Podobne
- Strona startowa
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Koneczny.Feliks Cywilizacja zydowska
- Eddings Dav
- Żeleński Boy Tadeusz Słówka
- Polityka
- Stanislaw Lem Eden (2)
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej ÂŚmierci
- Anne Emanuelle Birn Marriage of Convenience; Rockefeller International Health and Revolutionary Mexico (2006)
- W dol Tim Johnston
- Praktyczny komentarz do Nowego (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Sądzi pan, że coś z tego mogło należeć do zabójcy?– Wątpię, ale Diaz zamierza zabrać wszystko na miejsce zbrodni i sprawdzić, do czego przyznają się robotnicy.W pudle leżała przezroczysta plastikowa torebka, zaklejona czerwoną taśmą z napisem: RZECZY OSOBISTE FARRINGTONA.– Zawartość jego kieszeni nie została naruszona?– Praktycznie nie.Stał na ugiętych nogach i nieco otworzyły mu się kieszenie spodni.Wlało się do nich trochę cementu, ale z wyjątkiem zmoczenia nic się nie stało zawartości kieszeni.– Zmoczenia?– Od wody w cemencie.Mamy wszystkie kawałki betonu, które obejmowały jego głowę.Zamierzam przedstawić je na wiosnę przyszłego roku w Chicago na kongresie Amerykańskiej Akademii Medycyny Sądowej.Są świetnym materiałem poglądowym.Tylna część jest nawet przebarwiona od krwi z rany po postrzale.– Trzydziestkadwójka?– Nie, trzydziestkaósemka.Obiecuje pani, że przed opublikowaniem czegokolwiek porozumie się z oficerem prowadzącym?– Oczywiście – zapewniłam.– Ale zniszczyło mu zegarek.Złoty rolex od strony, którą dotykał skóry Farringtona, błyszczał jak nowy, ale od strony szkiełka był cały pokryty betonem.– Chodzi?– Nie.W torebce było jeszcze wiele innych, trudnych do rozpoznania przedmiotów.– To pager – wyjaśnił Duffy, wskazując na jeden z nich.– Był przypięty do paska razem z kluczami.W środku znajdowały się także: zapalniczka, portfelik, klips do spinania banknotów i buteleczka na lekarstwa.– Jakie leki przyjmował?– Tagamet.Na żołądek.– W jakim był stanie zdrowia?– Miał kłopoty z żołądkiem, ale oprócz tego był zdrów jak ryba.Obracając torebką, obserwowałam jej zawartość.Zgnieciona chusteczka.Po chwili zobaczyłam coś, co spowodowało, że serce skoczyło mi w nagłym skurczu: niewielką zakrętkę od buteleczki z nitrogliceryną.Normalnie nie da się oczywiście stwierdzić po zakrętce, co zawierała fiolka, ta jednak miała naklejony jaskrawoczerwony krążek.– Gdzie jest buteleczka od tej zakrętki? – Nie myślałam, że trafi mnie to aż tak mocno.Zamglił mi się wzrok, musiałam zamrugać i odwrócić się od doktora Duffy’ego, by nie zauważył, że nagle stanęły mi łzy w oczach.Dan stracił córkę, ja straciłam ojca.Teraz stracimy siebie, a on straci wszystko.– Zobaczmy.– Duffy nie spostrzegł mojej reakcji i sprawdzał przypięty do torebki spis.– Nie znaleziono pasującej do tej zakrętki buteleczki.Możliwe, że zakrętka została źle przyporządkowana i powinna zostać przeniesiona do pozostałych śmieci, ponieważ jednak znaleziono ją przy denacie, włożyliśmy do osobistych jego rzeczy.Niewykluczone, że wpadła mu przypadkiem za koszulę i została zablokowana pod brodą wskutek ciśnienia płynnego cementu.– Widział pan kiedyś tak oznakowaną fiolkę do leków? – spytałam, dotykając zakrętki przez plastik i przypominając sobie dokładnie moment, kiedy sama zobaczyłam tę – czy może taką samą – zakrętkę po raz pierwszy.– Nie – odparł doktor, wyjmując mi torebkę z dłoni – ale ludzie robią najdziwniejsze rzeczy.Zaniósł karton z powrotem do magazynu i kiedy wrócił, zauważył moją zmienioną minę.– Coś się stało, Britt?Popatrzyłam na zegarek.– Nie, po prostu zaczynam być spóźniona, a muszę jeszcze przed powrotem do redakcji wpaść w jedno miejsce.Jechałam jak miotający się w szale wariat.A więc nie była to moja fantazja.Nie myliłam się, odkryłam prawdę.Teraz chodziło o sprawę życia i śmierci.Skręciłam z dużą prędkością w uliczkę, znalazłam lukę i wjechałam w nią, piszcząc hamulcami.Dlaczego? Jak mógł?Była w domu i uchyliła drzwi.– Witam! – zaczęłam serdecznym, przesadnie przyjaznym tonem.– Witam, pani Creech.Ruby.Na pewno mnie pani pamięta, nazywam się Britt Montero.Byłam tu, kiedy zmarł pani mąż.Muszę z panią porozmawiać.– Mam telefon – odparła chłodno.– To nie potrwa długo, a jest ważne dla nas obu.– Próbowałam zachować spokój, ale głos lekko mi drżał z napięcia.– O co chodzi?– O śmierć pani męża.– Nie chcę o tym rozmawiać – odparła jeszcze bardziej niechętnie.– Nie chodzi o to, co pani myśli.Proszę poświęcić mi trzy minuty.Drzwi się zamknęły, zachrobotał łańcuch, po czym znów się otworzyły.Wbijała we mnie wzrok, w końcu się cofnęła.– Prawdopodobnie będę tego żałować.– Dziękuję.Była w czarnych spodniach i bawełnianym podkoszulku, być może w tych samych co poprzednio, wyraźnie jednak od tamtego dnia utyła.Miała jaskrawy makijaż, niedawno musiała być u fryzjera, zniknęły bowiem siwe odrosty.– Dobrze pani wygląda – stwierdziłam, próbując uniknąć nadmiernego pośpiechu.– Co słychać?Na podłodze stało kilkanaście zapakowanych kartonów.– Wyprowadza się pani?Skinęła głową.– Pani by się nie wyprowadziła?Zamierzała wystawić dom na sprzedaż i pojechać do siostry w Sarasocie.Zapewniłam, że jest tam pięknie i na pewno się jej spodoba.Pomyślałam, że to nie najgorsze miejsce, aby zacząć życie od początku.– Czego pani chce?Wzięłam głęboki wdech.– Pamięta pani śledztwo sprzed lat w sprawie śmierci pani siostrzenicy? – Kiwnęła głową i zapatrzyła się ponuro w podłogę.Usiadła – w tym samym miejscu za stołem w kuchni co tamtym razem.– Wiem, że to nieprzyjemne, gdy sprawa powraca.– Usiadłam naprzeciwko.– Co to znaczy „powraca”? – spytała gorzko.– Ona nigdy nie zniknęła.Była z nami dzień w dzień.– Pamięta pani prowadzącego ją detektywa, który podejrzewał pani męża?– Nazywał się Flood.Kto by go nie pamiętał? Byłam zaskoczona, że w dniu, kiedy znalazłam Emersona, nie pojawił się razem z innymi, by się pogapić.Wtedy, kiedy pani tu była.– Był już na emeryturze.– Od kiedy?– Od zeszłej wiosny.– Na emeryturze?! – niemal wrzasnęła.– Na emeryturze? – Jej mina wyrażała niedowierzanie.– Skurwysyn! Jeżeli nie był policjantem, to po co dręczył nas wizytami?! Nie wiedziałam, że jest na emeryturze!– Czy to znaczy, że widziała go pani niedawno? – zapytałam, czując rosnący ucisk w dole brzucha.Wstała i zacisnęła pięści.– Przychodził mniej więcej raz do roku, czasami w rocznicę, nieraz w święta, Boże Narodzenie albo Wielkanoc.Myślę, że kiedy nie miał co ze sobą zrobić.Emerson nie chciał z nim rozmawiać, a on zawsze tylko zapewniał, że pragnie jedynie, byśmy wiedzieli, że nie zapomniał o sprawie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]