Podobne
- Strona startowa
- Campbell Joseph The Masks Of God Primitive Mythology
- Joseph P. Farrell Wojna nuklearna sprzed 5 tysięcy lat
- Conrad Joseph Zlota strzala (SCAN dal 767)
- Joseph Campbel The hero with a thousand faces [pdf]
- Farrel Joseph P. Wojna nuklearna sprzed 5 tysicy lat
- Conrad Joseph Ze wspomnien (SCAN dal 947)
- Artysta zbrodni Daniel Silva
- Kirst Hans Hellmut 08 15 t.1 (SCAN dal 800)
- James P. D Z nienaturalnych przyczyn (SCAN
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwie drogi prowadziły przez las na Białą Równię: jedna piękna i dobrze ubita, którą miał przejeżdżaćorszak, druga kamienista i opuszczona.Przy tej drodze Tristan i Kaherdyn pozostawili giermków, aby czekali namiejscu swych panów, strzegąc koni i tarcz.Sami wsunęli się w las i ukryli w chaszczu.Przed tym chaszczemTristan położył gałązkę leszczyny, do której umocowany był pęd wiciokrzewu.Niebawem orszak ukazał się na drodze.Najpierw świta króla Marka.Ciągną w pięknym porządku intendenci ikwatermistrze, kucharze i podczaszowie, ciągną kapelani, ciągną psiarkowie wiodący charty i ogary, potemsokolnicy niosący ptaki na lewej pięści, potem łowczowie, potem rycerze i baroni; jadą sobie pomalutku, wpięknym ordynku, parami.Lubo jest widzieć ich bogato odzianych, na koniach o aksamitnych rzędach,wysadzanych kosztownościami.Potem przejechał król Marek; Kaherdyn cudował się widząc zaufanych jegojadących obok, dwóch po prawicy, dwóch po lewicy wszystkich odzianych w złotogłowia i szkarłaty.Z kolei wysunął się orszak królowej.Dziewczęta służebne od bielizny i pokojów jechały przodem, potem żony icórki baronów i hrabiów.Ciągną jedna za drugą, sznurkiem; młody kawaler towarzyszy każdej z nich.Wreszcienadjeżdża rumak i niesie jezdzczynię, piękniejszą od wszystkich, jakie kiedykolwiek Kaherdym oglądał na oczy:pięknie ukształtowaną na ciele i licu, w miarę szeroką w biodrach, z pięknie naznaczonymi brwiami, śmiejącymisię oczyma, drobnymi ząbkami; okrywa ją suknia z czerwonego atłasu, misterny łańcuszek ze złota i kamienizdobi jej gładkie czoło. To królowa rzekł Kaherdyn po cichu. Królowa? rzekł Tristan. Nie, to Kamila, jej służebna.Wówczas nadjeżdża na karym rumaku inna pani, bielsza niż śnieg lutowy, różowsza niż róża; jasne jej oczymigocą niby gwiazda w zródle. Ha, widzę ją, to królowa! rzekł Kaherdyn. Ej, nie rzekł Tristan to Brangien, wierna służka.Wtem droga rozjaśniła się, jak gdyby słońce spłynęło nagle przez listowie wielkich drzew, i ukazała się IzoldJasnowłosa.Diuk Andret niech go Bóg pohańbi! jechał po jej prawicy.16Ukochana, tak jest z nami,Ni ty beze mnie, ni ja bez ciebie!(Przeł.Z.Czerny)45W tejże chwili wzniósł się z krzaka głogowego śpiew piegży i skowronka: Tristan wkładał w tę melodię całąswoją tkliwość.Królowa zrozumiała poselstwo przyjaciela.Spostrzegła na ziemi gałązkę leszczyny, w którejtkwi mocno pęd wiciokrzewu, i myśli w sercu: Tak i z nami, przyjacielu; ani ty beze mnie, ani ja bez ciebie.Zatrzymuje rumaka, zsiada i podchodzi ku klaczy, która nosiła na sobie budkę bogato ozdobioną kamieniami;tam, na purpurowym kobiercu, spoczywał piesek Miluś.Bierze go w ramiona, głaszcze dłonią, pieścikrajuszkiem płaszcza z gronostajów, świadczy mu wszelką czułość.Następnie, złożywszy pieska z powrotem wkołyskę, obraca się w stronę głogowego krza i powiada głośno:Ptaszyny tego lasu, któreście mnie oweseliły piosnką, biorę was w najem.Podczas gdy mój pan Marek będziejechał aż do Białej Równi, ja zatrzymam się w zamku Zwiętego Aubina.Dążcie tam za mną, ptaszyny: dziświeczór nagrodzę was sowicie jako dobrych minstrelów.Owóż słuchajcie nowej przygody.W porze gdy przeciągał orszak królewski, tam na drodze, gdzie Gorwenal igiermek Kaherdyna pilnowali koni swych panów, zjawił się rycerz w zbroi, imieniem Bleheri.Poznał z dalekaGorwenala i tarczę Tristanową: Com ja ujrzał! pomyślał w duchu. To Gorwenal, a ten drugi to sam Tristanw swojej osobie! Pchnął konia ostrogą ku nim i krzyknął: Tristanie!Ale już giermkowie zatoczyli konie i umknęli.Bleheri pędząc za nimi powtarzał: Tristanie, stój, zaklinam cię na twe męstwo! Ale giermkowie nie odwracali się.Wówczas Blecheri krzyknął: Tristanie! Stój, zaklinam cię na imię Izoldy Złotowłosej!Po trzykroć zaklinał uciekających na imię Złotowłosej Izoldy.Próżno: znikli i Bleheri zdołał dosięgnąć tylkojednego z koni, którego zabrał z sobą jako łup.Przybył do zamku Zwiętego Aubina, w chwili gdy królowa zajęłatam kwaterę.Za czym zdybawszy królowę samą rzekł: Królowo, Tristan jest w tej ziemi.Widziałem go na opuszczonej drodze wiodącej z Tyntagielu.Uszedł przedemną.Po trzykroć wzywałem, aby się zatrzymał, zaklinając go na imię Izoldy Jasnowłosej; ale uląkł się, nie śmiałczekać na mnie. Dobry panie, powiadasz kłamstwo i szaleństwo: jakoż Tristan mógłby być w tej ziemi? Jakoż uciekałby przedtobą? Jakoż nie zatrzymałby się, zaklęty na me imię? Wszelako, pani, widziałem go, i to tak pewnie, iż ująłem jednego z jego koni.Ot, stoi tam, okulbaczonyjeszcze, na boisku.Ale Bleheri ujrzał na licu Izoldy gniew.%7łal mu się uczyniło, miłował bowiem Tristana i królowę.Opuścił jążałując tego, co powiedział
[ Pobierz całość w formacie PDF ]