Podobne
- Strona startowa
- Feist Raymond E Mistrz magii (SCAN dal 735)
- Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734)
- Feist Raymond E Srebrzysty Ciern (SCAN dal 877)
- Feist Raymond E. Adept Magii
- Feist Raymond E Srebrzysty Ciern (2)
- Capp Colin Bron Chaosu (2)
- c5 9aw. Jan Od Krzy c5 bca Dzie c5 82a
- Silverberg Robert Gory Majipooru (2)
- Amis Martin Strzala Czasu (SCAN dal 749) (2
- May Karol Czarny Gerard
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jej stary to był najuczciwszy glina, jaki kiedykolwiek stracił pracę.Nie powinna ich była zabierać.Pan się jej podoba.- To miła dziewczyna.Nie w moim typie.- Nie lubi pan miłych dziewczyn? - palił już następnego papierosa.Ręką odpędzał dym od twarzy.- Lubię sprytne, szykowne dziewczyny, kute na cztery nogi i grzeszne do szpiku kości.- Takie oskubią człowieka do czysta - zauważył Randall obojętnie.- Jasne.Jakby mnie nikt nigdy nie oskubał.A to, co się teraz dzieje, jak pan nazwie?Uśmiechnął się pierwszy raz tego dnia.Prawdopodobnie pozwalał sobie na cztery uśmiechy dziennie.- Niewiele z pana mam - oświadczył.- Zdradzę panu jeden domysł, ale w tej sprawie dawno mnie już pan na pewno wyprzedził.Ten Marriott zajmował się szantażowaniem kobiet, pani Grayle prawie mi to wyznała.Ale miał jeszcze inną rolę.Był wtyczką tych bajterów.Wtyczką w lepszym towarzystwie, która oswaja ofiary i przygotowuje scenę.Oswajał te baby, zapraszał je do lokali i nawiązywał bliskie znajomości.Niech pan weźmie ten napad od czwartku tydzień wstecz.Jest w nim coś podejrzanego.Gdyby Marriott nie prowadził wtedy wozu albo nie zaprosił pani Grayle do Troc, ani nie wracał tą drogą, którą wracał, obok tej spelunki z piwem, do napadu by nie doszło.- Wóz mógł prowadzić szofer - zauważył logicznie Randall.- I niczego by to bardzo nie zmieniło.Za dziewięćdziesiąt na miesiąc żaden szofer nie pozwoli się nadziewać ołowiem gangsterom.I Marriott nie mógł przecież za często sam wystawiać tych bab, bo coś by się o tym słyszało.- W takich interesach wszystko polega na tym, że się nic nie słyszy - powiedziałem.- Właśnie dlatego towar idzie tak tanio.Randall odchylił się do tyłu i potrząsnął głową.- Musiałby pan wymyślić coś lepszego, żeby mnie zainteresować.Kobietom niewiele trzeba, żeby gadały.Musiałoby się rozejść, że ten Marriott wcale nie jest taki pewny, jeśli idzie o wspólne wycieczki po lokalach.- Może się rozeszło.I dlatego go ukatrupili.Randall popatrzył na mnie z drewnianym wyrazem twarzy.Mieszał łyżeczką w pustej filiżance.Wyciągnąłem rękę z dzbankiem kawy, ale machnięciem dłoni odsunął dzbanek.- Niech pan mówi dalej - przyzwolił.- Wykorzystali go.Już był bezużyteczny, czas było, żeby zaczęto trochę o nim mówić, jak to pan podpowiada.Tyle, że z tego zawodu się nie odchodzi i nie zostawiają człowiekowi czasu.Więc ten ostatni napad był urządzony specjalnie dla niego.po raz ostatni.Niech pan pamięta, że oni rzeczywiście mało zażądali za ten nefrytowy naszyjnik, jeżeli się weźmie pod uwagę jego wartość.I Marriott zajmował się pertraktacjami.Ale mimo wszystko bał się.W ostatniej chwili przyszło mu na myśl, że może lepiej będzie, jak nie pojedzie sam, i wymyślił sobie taką sztuczkę, żeby, jak mu się coś stanie, znaleziony przy nim przedmiot prowadził do kogoś, do człowieka bezwzględnego i na tyle sprytnego, żeby odwalać pracę umysłową dla takiego gangu, a jednocześnie człowieka w wyjątkowej pozycji, która mu pozwala zbierać informacje o bogatych babach.Była to dziecinna sztuczka, ale rzeczywiście spełniła swoje zadanie.Randall potrząsnął głową.- Gang byłby go przeszukał, może nawet wywieźliby ciało na morze i zatopili.- Nie.Oni chcieli, żeby to wyglądało na amatorską robotę.Chcieli dalej prowadzić interes.Prawdopodobnie mieli już kogo innego umówionego na jego miejsce.Randall nadal potrząsał głową.- Człowiek, na którego wskazują te papierosy, to nie ten typ.On ma swój własny niezły handelek.Dowiadywałem się.Co pan o nim myśli?Jego oczy były zbyt pozbawione wyrazu, zanadto obojętne.- Wyglądał mi na cholernego kata - powiedziałem.- A pieniędzy nigdy nie jest za dużo.I ostatecznie ta jego psychoanaliza to handelek, który nigdzie długo nie idzie.Jest modny i wszyscy do niego latają, ale po jakimś czasie moda się kończy i handelek się kurczy.To znaczy, jeżeli ktoś jest tylko psychoanalitykiem i niczym poza tym.To tak jak z gwiazdą filmową.Powiedzmy, pięć lat.Interes będzie szedł z pięć lat.Ale załóżmy, że ma wiele sposobów wykorzystania informacji, które na pewno wydobywa z tych bab, a nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.- Zajmę się nim dokładniej - przyobiecał Randall z tym brakiem wyrazu w oczach.- Ale na razie bardziej interesuje mnie Marriott.Cofnijmy się.jeszcze dalej.Jak przyszło do tego, że pan go poznał?- Po prostu zadzwonił do mnie.Natrafił na moje nazwisko w książce telefonicznej.Przynajmniej tak powiedział.- Miał pana wizytówkę.Zdziwiłem się.- Rzeczywiście, zapomniałem o tym.- Czy zastanawiał się pan w ogóle, dlaczego wybrał pana nazwisko?.nie wspominając już o pana krótkiej pamięci.Spoglądałem na niego znad swojej filiżanki.Zaczynał mi się podobać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]