Podobne
- Strona startowa
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- J.Chmielewska Skarby
- Katarzyna Grochola Upowaznienie do szczescia (2)
- Grochola Katarzyna Upoważnienie do szczescia (2)
- wojna zabiera szczesliwa mlodos (2)
- Chmielewska Joanna Lesio (www.ksiazki4u.prv.pl)
- Tom Clancy Jack Ryan, Jr. 05 Zwierzchnik [2014]
- Boyd William Jak lody w słońcu
- Pyle Howard Wesole przygody Robin Hooda (SC
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jedno z dwojga oznajmił albo używane, albo nie używane. Rzeczywiście przyświadczyła zjadliwie Tereska. Trzecią możliwość trudnoznalezć.Dokonałeś wielkiego odkrycia. Głupia jesteś, idzie mi o to, że albo nie używają kominów, czyli nie pali się tu żad-nego ognia, albo ktoś ich używa do innych celów i dlatego wyczyścił. Obejrzyjmy dokładnie zażądał Januszek. Daj, ja też.Zaczęli pchać głowy do przewodów i macać rękami, szybko przeistaczając się w po-mocników kominiarza.Tereska z Okrętką udały się dalej, mężnie pokonując wewnętrz-ne opory.Piwnice były mroczne i posępne, po kątach czaiły się czarne cienie.Należało zaczy-nać od znalezienia kontaktu i zapalenia żaróweczki, zanim weszło się do następnegopomieszczenia, bo atmosfera wywierała swój wpływ.Zbyt łatwo byłoby poddać się jej,omijać wzrokiem czarne kąty, rozmawiać przerażonym szeptem.Od razu znalazły piwnicę na wina, gdzie przy ścianach trzymały się jeszcze reszt-ki półek.W następnej tkwiły w murze beczki, kilku brakowało, zamiast nich widniaływ ścianach głębokie dziury.150 Gdybym mogła zyskać pewność, że milicja to wszystko dokładnie zbadała, do-znałabym dużej ulgi wyznała z troską Tereska, oświetlając latarką wnętrze jednejz nich. Potworna robota, właściwie w każdym miejscu może coś być. Szczególnie, że nie mamy pojęcia, czego szukamy mruknęła zgryzliwie Okręt-ką.Spróbowała poruszyć zamurowane beczki.%7ładna nie drgnęła, obok jednej natomiastmur był wykruszony i gruz posypał jej się znienacka na nogi.Zdążyła uskoczyć. Już wiem, jakim sposobem jednemu cegła coś tam przygniotła oznajmiła. Zdaje się, że idziemy po śladach poprzedników.Do bani taka robota. Wymyśl lepszą mruknęła Tereska, wciąż penetrując dziury po beczkach ostrymstrumieniem światła. To na nic powtórzyła Okrętką, przyglądając się jej krytycznie. Jestem za de-dukcją.Obejrzyjmy do końca i zastanówmy się, co robili inni.A potem zróbmy co in-nego. Jakiego innego? Głupiego.Zróbmy coś, czego by żaden fachowiec nie zrobił.Januszek ma rację, tonasza jedyna szansa.Tereska wyjęła głowę z dziury i zastanowiła się. Może i masz rację.Trzeba nawiązać przyjacielskie kontakty z milicją i spytać, czydokładnie sztikali. W każdym razie nie róbmy tego co inni, bo też wylądujemy w szpitalu.O Bo-że.! Co to.?!!Skądś, z mrocznej głębi, stamtąd, gdzie już były, niejako zza ich pleców, dobiegł naglejakiś cichy, posępny, grozę niosący dzwięk.Jakby stłumione, ponure, złowieszcze wycie.Potem coś zabrzęczało, załomotało żelazem.Tereska i Okrętką zdrętwiały radykalnie, sparaliżowało je i zaparło im dech.Dzwiękznakomicie pasował do tych grobowych kazamatów.Głuchy, złowrogi ryk trwał ciągle,natężał się i cichł, towarzyszył mu ten brzękliwy, żelazny łomot, przytłumiony, odległy,ale wyrazny.Dobiegał stamtąd, skąd przyszły i gdzie wiodła ich droga powrotna, z po-mieszczenia pod kuchnią.Okrętką poczuła w sobie nieopanowaną, dziką chęć wezwania pomocy.Otworzyłausta, ale nie wydobył się z nich żaden głos.Teresce mgliście mignęło w głowie, że tamprzecież zostali Zygmunt i Januszek, na litość boską, co się z nimi stało.?! Przemogłaskamieniałą odrętwiałość, ściskając w spoconej nagle dłoni zapaloną latarką, na ugina-jących się nogach ruszyła w stronę zródła dzwięku.Okrętką, wciąż bez słowa chociażz otwartymi ustami, sztywno, automatycznie, ruszyła za nią.Wycie nieco przycichło, na pierwszy plan wybijał się teraz żelazny łomot.Tereska na-brała rozpędu, przebiegła piwnicę z resztkami półek, wpadła do następnej, przed sobąujrzała jasność.Wycie znów się wzmogło.Tereska dopadła drzwi i spojrzała.151Zatrzymała się jak wryta i gwałtownie uchwyciła futryny, ponieważ na plecy wpadłajej Okrętką, która chwilę przedtem zamknęła oczy.Obie milczały, z różnych przyczynniezdolne do posłużenia się głosem.Okrętce udało się wreszcie w pewnym stopniu zre-alizować swoją dziką chęć krzyku o pomoc. Co.?! wychrypiała Teresce w ucho rozpaczliwym szeptem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]