Podobne
- Strona startowa
- balzac honoriusz ojciec goriot (2)
- Lumley Brian Nekroskop 9 Stracone Lata
- Gregory Philippa Klątwa Tudorów
- Rozdział 63
- Malpas Jodi Ellen Ten mężczyzna 04 Jego pocałunki
- Salvatore Robert Gwiezdne Wojny Wektor Pierwszy
- (46) Miernicki Sebastian
- Rogers Rosemary Słodka dzika miłoÂść
- Bezpieczenstwo Unixa w Internecie
- Boyd William Jak lody w słońcu
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mój sąsiad wykaszlał się i rozpoczął tymi słowy: Znacie już kilka typów z naszego miasteczka.Dziś was zapoznam z nowym osobnikiem.Nazywa się Joel Taszkier.Można powiedzieć bez przesady: stworzenie niewarte dwóch gro-szy.Mały, chudy, zasuszony, z rzadką, rozwichrzoną bródką.A przy tym bogacz.Co mówię,bogacz? Potentat, milioner.Wprawdzie nie liczyłem jego pieniędzy i nie wiem, czy doprawdyma milion ani ile brakuje mu do pół miliona.W każdym bądz razie nie jest on wart tego, coposiada.Mówię panu. świnia.Trudniej od niego wydostać jałmużnę niż suchą nogą przejśćmorze.Nie ma w miasteczku takiego żebraka, który by mógł się pochwalić, że otrzymał odJoela Taszkiera kromkę suchego chleba.Taszkier słynie z tego w miasteczku.Stało się nawetzwyczajem, że gdy żebrak krzywi się z powodu zbyt małej jałmużny, doradzają mu: Idz doJoelka Taszkiera, on da ci więcej. Taki to przyjemniaczek z tego Taszkiera! A może przy-puszcza pan, że to jakiś nieuk, krętacz lub dorobkiewicz? Broń Boże! Jedynak, z dobrej ro-dziny, zna gruntownie Talmud i bardzo uczciwy w interesie.Nikomu nie zrobi nic złego, by-leby nie tykać jego własności.,,Co moje, to moje, a co twoje, to twoje wie pan, jak to sięmówi.Zajmuje się właściwie pośrednictwem przy sprzedaży domów, a klientami jego sądziedzice i wielcy panowie.Dzień i noc upływa mu na bieganinie i kłopotach.Jezdzi, lata, nieśpi, zbyt skąpy, żeby się kim wyręczyć, wszystko załatwia sam.Nie wie, co to rodzina lubdzieci.Wprawdzie miał kiedyś dzieci, ale wygnał je z domu podobno żyją w Ameryce.Pośmierci żony wyrzucił dzieci na bruk, a żona, powiadają, umarła z głodu.Może to i kłamstwo.A może prawda? Przecież z drugą żoną rozwiódł się po dwóch tygodniach.Dlaczego? Przy-czyną rozwodu była szklanka mleka.Cha, cha, cha jakem %7łyd! Spotkał ją pewnego dnia,gdy niosła kubek z mlekiem.I rzekł do niej: Albo pijesz mleko dlatego, że masz suchoty.Aw takim razie na co mi się przydasz? Albo pijesz mleko ot tak sobie, bo ci smakuje.W takimrazie jesteś zbyt rozrzutna dla mnie!.Za to miał jedną zaletę.(Czy istnieje człowiek, który posiada same wady?) Był bardzo po-bożny.Ale to niebywale pobożny.Chcesz być pobożny, bądz sobie na zdrowie! Lecz onchciał, żeby cały świat był taki.Strażnik boży.Nie mógł patrzeć na %7łyda z obnażoną głową.Wściekał się, gdy widział mężatkę bez peruki, i oburzał się na rodziców, którzy oddawali swedzieci do gimnazjum.Zdarzyło się, że lokatorem jego został adwokat, jeden z dawnych adwokatów.Naturalnie,że nie był nabożny, nie nosił czapki, golił brodę, palił w sobotę papierosy.Poza tym wszystkoczynił, jak się należy.Nazywał się Kompaniewicz.Był to człowiek postawny, rosły, szerokiw barach, trochę przygarbiony, o pociągłej twarzy, z chytrymi oczyma.Na pozór milczący,łagodny, cicha woda, a w istocie rzeczy hulaka.Dochody swe czerpał nie tyle z adwokatury,ile z uprawiania hazardowej gry w karty.W jego mieszkaniu odbywały się wieczorki, na któ-rych zbierała się złota młodzież miasteczka.10C y c e s frędzle noszone przez pobożnych %7łydów przy czterech rogach kaftana.43Jeśli sąsiad twój nie jest cadykiem11 to co ci do tego? Najwyżej nie musisz się z nimprzyjaznić czy tak? Naturalnie.Ale Joel Taszkier nie mógł ścierpieć, że jego lokator nasta-wia samowar w sobotę, że w postny dzień każe gotować mięsną, gorącą zupę, że nie uznajebielenia naczyń na Pesach, no i popełnia inne grzechy.Pomstował tedy Taszkier na sąsiada,wygadywał co się da, opowiadał wszystkim głośno: ,,Czy widzieliście, do czego dochodzibezczelność tego zaprzańca? W moim sąsiedztwie śmie w sobotę nastawiać samowar! Gdyto usłyszał Kompaniewicz, kazał w następną sobotę nastawić dwa samowary.Joela Taszkierao mało co szlag nie trafił.Człowieku! Wymów mu mieszkanie, a pozbędziesz się obrazy bo-skiej! Ale Taszkier tego nie zrobi.,,Najregularniej płaci mi komorne powiada.Tak oto zaznajomiłem was z dwoma typami.Teraz przedstawię wam trzecią osobę, FrojkęSzajgeca.Też mi osoba! Lecz w mojej opowieści odgrywa główną rolę.Opiszę go wam.Tomłody człowiek, o którym mówią, że jest mieszańcem.Jakby na pół chasyd, na pół Fran-cuz.Nosi długą kapotę, a na głowie kapelusz.Białą koszulę, czerwoną chustkę, ale trudnodojrzeć, czy nosi cyces.W miasteczku powiadają o nim: ni to mężczyzna, ni niewiasta.Aledo bóżnicy pędzi jak strzała.Zajmuje się pośrednictwem i wekslami.Przez jego ręce prze-pływa mnóstwo pieniędzy: tysiące i krocie.Nikomu tak Taszkier nie ufał jak temu Frojce.Ilekroć chciano od niego pożyczyć pieniędzy, stale odmawiał.Lecz gdy Frojka zapewnił, żemożna pożyczyć, wtedy dawał bez wahania.Mylicie się, jeśli wam się zdaje, że Frojka byłtaki nieomylny w sprawach pieniężnych.Był tylko mądry, sprytny, przebiegły, niebywałygębacz.Biada temu, kogo wziął na język! Rozumiecie teraz, dlaczego nazywano go,,Szajgecem , choć naprawdę zwał się Efraim Kac.Znacie już teraz owe trzy typy.Trzeba trafu, że właśnie tego lata szalały pożary spaliłosię gdzieś całe miasteczko.Zaczęto wysyłać listy, depesze wzywające rychłej pomocy jakoże wszyscy %7łydzi w miasteczku znalezli się bez dachu nad głową, przymierają głodem.Wnaszym miasteczku podniósł się krzyk: %7łydzi litościwi, dlaczego milczycie? Dlaczego nic sięnie robi? Tędy owędy wysłano delegację, żeby zbierała ofiary dla pogorzelców.Kto należałdo delegacji? Oczywiście ja i jeszcze kilku obywateli, a wśród nich Frojka Szajgec, albowiemdo takich przedsięwzięć przyda się wyszczekany człowiek.Dokąd idziemy przede wszyst-kim? Rzecz prosta, do bogaczy.Przychodzimy do Joela Taszkiera. Dzień dobry, reb Joel! Dzień dobry, moi mili! Co słychać u was? Usiądzcie, proszę.Mówi grzecznie, delikatnie, jak przystoi, bo trzeba wam wiedzieć Joel Taszkier jestbardzo gościnny.Gdy przekroczycie próg jego mieszkania, przyjmie was życzliwie, zaprosi,poda wam krzesło, pomówi z wami grzecznie aż do chwili, kiedy zaczniecie mówić o pie-niądzach.A gdy wspomnicie o pieniądzach, twarz jego zmienia się nie do poznania.Joelprzymyka lewe oko, wciąga prawy policzek, jak człowiek dotknięty paraliżem.Aż litość bie-rze, gdy się patrzy na niego.O czym to mówilisimy? Aha! Przyszła więc delegacja do Joela Taszkiera i rzecze: Dzień dobry, reb Joel! Dzień dobry! Siadajcie! Co słychać nowego? Przyszliśmy prosić was o datek.Zamknęło się jedno oko Joela i zapadł jeden policzek. Datek? Nagle, wśród białego dnia datek?A na to Frojka, ponieważ był najśmielszy: Trzeba coś ofiarować, reb Joel! Niewątpliwie słyszałeś już o tym? Całe miasteczko, niedaj Boże, spłonęło.Drażnów. Co mówicie? Drażnów spalony? Istne nieszczęście! Ulokowałem tam tyle pieniędzy!11C a d y k dosł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]