalej, przed na wpół spalonym budynkiem.- Spójrz na to - powiedział, wskazując na szyld.- “Artykuły geologiczne” - Rubinstein przeczytał na głos.- Tak, na to wygląda.- Rourke pchnął drzwi, które zabujały się na zawiasie.Sięgnął pod kurtkę i wyciągnął Detonicsa spod lewego ramienia.Przeszedł przez próg, Rubinstein za nim.- To ruina.- Rzućmy okiem - rzekł Rourke.Podłoga dawnego sklepu zawalona była kawałkami spalonego drewna, rozbitym szkłem i kartonami, na wpół strawionymi przez płomienie.Pożar musiał trwać krótko, pomyślał.Zaplecze sklepu było stosunkowo nie naruszone, poza śladami ognia na ścianach.- Boże - stęknął Rubinstein.- Co się stało?- Potknąłem się, ciemno tu jak w grobie.- Musisz przyzwyczaić oczy - Rourke odparł ze spokojem.- Zamknij oczy i policz do dziesięciu, potem otwórz.Światło księżyca wystarczy ci, żeby widzieć.- To wygląda na magazyn, Rubinstein - powiedział Rourke.- Gdzie? Gdzie te drzwi?- Uważaj na nogi.- Rourke sam ostrożnie pokonywał gruz leżący na podłodze.- Dziwny zapach - Rubinstein zagadnął.- To nie gaz.To jakby spalone mięso - Rourke stwierdził z przekonaniem.- Spalone co?- Człowiek, Rubinstein.Chodź.- Nacisnął klamkę, ale drzwi ani drgnęły.Cofnął się i kopnął z całej siły.Nogą uderzył mocno w zamek i drzwi wpadły do wewnątrz.- Jak w filmach - zauważył Rubinstein.Rourke nic nie odpowiedział.Wąski magazyn z wysokim sufitem był jeszcze ciemniejszy.Poczekał przez chwilę w progu oswajając wzrok z mrokiem.- Musisz dobrze widzieć w ciemności - powiedział Rubinstein.- Tak.Ale ma to swoje wady.Kiedy jestem w powietrzu w ciągu dnia, bez okularów przeciwsłonecznych, słońce przyprawia mnie o bóle głowy i szkodzi na oczy.- Rozglądał się po pomieszczeniu.- Tam, poczekaj chwilę - rzucił; na moment nastąpiło cichutkie pstryknięcie i rozbłysło światło.- Latarka, musieli je tu sprzedawać.Znalazłem baterie.Trzymaj.- Rourke wręczył latarkę Rubinsteinowi - Weź tę, ja zabiorę drugą dla siebie.- Czy to nie kradzież? Mogliby nas zastrzelić za szaber.- Aha - zgodził się Rourke.- Zrób mi podpórkę na nogę, wejdę na najwyższą półkę.- Jaką podpórkę? - spytał Rubinstein.- Złóż ręce tak.- Rourke pokazał mu, po czym włożył między jego dłonie prawą stopę i podciągnął się do góry.- Jak na takiego chudzielca, dużo ważysz - zauważył Rubinstein.Rourke wyciągnął rękę, żeby dosięgnąć półki, chwycił pudełko i ześliznął się na podłogę.- Co to?- Licznik Geigera.Wygląda na to, że ostatni.Muszę włożyć do środka baterie.- Uklęknął, otworzył pudełko, wyciągnął ciemny nóż i podważył nim pokrywę urządzenia.- Co to za nóż?- IA czarny chrom - nóż który chowasz w bucie - odpowiedział automatycznie Rourke.- Podaj mi baterie z tamtej półki, te duże.Rubinstein podał mu 6 sztuk.Rourke wziął tyle, ile potrzebował i rzekł:- Resztę zatrzymaj.Mogą się przydać do latarek.Zobacz, czy jest tu coś, co moglibyśmy zabrać.Nie zaszkodziłaby na przykład, para dobrych myśliwskich noży.Może kompasy.Aha, jeśli chodzi o noże, to szukaj takich z grubymi ostrzami, a nie z długimi.- Zrozumiałem - powiedział Rubinstein.Kiedy wyszedł z magazynu, Rourke włożył baterie i przymocował pokrywę licznika.Włączył urządzenie i zaczął przesuwać podobny do mikrofonu przyrząd wzdłuż ubrania.Obserwował wskazania.Zdjął kurtkę i spojrzał na licznik ponownie.Wstał, zdjął resztę odzieży, razem z bronią, odczytując promieniowanie w Roentgenach przy wszystkim.Pistolety, kabury, nóż, nawet sweter, który był w przedziale bagażowym, nie wykazywały radiacji.Ubranie, jakie miał na sobie w kabinie pilota, przesunęło wskazówkę urządzenia dość znacznie.Napromieniowanie Rolexa było jeszcze większe.Zdjął go z ręki, mimo że nigdy się z nim nie rozstawał, i ponownie odczytał wskazania, tym razem badając swoje ciało.Licznik nie drgnął.Podniósł pistolety i nóż.Zostawiając odzież w magazynie, wszedł do sklepu i zasłonił oczy, kiedy Rubinstein zaświecił mu latarką w twarz.- Jesteś nagi.- Zgadza się - odparł Rourke.- Badałem napromieniowanie.Moje ciuchy musiały zostać skażone w kabinie pilota.Ale sweter i broń, i wszystko z przedziału bagażowego, jest w porządku.Wyrzuciłem także zegarek.- Rolex, prawda? Z półtora tysiąca dolców.- Radioaktywny zegarek na niewiele się zda.Poza tym w samolocie mam drugi.Teraz sprawdzę twoje ubranie.Może i ty świecisz.Sprawdził Rubinsteina pałeczką licznika.- Rozbieraj się.Ciuchy masz skażone.- Nie będę nago latał po ulicy.- Twój wybór, przyjacielu - rzucił Rourke.- Jeśli wolisz umrzeć z napromieniowania.Rubinstein zaczął zdejmować ubranie.Rourke zmierzył wskazania urządzenia przy zegarku.- Wyrzuć zegarek.- Robi się - odparł Rubinstein.- Ty wywaliłeś swojego Rolexa, ja wyrzucę Timexa.Nie ma sprawy.- Chodźmy - rzucił Rourke.- Następna ulica wyglądała na nietkniętą przez pożar, może znajdziemy jakiś sklep z odzieżą.Rourke wyszedł ze sklepu, za plecami mając Rubinsteina.- Boże, zimno - jęknął tamten.- Masz.- Rourke rzucił mu sweter.- Uważaj na stopy.Z podwójną kaburą na plecach, karabinami na ramieniu, licznikiem Geigera w lewej dłoni i latarką w prawej, Rourke szedł ulicą w kierunku następnej przecznicy.Tylko zimne powietrze przypomniało mu o jego nagości.Niepokoiło go i przyspieszało jego krok wycie, słyszalne z pewnej odległości.- Co to za dźwięk? - zapytał Rubinstein.- Wściekłe psy, cała sfora - wycedził chłodno Rourke.- Sfora wygłodzonych, wściekłych psów - powtórzył Rubinstein.- A my jesteśmy żywym mięsem, co?- Świetnie dedukujesz, Rubinstein - odparł Rourke z uśmiechem.- O wilku mowa.Rourke zatrzymał się.Rubinstein obok niego.Wycie było coraz głośniejsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]