Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pytam siebie, czy mam prawo, tym bardziej że ród Bobrowskich znany był zawsze zaszczytnie, blisko i daleko, z subtelności swych upodobań w zakresie jedzenia i picia.Lecz koniec końców, wziąwszy pod uwagę, iż gastronomiczne poniżenie, które dotknęło dzielnego młodego oficera, obarcza właściwie Wielkiego Napoleona, sądzę, że byłoby przesadną literacką dyskrecją, gdybym je pokrył milczeniem.Niech się prawda tutaj objawi.Odpowiedzialność za to spada na człowieka z wyspy Świętej Heleny, który poprowadził rosyjską kampanię z tak opłakaną lekkomyślnością.W czasie pamiętnego odwrotu spod Moskwy pan Mikołaj Bobrowski, w towarzystwie dwóch kolegów oficerów — o których moralności i wrodzonym wykwincie upodobań nic nie wiem — ukradł psa na skraju wsi i następnie go pożarł.O ile pamiętam, użył jako broni kawaleryjskiego pałasza, a wynik owej myśliwskiej przygody był kwestią życia i śmierci, i to bardziej niż spotkanie z tygrysem.Oddział kozaków nocował w tej wiosce, zagubionej w głębi litewskiego boru.Trzej myśliwi śledzili z ukrycia, jak kozacy rozgaszczali się wygodnie między chatami, nim wczesny zimowy mrok zapadł o czwartej.Śledzili ich ze wstrętem i może z rozpaczą.Późno w noc nierozważne podszepty głodu zapanowały nad zasadami przezorności.Czołgając się po śniegu dopełzli do ogrodzenia z suchych gałęzi, które zwykle otacza wsie w tej części Litwy.Bóg raczy wiedzieć, co spodziewali się zdobyć i w jaki sposób, i czy warto było tak się narażać.Jednak kozackie oddziały, wędrujące przeważnie bez oficerów, znane były z tego, że nie zachowywały prawie żadnych ostrożności.A przy tym wieś leżała daleko od linii francuskiego odwrotu i kozacy nie mogli podejrzewać, iż maruderzy z Wielkiej Armii znajdują się w pobliżu.Owi trzej oficerowie oddalili się wśród zawiei od głównej kolumny i przez kilka dni błądzili po lesie, co dostatecznie tłumaczy okropne położenie, w jakim się znaleźli.Mieli zamiar przyciągnąć uwagę chłopów w jednej z chat położonych najbliżej płotu, lecz gdy już byli gotowi rzucić się w samą paszczę lwa, że się tak wyrażę, pies (to bardzo dziwne, że się tam znalazł tylko jeden), stworzenie w danych okolicznościach groźne jak lew, zaczął ujadać z drugiej strony płotu…W tym miejscu opowiadania, które słyszałem wiele razy (na własne żądanie) z ust bratowej kapitana Mikołaja Bobrowskiego, mojej babki, drżałem zawsze z podniecenia.Pies szczekał.I gdyby był na tym poprzestał, trzej oficerowie Wielkiej Armii napoleońskiej zginęliby zaszczytnie na ostrzach pik kozackich lub może, umknąwszy pościgowi, umarliby przyzwoicie z głodu.Lecz nim zdołali pomyśleć o ucieczce, ów fatalny i obrzydliwy pies, uniesiony przesadnym zapałem, wyskoczył przez szparę w płocie.Wyskoczył — i rozstał się z tym światem.Podobno jego łeb został odcięty od ciała jednym uderzeniem.I podobno gdy później, wśród posępnej samotności borów pokrytych śniegiem, maruderzy rozpalili ogień w zacisznej kotlinie, okazało się, że stan łupu jest wybitnie niezadowalający.Pies nie był chudy — przeciwnie, wydawał się chorobliwie obrzękły; na sierści jego widniały nagie plamy o nieprzyjemnym wyglądzie.Nie dla futra zabito go jednak.Był duży… został zjedzony… Reszta jest milczeniem.Milczeniem, podczas którego mały chłopczyk wzdryga się i mówi stanowczo:— Nie mógłbym jeść tego psa.A babka odpowiada z uśmiechem:— Może dlatego, że nie wiesz, co to znaczy być głodnym.Dowiedziałem się czegoś w tej materii później.Nie byłem jednak nigdy zmuszony do jedzenia psiego mięsa.Karmiłem się mięsem symbolicznego zwierzęcia, które w języku płochych Gallów zwie się la vache enragee[5], żywiłem się starym solonym mięsem, znam smak rekina, trepangu, węża, niemożliwych do opisania potraw z rzeczy nieokreślonych — lecz nie jadłem psa z litewskiej wsi.Pragnę, aby mnie zrozumiano dokładnie; to nie ja, tylko brat mego dziadka, Mikołaj, polski szlachcic osiadły na wsi.Chevalier de la Legion d’Honneur itp., itp., w zaraniu swej młodości jadł litewskiego psa.Wolałbym, aby tego nie był popełnił.Dziecinny wstręt do jego postępku prześladuje w idiotyczny sposób osiwiałego człowieka.Nic na to poradzić nie mogę.Lecz jeśli dziad Mikołaj był naprawdę do tego zmuszony, nie zapominajmy, że zjadł tego psa będąc w czynnej służbie, stawiając mężnie czoło nieprzyjacielowi podczas największej wojskowej klęski nowożytnej historii i niejako dla dobra ojczyzny.Zjadł go oczywiście, aby zaspokoić głód, ale także, aby nasycić nieugaszone patriotyczne pragnienie, podżegane potężną wiarą, która żyje po dziś dzień; zjadł go w pościgu za wielką iluzją, wznieconą przez wielkiego męża na kształt fałszywej pochodni, aby sprowadzić na manowce wysiłek mężnego narodu.Pro patria!Oglądany w tym świetle posiłek ów wyda się nam smaczny i przyzwoity.I oglądane w tym samym świetle moje własne pożywienie — de la vache enragée — wydaje mi się niedorzecznym i dziwacznym sposobem dogadzania sobie samemu; bo dlaczegoż ja — syn kraju, który ludzie tacy jak mój dziad i jego koledzy orali pługami i zraszali swą krwią — puściłem się na szerokie morza w pogoni za fantastycznymi potrawami z solonego mięsa i twardych sucharów? Przy najżyczliwszym rozpatrywaniu tej kwestii wydaje mi się ona nierozwiązalna.Niestety! Jestem przekonany, że istnieją ludzie o nieskazitelnej prawości, którzy gotowi są wyszeptać z pogardą słowo: dezercja.Tak oto smak niewinnych przygód może się stać gorzki dla podniebienia.Oceniając ludzkie postępki, należy uwzględnić to, co jest niewytłumaczalne na tej ziemi, gdzie żadne wyjaśnienie nie bywa ostateczne.Nigdy nie powinno się rzucać na wiatr oskarżenia o niewierność.Pozory tego kruchego życia są zwodne, jak wszystko, co podlega sądowi naszych niedoskonałych zmysłów.Wewnętrzny głos może pozostać lojalny w swych tajnych podszeptach.Wierność dla pewnej tradycji może przetrwać wśród wydarzeń życia zupełnie od pnia oderwanego, a jednak nie sprzeniewierzyć się drodze wykreślonej przez niewytłumaczalny popęd.Za długo by mi przyszło wyjaśniać ścisły związek przeciwieństw w ludzkiej naturze, związek, który nawet miłości nadaje niekiedy rozpaczliwy pozór zdrady.A może nie istnieje tu żadne wyjaśnienie.Wyrozumiałość, jak ktoś powiedział, jest najinteligentniejszą z cnót.Pozwalam sobie uważać tę cnotę za jedną z najrzadziej spotykanych, jeśli nie najrzadszą ze wszystkich.Nie chcę przez to powiedzieć, aby wszyscy ludzie byli ograniczeni — lub choćby przeważna ich część.Nic podobnego.Golibroda i ksiądz, poparci przez opinię całej wsi, sprawiedliwie potępili postępowanie pomysłowego hidalgo, który, wyruszając ze swej rodzinnej miejscowości, rozbił głowę mulnikowi, zadał śmierć stadu niewinnych owiec i doznał bardzo żałosnych przeżyć w pewnej stajni.Niech Bóg uchowa, aby jaki niegodny prostak uszedł zasłużonej nagany, czepiając się strzemienia wzniosłego caballero.Fantazja jego była bardzo szlachetna, pozbawiona doszczętnie egoizmu i zdolna wzbudzić tylko zazdrość podlejszych śmiertelników
[ Pobierz całość w formacie PDF ]