Podobne
- Strona startowa
- Quinn Anthony Grzech Pierworodny Autobiografi
- Friedmann Anthony
- Anthony Piers Zamek Roogna (SCAN dal 862)
- Piers Anthony Var Palki
- Anthony Piers zamek roogana
- Piers Anthony Sfery
- Christie Agatha Wczesne sprawy Poirota (SCAN da
- Stanislaw Lem Eden (2)
- Norton Andre Magiczny kamien
- Dick Philip K. My zdobywcy
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mizuyashi.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No dobrze - zgodziła się, zaniepokojona.Rozpoczęła wspinaczkę, a Dor kończył -zgarnianie skarbu.Macki krakena, nie niepokojone ani przez miecz, ani przez diamenty, znów ruszyły wprzód.Woda sięgała aż do piersi Dora, co znakomicie ułatwiało roślinie działanie.- Uważaj! - ostrzegła woda i Dor ciął mieczem ciemny pył.Szarpnięcie, jakieodczuł, wskazywało, że trafił w coś, co nie cofnęło się.Jak na stworzenie żądne krwi, tenkraken był bardzo wrażliwy na ukłucia!- Jeszcze jedna! - krzyknęła woda, którą to bawiło.Dor znów ciął mieczem.Mimozręczności, jaką dawał mu magiczny oręż, nie wyrządzał krakenowi zbyt wiele szkody, bo niemógł skutecznie Uderzać w wodzie.Pchnięcia tylko raniły macki, nie uszkadzając ichzbytnio.Poza tym roślina uczyła się unikać pchnięć.Nie była zbyt bystra, lecz ciągle bolesneukłucia wykrzesały ż niej minimum polotu.Wreszcie i Dor zaczął się wspinać.Nie mógł teraz używać miecza, a to ułatwiłomackom działanie.Poza tym złoto było cięższe niż mu się wydawało i ciągnęło go w dół.Wydobywał się już z wody, gdy jedna z macek owinęła się wokół prawego kolana chłopaka iściągnęła go z powrotem.Ześlizgnął się i ponownie wpadł do wody, Coraz więcej macek owijało się wokół jegonóg i talii.Kraken skuteczniej wdarł się do tunelu niż Dor uważał to za możliwe! Roślinamusiała być teraz monstrualnie wielka - przecież akcja w tunelu stanowiła zapewne tylkoczęść jej działań.Dor zdawał sobie sprawę, że tym razem nikt nie zdoła mu pomóc, jeśli kraken znówzacznie go topić - zacisnął więc zęby i ponownie wyciągnął miecz.Wsparł ostrze o mackę ipchnął.Ostra, magiczna klinga przeszła przez miękkie ciało krakena, odcinając jedno z jegoramion.Tym razem nie mogło się ono cofać, opasywało bowiem chłopaka - zgubiła jezachłanność rośliny.Dor powtarzał t? operację tak długo, aż wreszcie oswobodził sięcałkowicie; woda wokół niego była mleczna i lepka od krwi krakena.Wsunął miecz dopochwy i zaczął się wspinać.- Hej, Dor, co cię zatrzymało? - zawołała Iren, będąca już w połowie drogi.- Już idę! - odkrzyknął i zerknął w górę.Akurat wtedy obluzowało się i poleciało wdół trochę sporych głazów może spowodował to dzwięk ich głosów? Dor stał w wodziesięgającej mu do piersi, osłaniając głowę ramionami.- Nic ci się nie stało?! - zawołała.- Przestań wrzeszczeć! - ryknął.- Przejście się przez to wali! I znów musiał osłaniaćgłowę przed spadającymi głazami.To było okropne!- Ojej - powiedziała cicho i zamilkła.Ponownie owinęła się wokół niego jakaś macka.Kraken stawał się corazbezczelniejszy, pomimo utraconych ramion.Dor odciął ją i po raz któryś zaczął się wspinać.Ręce, oblepione posoką rośliny, ześlizgiwały się ze skały.Próbował je obmyć, ale woda byłazanieczyszczona tym sokiem.Ciężar skarbu uniemożliwił mu wspinaczkę.Stał więc na dole, obcinając macki, a Iren pełzła ku powierzchni.- Co mam zrobić? - zapytał, załamany.- Wywal monety, idioto! - rzekła ściana.- Ale mogę ich potrzebować - sprzeciwił się Dor, nie chcąc rozstawać się zeskarbem.- Ludzie wariują na naszym punkcie - odezwał się pieniądz w jego kieszeni.- Tenosioł chce dla nas umrzeć, a przecież w Xanth nie mamy żadnej wartości.Dor zadumał się.Po co obciążał się tymi śmieciami? Monety bez wartości i maść, naktórej ciążyła klątwa.Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie - i nie mógł odrzucić skarbu.Tak jak kraken tracił ramiona, czepiając się chłopaka, tak on sam mógł stracić życie,czepiając się skarbu - w tym przypadku nie był bystrzejszy od rośliny.Wtem z góry opadło jakieś ramię.Dor rzucił się w bok; czyżby kraken odkrył nowądrogę dojścia? Wzniósł miecz - w tej sytuacji był on o wiele przydatniejszy.- Nie dopadniesz mnie w ten sposób, ohydne zielsko! - zawołał.- Hej, uważaj, co mówisz! - zaprotestowało ramię. Jestem liną.Dor był zaskoczony.- Lina? Po co?- %7łeby cię wyciągnąć, głupku - odparła.- A jak myślisz, po co jest lina ratunkowa?Lina ratunkowa!- Czy jesteś zamocowana?- Pewnie, że jestem! - oburzyła się.- Wyobrażasz sobie, że nie wiem, co robić?!Obwiąż mnie wokół siebie, a wyciągnę cię stąd!Uczynił tak i wkrótce podążał w górę, wraz z całym skarbem.- Wykręciłeś się - powiedziała moneta w jego kieszeni.- Co cię to obchodzi?- Bogactwo niszczy ludzi.To nasze zadanie - zniszczyć człowieka! Miałyśmy cięzniszczyć, a tobie niezasłużenie udało się uciec.- No cóż, zabieram was ze sobą, więc będziecie mieć następną okazję.- Otóż to - zgodziła się z nim moneta i aż zabłysła.Szybko wydostał się z otworu.Chet i Smash ciągnęli linę, a Grundy pilnował, by niezaczepiła o jakiś pniak.- Coś tam robił? - spytała Iren.- Myślałam, że nigdy nie wyjdziesz!- Miałem kłopoty z krakenem - odparł, pokazując kawałek macki, przyczepiony donogi.Było już pózne popołudnie.- Czy coś tu nam zagraża? - zapytał Dor ziemi.- Na południowej plaży tej wyspy znajduje się siedlisko wiwern, skrzydlatych,dwunożnych smoków - odparła.- Polują tylko za dnia.- Czy będziemy więc bezpieczni, jeśli rozbijemy obóz tu, na północnym krańcuwyspy?- Chyba tak - przyznała ponuro ziemia.- Skoro wiwerny polują w dzień, to może spróbujmy przekraść się koło nich nocą? -odezwała się Iren.Smash uśmiechnął się.- Ruszamy i karki skręcamy.I gestami dał do zrozumienia, co uczyni z nieszczęsnymi wiwernami.Ogr wydawał sięszerszy, wyższy i masywniejszy niż poprzednio, a Dor zdał sobie nagle sprawę, że chybafaktycznie był większy.W dziesiątym roku życia ogry gwałtownie rosną.Chłopak był jednak zbyt zmęczony, by zaryzykować taką podróż.- Muszę odpocząć - oznajmił.Iren była niespodziewanie troskliwa.- Oczywiście, że tak.Pełniłeś straż na tyłach, walcząc z krakenem, a myuciekaliśmy.Założę się, że przepadłbyś, gdyby Chet nie znalazł tego pnącza.Dor nie chciał się przyznać, że to ciężar złota uniemożliwił mu wspinaczkę.- Powiedzmy, że się zmęczyłem.- Ten głupiec uparł się, by nas wszystkie zabrać! zdradziła sekret jedna z monet wjego kieszeni.Iren zmarszczyła brwi.- Zabrałeś monety? Nie potrzebujemy ich, no i są przecież strasznie ciężkie.Dor usiadł na plaży, brzęcząc pieniędzmi.- Wiem.- A co z diamentami?- Też są tutaj - odparł, poklepując inną kieszeń, chociaż nie był pewny do której jeschował.- Podobają mi się diamenty - powiedziała.- Uważam je za swych przyjaciół.-Pomogła mu zdjąć kurtkę i przemoczoną koszulę.- Dor! Masz podrapane całe ramiona!- To robota krakena - rzekł Grundy.- Podciął mu nogi i wciągał w głąb.Musiałemciąć macki diamentami, by go puścił.- Nie mówiłeś, że było aż tak zle! - krzyknęła.- Krakeny są ogromnieniebezpieczne!- Byłaś zajęta ucieczką! - odparł.Zadrapania na rękach i nogach zaczynały go terazpalić.- Zdejmij resztę ubrania! - nakazała i sama poczęła je ściągać.- Grundy, poszukajjakiegoś uzdrawiającego eliksiru.Zapomnieliśmy go zabrać, ale większość roślin produkujecoś takiego.Grundy wszedł do lasu.- Czy któraś z twoich roślin ma leczniczy sok? - zawołał.Dor był zbyt zmęczony, by się opierać.Iren szarpnęła go za nogawkę spodni.Wtem przestała.- O rety, zapomniałam o tym.- O czym? - spytał, niepewny, w jakim stopniu powinien być zakłopotany.- Cieszę się, że to zabrałeś! - rzekła.- Hej, Chet, spójrz!Centaur podszedł i spojrzał.- Maść! Tak, może się przydać!Dor uspokoił się.Przez chwilę myślał.no, ale oczywiście mówiła o maści.Wkrótce był rozebrany.- Masz otartą całą skórę! - zrzędziła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]