Podobne
- Strona startowa
- Farmer Philip Jose wiat Rzeki 04 Czarodziejski labirynt
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Pullman Philip Mroczne materie 01 Złoty kompas
- Pullman Philip Mroczne materi Zloty kompas
- Farmer Philip Jose Ciala wiele cial
- Pullman Philip Mroczne materie 3 Bursztynowa luneta
- Philip K. Dick, Roger Zelazny Deus Irae
- Farmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (S
- Robert E. Howard Conan Najemnik
- Martin George R.R Gra o tron
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być możedo mnie napiszą, a ja być może im odpowiem.Naszakorespondencja także nie będzie udostępniona ogółowi,albowiem jest to sprawa nie dla maluczkich, lecz dlaerudytów.Pomimo choroby nie pozwalam sobie na odpoczynek.Nie brakuje takich, co chętnie widzieliby mnie martwego,a w niektóre dni i ja sam z chęcią powitałbym wiecznysen.Pamiętam jednak i ufam, że ty także pamiętasz iż kiedy byłem małym chłopcem, zawierzyłaś mnie Panui zostawiłaś w Jego rękach.Nie martw się więc o mnieteraz, gdyż wciąż pozostaję w rękach Boga, tam gdziemnie zostawiłaś.Twój kochający i oddany syn,Reginald.Przykładam list do policzka i przez moment wydajemi się, że czuję ulotną woń kadzidła i wosku świec,którą przesycony jest gabinet każdego uczonego.Składam pocałunek na synowskim podpisie, na wypadekgdyby i on to uczynił przed zapieczętowaniemwiadomości i wysłaniem jej w drogę.Boję się, że tymrazem naprawdę utraciłam Reginalda, skoro odwróciłsię od świata i rozmyśla o życiu wiecznym.Gdyby byłwtedy został ze mną, byłabym mu wpoiła najważniejszązasadę: nigdy nie rezygnować z życia, czepiać się goniemal za wszelką cenę.Sama nigdy nie gotowałam sięna śmierć, nawet zlegając w połogu, i nigdy bym niezłożyła głowy na katowskim pieńku.Nachodzi mniemyśl, że zle zrobiłam, oddając Reginalda pod opiekękartuzów, mimo że byli z nich dobrzy ludzie, mimoże ja byłam bez grosza przy duszy i nie miałam innegosposobu na utrzymanie go przy życiu.Powinnam byłachoćby żebrać na rozstajach, zanim pozwoliłam odebraćsobie dziecko.yle się stało, że przeze mnie Reginaldwyrósł na człowieka, który zdaje się w zupełnościna Stwórcę i modli o rychłe z Nim spotkanie.Traciłam Reginalda raz po raz na przestrzeni lat:pozostawiając w klasztorze kartuzów, kierującdo Oksfordu, wysyłając do Padwy.Dopiero dziś jednakpoczułam smak prawdziwej straty.Niegdyś byłam żonądobrego człowieka, miałam czterech udanych synów.Skończyłam zaś jako staruszka wdowa, osieroconaprzez jednego z synów i opuszczona przez drugiego:najbystrzejszego z całej czwórki Reginalda, który choć zawsze potrzebował mnie najbardziej przebywając wciąż z dala ode mnie, marzy o zaśnięciuw Panu.Przykładam list do serca i opłakuję dzieckośmiertelnie znużone życiem.Jednakże w głowienieustająco kłębią mi się myśli.Ponownie czytamwiadomość i próbuję rozwikłać, co Reginald rozumieprzez odstręczającą siłę swoich słów , co chcepowiedzieć, podając się za proroka króla Henryka.Mogę mieć tylko nadzieję, że mój syn nie napisałniczego, co by roznieciło nigdy nie gasnącąpodejrzliwość najjaśniejszego pana i wzbudziło jegotylko szukający ujścia gniew.PAAAC WESTMINSTERSKI, LONDYNPAyDZIERNIK 1536 ROKUKról Henryk wraca do stolicy jesienią i niemalod razu wzywa mnie przed swoje oblicze.Myśląc, że otonareszcie pozwoli mi znów zamieszkać razemz księżniczką Marią, opuszczam w pośpiechu swojekomnaty, przecinam pałacowy dziedziniec, dostaję siędo drugiego skrzydła bocznymi drzwiami i wspiąwszysię po schodach, mijam wielką salę zakrawającegona labirynt Westminsteru, aby w końcu znalezć sięw apartamentach najjaśniejszego pana.Pełna nadziei przeciskam się przez jego zatłoczonąkomnatę gościnną.Wszyscy obecni muszą zaczekaćna swoją kolej, ja wszakże stawiam się na wezwaniemonarchy.Ufam, że uczyni mnie znów opiekunką swejcórki i pozwoli ją przywieść z powrotemdo prawowitego tytułu i należnej pozycji.Petentów jest więcej niż zazwyczaj i prawie wszyscytrzymają w rękach nakreślone plany albo mapy.W Anglii trwa zamykanie klasztorów, które sąrozwiązywane jeden po drugim, i nie brakuje chętnychna swój udział w łupach.Wszelako niektórzy zdają się jacyś nieswoi.Zmierzając do drzwi komnaty prywatnej, widzę międzyinnymi dawnego znajomego mego świętej pamięcimęża, mieszkańca Hull.Przechodząc obok, kiwam mugłową na powitanie, a on korzysta z okazji i pyta: Jego królewska mość cię przyjmie? Właśnie do niego idę odpowiadam. Proszę, wstaw się za mną.Muszę się z nimzobaczyć.W Hull wszyscy umieramy ze strachu. Przekażę mu twoją prośbę, jeśli zdołam obiecuję. Ale o co chodzi? Ludzie nie godzą się z tym, że odbiera im sięświątynie mówi, pośpiesznie wyrzucając z siebiesłowa i nie spuszczając oka z drzwi komnaty prywatnej. Ani myślą się z tym pogodzić.Upadek klasztorurówna się upadkowi całego miasta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]